1. Człowiek Syberii

97 14 8
                                    

Obudziłem się na łóżku w tej samej chacie. Potylica bolała mnie niemiłosiernie. Powoli otworzyłem oczy. Do moich uszu dobiegła muzyka, prawdopodobnie ludowa. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przy piecu stał starszy mężczyzna radośnie coś pichcąc. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby należeć do  satanistycznej sekty. Po cichu podniosłem się do siadu.

- Kim jesteś? - spytałem go po angielsku.

Szczerze wątpiłem, aby znał jakikolwiek język poza ojczystym, lecz zawsze warto próbować.
Starzec wzdrygnął się upuszczając czajnik, który z hukiem upadł na podłogę.

- Blyat. - przeklął pod nosem, od razu kierując swój wzrok na mnie.

Na oko mógł mieć około siedemdziesiąt lat. Pomarszczoną twarz zdobiły liczne blizny oraz długa, siwa broda. Ubrany w poszarpane ubrania, które mimo to wydawały się dość czyste.

- Ja sem ruskij. Ja ne rozumiju. - odpowiedział płynną ruszczyzną.

Kiedyś uczyłem się tego języka, na tak zwaną czarną godzinę. Może się z nim jakoś dogadam. Mimo to żałowałem, że nie zaopatrzyłem się wcześniej w tomik rozmówek.

Próbowałem wstać, lecz powstrzymały mnie od tego zawroty głowy. W międzyczasie starzec podniósł czajniczek, od razu zalewając wrzątkiem kubek. Wziął go ze sobą i żwawym krokiem do mnie podszedł. Po izbie rozniósł się przyjemny zapach ziół. Podał mi go siadając na taboreciku, na którym do niedawna przesiadywałem sącząc wino. Nieufnie spoglądałem na napar, próbując zidentyfikować pływające w nim liście. Rumianek, rozmaryn lekarski, płatki nagietka, żywokost lekarski... Plus coś goździko podobnego.

Powoli wziąłem łyk wywaru. Smakował paskudnie.

- Izvinite. Ja dumał, żeś ty złodzij. Pij dziecko, to na ból golowy.

- Kim jesteś i skąd się tu wziąłeś? - spytałem łamiąc angielski z rosyjskim.

- Ja sem Abrosim. Pustelnik. Eto było moja chata. Ale wywieźli mne do Moskwy.

- Jak tu wróciłeś?

- Ja se przyszeł na nogi. Cała Sibir! Ja dumał, żem mertwy.

Ból głowy powoli ustawał, widocznie zioła zaczęły działać. Stałem się również bardziej pobudzony, wyostrzyły mi się zmysły. Ostatnio taki stan otrzymałem podczas godzinnej medytacji. Abrosim przyglądał mi się z zaciekawieniem.

- Tyś jest szeptuch, tak?

- Proszę?

- Szeptuch. Znasz magiję.

- Skąd wiesz takie rzeczy? - spytałem przekręcając głowę na lekko na bok.

- Może żem story, ale ne ślepy. Jo żem widzioł książki o magiji! Inoczej bym cię ubił.

Mimowolnie się skrzywiłem. Nie ma to jak szczerość. Starzec zamyślił się podpierając żylastą dłonią głowę. Do zmęczonych oczu napłynęły mu łzy.

- Moja żena... Także znoła magiję. Ona szło na nogi po okolo wioski leczyć ludi. Dobro z niej było kobita. Ale ona umerla tri vesny temu.

Uronił pojedynczą łzę, która po chwili zniknęła w gęstej brodzie. Nie było mi go żal. To naturalne, że ludzie umierają, to naturalne. Każdy został stworzony aby wypełnić swoje przeznaczenie. Jedni znikają naturalnie, po cichu. Inni natomiast cierpią katusze błagając o koniec. Dla bliskich jest to tragiczne wydarzenie, po którym nie mogą się pozbierać latami. Ja już przywykłem. Od najmłodszych lat chodzi za mną widmo śmierci. Stąd też w zakonie nazywano mnie żniwiarzem. Widziałem jak umierała moja matka. Dławiła się krwią po tym, jak ojciec wbił jej nóż w gardło. Miałem wtedy cztery lata. Kilka miesięcy później byłem obecny przy jego samobójstwie. Powiesił się. Błagał, abym przewrócił stołek który znajdował się pod nim, bo sam nie jest w stanie. Zrobiłem to bez wahania. Był dla mnie zwykłym tchórzem.

SatanistaWhere stories live. Discover now