4 rozdział

52 10 2
                                    

Levi

Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się w głebi siebie kiedy uświadomiłem sobie, że dzisiaj jest sobota. To oznacza, że nie musze dzisiaj iść do szkoły i modlić się o to aby nikomu się nie narazić.

Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki w celu załatwienia porannej toalety. Po skończeniu wszystkich czynności poczułem, że mój brzuch domaga się jedzenia więc udałem się do kuchni. W pomieszczeniu nikogo nie było. Zdziwiłem się trochę, bo zwykle mama jest w domu, ale później dostrzegłem karteczkę na kuchennym blacie, która wszystko wyjaśniła.

Levi, dzwoniła do mnie Clarie żebym pomogła jej w bibliotece. Jeśli chcesz możesz też dołączyć ;) Każda para rąk się przyda,
                Mama

Westchnąłem, bo wiedziałem, że zdanie "Jeśli chcesz możesz też dołączyć" nie było propozycją, nad którą mogę się zastanowić tylko dyskretnym nakazem. Mama doskonale znała moje zajęcia, którymi zajmowałem się w soboty, a raczej ich brak.

Lubiłem weekendy, ale z drugiej strony chciałem, żeby nowy tydzień zaczął się jak najszybciej. Brak znajomych niestety dawał się we znaki. Jedyną rzeczą, którą mogłem się zająć to zaszyć się w fantastycznym świecie bohaterów kolejnej z książek znajdujących się na półce. Nie ukrywam, że czytanie to moje hobby, ale czasami po prostu potrzebuje osoby, z którą mógłbym porozmawiać. Której mógłbym chociażby przedstawić swoją opinię na temat ostatniej przeczytanej lektury. Która sprawiałaby, że weekendy nie byłyby już takie nudne. Życie samotnej osoby jest trudne. Mama mówi, że z każdą sprawą mogę się do niej zwracać, ale nie ukrywajmy, są sprawy, o których lepiej porozmawiać z przyjacielem.

Po zjedzeniu śniadania schowałem do tylnej kieszeni spodni telefon i po zakluczeniu domu również klucze. Na dworze było dość ciepło. Droga zajęła mi może z 15 minut.

-Levi jak dobrze cie widzieć! - powiedziała rozpromieniona jak zawsze Clarie.

-Dz-dzień dobry, przyszedłem pomóc. Od czego mam zacząć?

-Jest sporo książek do rozłożenia więc możesz się tym zająć, a ja z twoją mamą zajmiemy się czymś innym.

Przytaknąłem w odpowiedzi. Chwilę później kobieta pokazała mi wózek z książkami i półki, na których mam je rozłożyć. Było ich dużo, ale pomyślałem, że przynajmniej spędzę pożytecznie weekend. Postanowiłem od razu zabrać się do pracy. Popchnąłem wózek w stronę pierwszej z półek, na której znajdował się dział z książkami fantastycznymi. Biorąc jedną lekturę do ręki spojrzałem na jej okładkę. Było to dzieło J.K.Rowling. Harrego Pottera czytałem już wielokrotnie i jak dotąd jeszcze mi się nie znudził.

-Świetna książka- usłyszałem i odwróciłem się w stronę osoby, która wypowiedziała słowa.

Przede mną stał Drew we własnej osobie. Kiedy uświadomiłem już sobie, że to on zlustrowałem go od góry do dołu. Czarne rurki i luźny biały T-shirt. Muszę przyznać, że wygląda naprawdę dobrze, pomyślałem.

-Nie wiedziałem, że czytasz książki. I to fantastyczne.

-Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz. Jestem Drew Dirksen chociaż to już pewnie wiesz, a ty?

-Levi Jones- czułem się dziwnie. To on tak na mnie działał. Ale to było pozytywne uczucie. Chyba ucieszyłem się na jego widok.

-Jesteś zajęty? Bo jeśli nie to możemy iść do pizzerii tutaj nie daleko. W końcu muszę poznać nowego ucznia w klasie, nie?

-T-tak, ale jestem zajęty niestety. Muszę porozkładać książki na półki.

-To nic, innym razem - odparł z uśmiechem, po czym rzucił krótkie "pa" i wyszedł z biblioteki.

xxxxx

Rozdział krótki i nudny, wiem. I przepraszam, że długo go nie było ale halo, mamy pierwszą rozmowę! Liczę na to, że się spodoba ;) Gwiazdkujcie, komentujcie bo to mega pomaga.
          Dużo miłości <3

Love yourself // DreviWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu