Tom I - Rozdział 1

11.9K 319 354
                                    

Witam!

To jak na razie mój drugi wpis tutaj i szczerze mówiąc trochę się denerwuję. Dziękuje za komentarze, które tak bardzo podnoszą na duchu i liczę, że inni czytelnicy mojego bloga też się przełamią i napiszą. Bo naprawdę, uwierzcie mi , że pozytywny odzew z waszej strony sprawia mi wiele radości oraz daje motywację do dalszego działania.

Pozdrawiam Serdecznie

Autorka :-)

***

Siedziałam na parapecie, opierając się plecami o ścianę i obracałam różdżkę w dłoniach. Jak zaczarowana wpatrywałam się w księżyc, którego blask rozpraszał ciemność w moim pokoju. Pomimo pełni nie odczuwałam strachu. Można nawet śmiało powiedzieć, że nie odczuwałam nic. Nagle usłyszałam kroki na korytarzu, a po chwili drzwi pomieszczenia otworzyły się. W przejściu stanął Remus. Patrzył na mnie zamglonym wzrokiem, a po chwili przemienił się w wilkołaka. Rzucił się na mnie - wtedy otworzyłam oczy.

Znajdowałam się w swoim pokoju na podłodze. Serce waliło mi jak szalone i miałam nierówny oddech. Patrzyłam ślepo w ścianę i zastanawiałam, jak bym się zachowała w takiej sytuacji. Jego nieobecny wzrok, agresja. A najgorsze było to, że nie byłam w stanie mu pomóc i uchronić siebie przed atakiem. Skuliłam się w sobie na samą myśl.

Nagle zadzwonił budzik, na którego dźwięk aż podskoczyłam. Spojrzałam na niego, a następnie na kalendarz. Momentalnie na mojej twarzy zagościł uśmiech. Otóż, dzisiejszego dnia, miałam rozpocząć swoją historię w Hogwarcie. Poruszyłam dynamicznie głową, w celu pozbycia się ostatków dramatycznych myśli, po czym złapałam za ręcznik i pobiegłam do łazienki się ogarnąć.

Po kilku ekspresowych minutach stanęłam przed lustrem przyglądając się sobie bardzo uważnie. Jasnobrązowe włosy spływały lekko po moich plecach, zasłaniając łopatki i opatulały lekko moją szczupłą twarz, na której malował się nieśmiały uśmiech. Moje zielone oczy błyszczały delikatnie i zdawało mi się, że pasują do moich starych jeansów, w tym samym kolorze. Znawczynią mody nie byłam, a więc nie wiedziałam, czy to na pewno było dobre połączenie. Liczyłam na to, że tak.

Poprawiłam znowu białą koszulę i ponownie rozwiązałam sznurówki, by zawiązać je po raz kolejny. Popatrzyłam na swoje lazurowe, wysłużone trampki z pewnego rodzaju niechęcią w oczach. Może nie chciałam iść do szkoły? Może wolałam zostać w domu i spędzać czas z bratem? Jednak chyba nikt nie miał zamiaru pytać mnie o zdanie.

Wstałam z ociągnięciem i spojrzałam w lustro.

- W takim stanie mogę pokazać się ludziom. - Pokiwałam z uznaniem głową, wymuszając na twarzy uśmiech.

Teraz byłam gotowa do wyjścia, z małym „ale". Popatrzyłam z bezradnością na pole bitwy jakie rozegrało się w tym pomieszczeniu poprzedniego wieczora. Ubrania walały się po podłodze, a różne nieciekawe przedmioty wychylały się ze swoich dotychczasowych kryjówek. Gdybym była mugolem z pewnością spędziłabym na sprzątaniu tego rozgardiaszu 10 lat. Ale dzięki moim zdolnościom wystarczyło jedynie wyciągnięcie różdżki i wyszeptanie: "chłoszczyść". Następnie chwyciłam za rączkę od kufra oraz klatkę z sową i zeszłam na dół.

Na dole zastałam Remusa, który bezradnie krzątał się po kuchni, próbując udawać dobrego kucharza.

- Jak ty sobie beze mnie poradzisz, braciszku? - przywitałam się, odbierając od niego patelnię z doszczętnie spalonym naleśnikiem. - Taki wspaniały czarodziej, a nie daje sobie rady z marnym naleśnikiem - zaśmiałam się.

- Mnie też cię miło widzieć, Suzanne - odparł Lupin, siadając przy stole, a po chwili zapytał: Jak samopoczucie?

- A dziękuję, bardzo dobrze - odparłam beztrosko, kończąc pierwszego naleśnika i podając go Remusowi.

Suzanne Rose LupinWhere stories live. Discover now