Rozdział 3

1.1K 102 89
                                    


Lucy


     Nie wiedziałam, co się dzieje. Przed moimi stopami leżał martwy mężczyzna, który został zabity przez młodego blondyna stojącego przede mną. Ten dzień nie mógł być gorszy. Wszyscy ginęli i to wyłącznie z mojego powodu. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, lecz nie mogłam z siebie wydobyć ani jednego dźwięku, wszystkie słowa utkwiły mi w gardle. Mój oddech przyspieszył, oczy zaczęły błądzić, a ręce się trząść. Cała ta sytuacja zaczęła przypominać jakiś dobry film akcji, a zarazem horror.

     Mocny uścisk na prawym ramieniu i ostre szarpnięcie do tyłu sprawiły, że odwróciłam się przodem do osoby stojącej za mną. To był ten sam chłopak, który zabił mojego napastnika. Nawet nie zauważyłam, kiedy stanął tak blisko mnie. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jasne oczy skoncentrowane na mnie wydawały się koloru bezchmurnego nieba.

     – Mówiłem, żebyś wsiadła do samochodu! – krzyknął zdenerwowany przez zaciśnięte zęby i pociągnął mnie w stronę czarnego Audi.

     Zaczęłam się szarpać, a adrenalina buzowała w moich żyłach jak nigdy. Blondyn nawet nie zareagował na moje ruchy, tylko wzmocnił uścisk i ciągnął mnie dalej, nie zwracając uwagi na moje poczynania i krzyki sprzeciwu. Szybkim ruchem otworzył drzwi od samochodu i wepchnął mnie na tylną kanapę. Uderzyłam głową o drzwi, a gdy chwyciłam klamkę z nadzieją, że będą otwarte i uda mi się uciec od tego mordercy okazały się zablokowane. Szarpanie za kawałek plastiku i błaganie w myślach, by się otworzył, poszło na marne. Nie udało się.

     – Szybciej zrobisz sobie krzywdę, niż je otworzysz – oznajmił blondyn, wsiadając do samochodu. – A wiesz, nie chce mi się tłumaczyć Radzie, jak coś ci się stanie. – Odwrócił się do mnie, przymrużając delikatnie oczy. – Więc zaoszczędź sobie, jak i mi wysiłku i odpuść. – Wyszczerzył zęby w śnieżnobiały uśmiech i odwrócił się przodem do kierownicy.

     Usiadłam prosto i założyłam ręce na piersi posyłając chłopakowi najbardziej jadowite spojrzenie, na jakie było mnie stać. 

     – Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że porwanie i morderstwo to poważne przestępstwa? –zapytałam zirytowana całą tą sytuacją.

     Chłopak roześmiał się, słysząc moje słowa.

     – Sądziłem, że ratuje ci życie.

     – Raczej je rujnujesz – mruknęłam, zamykając oczy i opierając głowę o lodowatą szybę.

     Gdy wzięłam głęboki uspokajający oddech, poczułam ledwie wyczuwalny zapach drzew, a raczej lasu, przez co się uśmiechnęłam. Jak byłam mała, zawsze o tej porze roku chodziłam z Jonem na długie spacery; tworzyliśmy różne historie o księżniczkach czy potworach żyjących między drzewami lasu znajdującego się niedaleko domu. To były jedne z najfajniejszych chwil w moim dzieciństwie. Zawsze wyczekiwałam ich z utęsknieniem.

     Spojrzałam na krajobraz rozciągający się przed nami. Jechaliśmy na wzgórzu, przez co mogłam dostrzec łąki czy domy postawione w dużych odległościach od siebie. Zazwyczaj tę okolicę zamieszkiwali ludzie pragnący spokoju czy osoby mające dość miejskiego życia. Moje miasteczko nie było huczne i miło się w nim mieszkało, ale jednak jego okolice miały w sobie to coś, potrafiły chwycić za serce i przyciągnąć.

     –Mogę, przynajmniej wiedzieć gdzie mnie wywozisz? – zapytałam ciekawa.

     –Nie.

Rubinowe serceWhere stories live. Discover now