Dzień 25

1.5K 83 51
                                    

Świąteczny one-shot na konkurs FandomusPospolitus

Nico POV

Szedłem ulicą, a śnieg skrzypiał mi pod butami. Zastanawiałem się, dlaczego tak właściwie się na to zgodziłem? Przecież nie cierpię świąt. To dla mnie jeden z najgorszych okresów w roku. W każdą wigilię odczuwałem brak rodziny bardziej niż zwykle. Nie chodzi o to, że nie pogodziłem się ze śmiercią Bianci. Zrozumiałem, że nie wróci ale nadal bardzo ją kocham. Dawniej powiedziałbym ze najbardziej na świecie, ale dzisiaj już nie jestem taki pewnien...

Patrzyłem na mijanych przeze mnie ludzi. Wszyscy się uśmiechali i wygladali na szczęśliwych. Jakaś mała dziewczynka radośnie szczebiotała do rodziców o tym co jej przyniesie Mikołaj, a dalej szła, obsciskując się, jakaś parka. Starsi ludzie spacerowali powoli, rozkoszujac się chwilą. Zazdrosciłem im. Co prawda, miałem "rodzinę". Po wojnie z Gają, wszyscy z siódemki, starali się ze mną zaprzyjaźnić i w sumie miałem z nimi całkiem dobre relacje, ale to nie to samo. Wiedziałem jednak, że nie darowaliby mi, gdybym nie przyszedł do nich na święta, dlatego właśnie, zmierzałem teraz do domu Jacksonów, ubrany w jeansy, koszulę i moją ukochaną kurtkę lotniczą, która już nie była na mnie za duża, jak kiedyś (ach, ten sentyment).
Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Od razu przypomniało mi się jak kilka lat temu znajdowałem się tutaj razem z Michelle Sorenson. Dopiero się poznaliśmy, uratowałem ja przed cykolpem. Potem bylismy na misji. Tyle przeżyliśmy... Ta dziewczyna nie była mi obojetna. Była moją przyjaciolka. Choć, może ja chciałbym czegoś więcej?

Moje rozmyślania przerwał szczęk zamka, a po chwili zza drzwi wyłonił sie Percy, trzymając na rękach półtoraroczną córeczkę, Silenę. Mężczyzna uśmiechnął się, a dziewczynka pochyliła się w moją stronę z wyciągniętymi rączkami, jakby chciała mnie przytulić. Normalnie nie wywołuję u dzieci takich reakcji, ale Silena była wyjątkiem, od chwili gdy się poznaliśmy, a ona rzuciła we mnie pluszowym misiem. Syn Posejdona podał mi dziewczynkę, a ja deliktanie ją przytuliłem, na co zareagowala śmiechem. Nigdy nie zrozumiem dzieci. Percy też się uśmiechnął.
- Cześć Nico! Myślałem już, że nie przyjdziesz.
- Ale przyszedłem. Kto jeszcze jest?
- Grace'owie, Frank z Hazel i Michelle. Valdez, Kalipso i Nelly będą za jakąś godzinę- Nerwowo poprawiłem fryzurę, co oczywiście miało odwrotny skutek niż chciałem, tym bardziej, że Silena cały czas szarpała mnie za włosy. Michelle już jest! Właśnie miałem odpowiedziec, kiedy zza Percy'ego wylonila się Sara, jego siostra, ubrana w turkusowo-biala sukienkę.
- Percy, Annabeth cię woła. O, cześć Nico! Wejdź, strasznie zimno na dworze- Przytaknąłem. Rzeczywiście, na dworze było chyba minus piętnaście stopni, a Silenka miała na sobie tylko sukienkę i sweterek.
- Percy, Sara ma rację. Lepiej chodźmy do środka, bo jak Silena się przeziębi to Annabeth urwie ci głowę.
- Ok, zapraszam- powiedział, po czym skierowalismy się do mieszkania.

W środku unosił się zapach pierników i kawy, a niebieskie, pokryte zdjęciami ściany, nadawały rodzinny nastrój. Zdjąłem kurtkę i buty, po czym skierowałem się za Percym do salonu. Na kanapie siedzieli Frank i Jason. Ten drugi trzymał na kolanach swojego syna, Luke'a. To imię wybrała Thalia, siostra syna Jupitera. Percy skierował się do kuchni, a ja, nadal trzymając Silenę, zostałem z chłopakami.
- Hej, Nico! Fajnie, że jesteś!
- Cześć. Co u was?
- Całkiem dobrze. Wiesz, że Reyna oddala stanowisko pretora?
- Naprawdę? Myślałem, że nie gdy nie zamierzała tego zrobić.
- Owszem, ale taki jeden heros, James wiesz, ten od 3 kohorty, ostatnio został awansowany. Za służbę i wypełnione misje- I tak sobie właśnie rozmawialiśmy, kiedy do pokoju weszły Piper, Hazel i Michelle. Moja siostra od razu do mnie podbiegła i mocno mnie przytulila. Normalnie nie lubie jak mnie dotykają, ale w święta postanowilem zrobić wyjatek. Piper stanęła koło Jasona i wzięła ich syna na ręce, a Michelle podeszła się przywitać.
- Nico! Jednak przyszedłeś!- dziewczyna przytuliła mnie lekko, bardziej po przyjacielsku, ale z niepewnością. Odwzajemniłem uścisk. Miałem ochotę powiedzieć, że przyszedłem tu tylko dla niej, ale tego nie zrobiłem- Tęskniłam za tobą- szepnęła, a ja zarumieniłem się lekko. Wszystko było cudowne, gdyby nie to, ze Silena stwierdziła chyba, że to zbyt piękna chwila i znów zaczęła szarpać moje włosy. Michelle, widzac to, zaśmiała się i wzięła ode mnie dziewczynkę. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach, dopóki nie rozległ się dzwonek do drzwi. To pewnie Leo. Po chwili, Percy i Annabeth, pojawili sie z wyżej wymienionym chlopakiem, jego siostrą Nelly i Kalipso. Przywitaliśmy się wszyscy, po czym Annabeth stwierdziła, że czas na kolację. Usiedliśmy wokół dużego stołu, ja pomiędzy Hazel i Michelle. Najpierw był barszcz z uszkami, ryba. Podczas kolacji, rozmawialiśmy o obozach. Dowiedziałem się, że Travis zaczął chodzić z Katie, na Long Island pojawił się syn Chione. Ciekawe. Ale znacznie ciekawszy był dla mnie deser, który Annabeth i Piper właśnie postawiły na stole. Było nawet niebieskie ciasto!

Usadowiliśmy się wygodnie na kanapach i fotelach, obserwując dzieci, radośnie odpakowywujace prezenty. Panowała wspaniała atmosfera, ale trochę doskwierał mi brak Bianci. Zamyślony, patrzyłem przed siebie niewidzącym wzrokiem, kiedy usłyszałem głos Michelle:
- Ja też coś dla ciebie mam. Chodź- i zanim zdążyłem zareagować, już ciągnęła mnie w stronę kuchni.
- Michelle, bo ja muszę...- dziewczyna przerwała mi:
- Zaczekaj, najpierw ja- po tych słowach, wyciągnęła zza pleców małą paczuszkę i wręczyła mi ją. Zaciekawiony, otworzyłem prezent. Było to zdjecie, zrobione tuż po naszej pierwszej misji, oprawione w czarną ramkę ze srebrnymi ornamentami. Zdałem sobie sprawę, że prawie ze wzruszeniem wspominam tę chwilę, co jest trochę smutne ze względu na to, że było tam bardzo niebezpiecznie.
- Podoba ci się?
- Tak, bardzo. Sama robiłaś?
- Mam swoje sposoby- uśmiechnęła się tajemniczo.- A co chciałeś mi powiedzieć?- spojrzałem na dziewczynę. Spokojnie Nico, dasz radę. Wdech i wydech.
- Bo widzisz, znamy się już kilka lat i przeżyliśmy razem wiele sytuacji. Nauczyłem się, że zawsze mogę na tobie polegać. I, Michelle, ja... Ja cię ko...- nie dokończyłem, ponieważ dziewczyna mnie pocałowała.
- Też cię kocham, Nico- i w tym momencie, pomyślałem że może święta wcale nie są takie złe. Ti amo, Michelle.

To jest złe, ale nie miałam weny na coś innego. Nie łączcie akcji z moją książką, to jest raczej takie "co by było gdyby". No to łapajcie tego shota i wesołych świąt!

Jak żyć?! Czyli 49 dni z Percym Jacksonem Where stories live. Discover now