Smok i dziewczyna

253 11 12
                                    


 - Mamo! Opowiesz mi bajkę? – spytała siedmioletnia dziewczynka o dużych czerwonych oczach i krótkich, kręconych włosach. Starsza kobieta w okularach spojrzała na nią ze szczerym zdumieniem.

- Od kiedy ty lubisz bajki? – spytała, chcąc się upewnić, że dobrze usłyszała słowa własnej córki, która zrobiła naburmuszoną minę.

- Nudzi mi się, a wszystkie książki już przeczytałam!

- Niemożliwe!

- Mamo, każdą znam na pamięć! Dlatego chce, byś opowiedziała mi bajkę! – Uśmiechnęła się słodziutko, a jej czarne włoski rozsypały się na poduszce. – Czy może mam iść do taty?

- Nie denerwuj się, tata nie wrócił jeszcze z pracy. Daj mi chwilkę i ci opowiem. Ale po bajce spać! – Ruszyła do biurka, gdzie leżało kilka rękopisów. Co jej szkodzi, by opowiedzieć bajkę? Uśmiechnęła się leciutko. Wiedziała doskonale, która ją zainteresuje.

- A nie mogę zostać jeszcze pięć minut? – spytała błagalnie, ale kobieta nie dała się zwieść.

- Nie mam mowy! A teraz szybko umyj ząbki i do łóżeczka! – Zakomenderowała i osobiście dopilnowała, by dziewczynka ruszyła w stronę łazienki. Gdy ta zniknęła w pomieszczeniu, czym prędzej podbiegła do biurka. Musiała się odpowiednio przygotować.

- Już jestem! – Usłyszała krzyk. Zdziwiona podniosła brew.

- Tak szybko? – Odwróciła głowę w stronę uśmiechniętej od ucha do ucha dziewczynki.

- Sama zobaczy jak lśnią! – Wyszczerzyła ząbki, chcąc jej pokazać jakie są czyste. Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem i razem przeszły do pokoju dziecięcego.

Pokój nie był duży, utrzymany w kolorach zieleni uspokajał i wprowadzał w pozytywny nastrój Lubiła tutaj przebywać, mogła spędzić ten czas z dziećmi i nie przejmować się błahostkami. Nie czuła się też samotnie, zwłaszcza gdy Gajeel wybywał na misje i zwykle nie wracał do domu na noc. Dzisiaj wybrał się z synem, więc będzie musiał wrócić wcześniej! Spojrzała na zegar ścienny, który wskazywał godzinę dwudziestą. Jak ten czas szybko mija!

- No to słucham! – Dziewczynka rozsiadła się wygodnie na łóżku, a w dłoniach trzymała pluszaka w kształcie smoka. Nie rozstawała się z nim ani na chwilę, był jednym z prezentów otrzymanych od ojca. Spoglądając na córkę, poczuła motylki w brzuchu. Kto by pomyślał, że akurat to właśnie oni zostaną mężem i żoną? I będą mieli dzieci! Mimowolnie na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy.

- Mamo! – Ponaglała ją córka, mrużąc gniewnie oczy. Wykapany ojciec. Nie tylko z wyglądu: od zawsze była wygadana i nieobliczalna. Od dziecka kochała niszczyć przeróżne zabawki, pobiła się nawet z własnym bratem!

- Dawno, dawno temu...

- Mamo! Chyba nie będziesz mi opowiadała o księżniczkach i rycerzach?! To już jest nudne!

- Nawet nie miałam zamiaru! A teraz zamilknij i słuchaj! – zaśmiała się i kontynuowała – Dawno, dawno temu była sobie gildia Fairy Tai. Każdy członek ów gildii był bardzo potężny. Potrafili pokonywać przeciwników silniejszych od siebie, zdobywać pierwsze miejsca w konkurencjach przekraczających ludzkie możliwości, w których żaden człowiek nie miał najmniejszych szans w wygranej. A wiesz dlaczego tak się działo? Co kierowało tych magów do zdobywania zwycięstwa?

- Hmm... Nie wiem. – Pokręciła głową, nie znając odpowiedzi.

- Robili to dla przyjaciół, walczyli za przyjaciół i byli wstanie oddać za nich życie. Gildia nie cieszyła się dobrą sławą, ze względu na głupotę tamtejszych magów.

- Głupotę? Dlaczego ktoś, kto potrafi walczyć o dobro przyjaciół, miałby być głupi?

- Kilku jej członków całkiem przypadkowo niszczyło cenne artefakty, zabytki czy nawet całe miasta. Nie podobało się to radzie, która prawiła pieczę nad wszystkimi gildiami i magami w kraju.

- Rada? A co to za jedni? – Levi roześmiała się głośno, widząc zakłopotaną twarz córki.

- Rada to grupa potężnych magów, która pilnowała porządku między gildiami. Ten kto wypowiadał wojnę innym, musiał zostać ukarany. Tak samo jak mag, który nie działał według przyjętych zasad i pragnął zniszczyć kraj. Członkowie rady nie przepadali za Fairy Tail przez zniszczenia, jakie ze sobą nieśli. Po kilku chwalebnych bitwach, zdobyli szacunek i tolerancję członków stowarzyszenia. Teraz są numer jeden pośród gildii we Fiore.

- Zaraz... Tata jest magiem Fairy Tail! I ty też!

- Nie wiedziałaś o tym? – Pokręciła przecząco głową. Levi nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. – Tata nie opowiadał ci o naszej gildii?

- Opowiadał, ale wiesz jaki on jest. Nim zdążył otworzyć usta, zasypiałam! – wykrzyknęła, machając rączką i aktorsko opadając na poduszkę. Levy spojrzała na nią z dumą. Taka malutka, a była mądrzejsza niż niejeden mag Fairy Tail! Przy Natsu, ta dziewczynka była geniuszem. Wyobrażając sobie minę wkurzonego różowowłosego, ryknęła głośnych śmiechem.

- Co cię tak rozbawiło, mamo?

- Nic, nic – dodała szybko, nie chcąc jej niepokoić. – W gildii jak zawsze było głośno i wesoło. Magowie od samego rana walczyli ze sobą, bawili się w najlepsze, niektórzy robili zakłady typu „kto więcej wypije", inni pragnęli poznać swoją przyszłość, którą przepowiadała...

- Cana, wiecznie pijana! – Zaśmiała się dziewczynka, przytulając głowę do swojej przytulanki.

- A więc coś tam wiesz! – Złapała córkę za ramiona i przytuliła do piersi.

- Mamo?

- Hmmm?

- Czy ja też zostanę magiem? – W jej oczach widziała błysk. Nie wróżyło to niczego dobrego, wiec odpowiedziała z ociąganiem.

- Pewnie tak...

- To świetnie! Będę musiała nakłonić tatę, by mnie uczył! Tak samo jak tego głupka! – Wskazała na łóżko brata.

- Jak ty się wyrażasz, moje dziecko?! – Fuknęła na nią, patrząc z naganą. Dziewczynka skuliła się i wymamrotała:

- Przepraszam.

- Nie mów tak o swoim rodzonym braciszku! To nieładnie i niekulturalne! – Pokręciła palcem, a dziecko spuściło głowę zawstydzone swoim zachowaniem. – Przy barze siedziała wtedy niska magini, jak zwykle zaczytana w jednej z grubych powieści. Nie zwracała uwagi na całą wrzawę, była zbyt pochłonięta czytaniem, by podnieść głowę i oglądać to, co miało miejsce w gildii. Przywykła do krzyków, dzikich wrzasków, trzasków i huków. I wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewała. Ten którego potajemnie kochała, przeszedł obok niej szybko, jakby uciekał przed wzrokiem innych magów. To był jedyny raz, kiedy oderwała nos od książki. Oprowadziła go zdziwionym wzrokiem, a w głowie huczało jej od podejrzeń. Co też mogło się stać? Podjęła decyzję, która wpadła do głowy nagle i nie chciała jej opuścić. Postanowiła go śledzić. Nigdy wcześniej tego nie robiła, ale nie poddała się. Porzuciła otwartą księgę i ruszyła za nim, starając się iść jak najciszej. Chłopak niemal biegł w stronę swojego domu, nie odwracał się. Wtedy myślała, że jest na tyle cicho, że nikt nawet nie wie o jej istnieniu. Gdy chłopak zniknął jej z oczu, nie mogła w to uwierzyć. Po prostu rozpłynął się w powietrzu! Zamrugała oczami, wypatrując ukochanego. Wtedy poczuła lodowaty chłód za swoimi plecami. Wiedziała już, w co się wpakowała, że nie ma już powrotu. Wytężała swój umysł po to, by znaleźć rozsądną wymówkę. W końcu nie chciała się przyznać, że go śledziła. O nie! Odwróciła powoli głowę, siląc się na uśmiech. Zamiast tego, na jej twarzy pojawił się grymas, a nogi zaczęły mimowolnie drżeć. Nie ze strachu. Z przenikającego jej ciało zimna, wydobywającego się z ciała niedoszłego kochanka. Wiedziała że jest na nią zły. Zły? Wręcz kipiał z wściekłości, kiedy ją zobaczył! Skuliła się, przez co wyglądała jak mała dziewczynka. Wyszeptała przeprosiny i nim chłopak zdążył zareagować, uciekła w popłochu.

- Ale z niej tchórz! – Zaświergotała dziewczynka, machając z zadowoleniem nóżkami. – I co było dalej?

- Chłopak nie wiedział co zrobić. Biec za nią i przeprosić, czy dać sobie spokój.

- A co wybrał?

- Postanowił dać sobie spokój. – Posmutniała, a głos jej zadrżał. Córka spojrzała na nią zdziwiona, ale nie odezwała się. – Odszedł do domu, jedyne czego teraz pragnął, to wygodne łóżko i kilka godzin snu. Czuł się fatalnie, każdy mięsień krzyczał z bólu, jakby ktoś je rozrywał. Wtedy nie rozumiał, co się z nim dzieje. Sądził, że to zmęczenie. Nie wiedział, jak bardzo się mylił. Od tego dnia całe jego życie miało się zmienić, a on nie mógł na to nic poradzić. Był nieświadomy tego, co zastanie, gdy wstanie z łóżka, nadal zbyt zmęczony do wykonywania jakiejkolwiek opłacalnej misji.

- A co się stało z dziewczyną? Gdzie pobiegła?

- Udała się w stronę rzeki, przy której usiadła i wpatrywała się we własne odbicie. Na jej twarzy widniały czerwone plamy, ale w oczach błyszczały łzy, które spływały po policzkach, niknąc wśród materiału sukienki. Nie mogła sobie darować tchórzliwości, jaką wykazała przed swoją miłością. Wiedziała doskonale, że on nie lubi słabych i strachliwych dziewcząt. Pluła sobie w brodę, że postąpiła tak bezmyślnie. Czasu jednak cofnąć nie mogła, musiała więc odpokutować za swoje czyny. Nie wróciła tego dnia do akademika, zniknęła na dobre kilka dni. Nikt nie wiedział gdzie przez ten czas się podziewała. Po prostu zapadła się jak kamień wodę. Każdy z gildii jej szukał, ale w końcu dali sobie spokój. Po trzech dniach byli niemal pewni, że musiała opuścić miasto. Jej ukochany także się o nią martwił. Szukał jej samotnie, od rana do wieczora. Sądził, że to jego wina. Zmęczenie i ból dawały mu się ostro we znaki, nie potrafił przejść kilometra bez odpoczynku. Całe jego ciało swędziało, zwłaszcza plecy. Mimo to, nie chciał iść do uzdrowiciela i sam nie wiedział z jakiego powodu. Nie lubił, gdy ktoś się nad nim rozczulał, gdy dotykał jego wrażliwej skóry, która parzyła go niczym ogień. I wtedy znalazł ją przy rzece. Oglądała zachód słońca, tak piękny tamtego wieczora. Miał ochotę do niej podbiec, wykrzyczeć w twarz o swoich uczuciach. Coś mu uniemożliwiło. Przerażający ból wewnątrz ciała zwalił go z nóg. Czuł się, jakby krew w nim pulsuje, serce szybciej bije, a skóra parzy jeszcze bardziej niż przedtem. Wydał z siebie głośny wrzask, kiedy nadchodzący ból głowy okazał się nie do zniesienia. Wtedy zwrócił uwagę dziewczyny, która odwróciła się zdziwiona, chcąc zobaczyć osobę, która stoi za jej plecami. Widząc ukochanego, rzuciła się w jego stronę, z wyciągniętymi ramionami, krzycząc jego imię. Upadła na kolana przed nim, kiedy leżał na trawie i walczył z wszechogarniającym bólem. Złapała go w ramiona, przytulała tak mocno, jak tylko potrafiła. Szeptała mu do ucha czułe słowa, nie bojąc się okazać własnych uczuć. Jedyne o czym myślała to pomóc swojemu ukochanemu, by nie czuł tak przeraźliwego bólu. I niestety, nie udało jej się tego zrobić.

- Nie udało?

- Zdziwiona? – Uśmiechnęła się w jej stronę, głaszcząc po małej główce. – Niestety. Chłopak odepchnął ją i rzucił się w stronę rzeki. Przez chwilę myślała, że chce się utopić. Już miała się za nim biec, kiedy otoczyła go szara powłoka, zwiększająca swoją objętość z każdą sekundą. – Czuła na sobie zaciekawione spojrzenie córki. – Gdy powłoka zniknęła, jej oczom ukazał się ogromny smok.

- SMOK!? Człowiek zamienił się w smoka?! – Niedowierzała. Ona także nie wierzyła, ale to wydarzyło się naprawdę. Tego faktu wyjawiać nie chciała.

- Dziewczyna też nie mogła uwierzyć. Była pewna, że śni. Wszystko było jednak prawdziwe, nawet podmuch wiatru, gdy smok wzbił się w powietrze. Biegła za nim tak długo, aż nie straciła go z oczu. Krzyczała, błagała, prosiła by nie odchodził. On jednak nie słuchał, nie odwrócił ogromnego łba. Zniknął wśród chmur, a ona upadła na kolana i wydała z siebie głośny krzyk, pełen bólu i rozpaczy.

- I co się stało później? Proszę powiedz mi!

- Nie sądzisz, że to już pora by iść spać? – Wskazała na zegar. Wybiła właśnie godzina dwudziesta pierwsza. Dziewczynka pokręciła przecząco głową.

- Mamo, proszę! – Błagała ją tak długo, aż w końcu się poddała.

- Już dobrze. Pamiętaj, że jutro musisz wcześniej wstać! – Pogroziła jej palcem, przeczesując rozczochrane, niebieskie włosy. Sama już odczuwała zmęczenie, a podczas opowiadania „bajki" wszelkie sceny z przeszłości odgrywały się przed jej oczami. Nie było to łatwe, pomimo upływu tylu lat. Spuściła głowę, chcąc zatrzymać potok łez. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie płakać. Tak jak wtedy. Tego feralnego dla niej dnia. Zacisnęła powieki, widząc scenę, przez którą kiedyś straciła chęć by żyć.

- Mamo? – Córeczka przytuliła się do jej szyi, spoglądając na nią z zatroskaną miną. – Jesteś zmęczona?

- Nie martw się, nic mi nie jest. – Pokręciła przecząco głową, wytarła dyskretnie napływające jej do oczu łzy i kontynuowała:

- Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Straciła chęć by dalej żyć. Wróciła do swojego pokoju i nie wychodziła z niego od tygodni. Nawet stanowczość jej przyjaciółki, a jednocześnie najgroźniejszej kobiety w gildii jej nie poruszył i po prostu leżała dalej, wspominając przeszłość i tuląc do siebie ramkę ze zdjęciem ukochanego. Przestała o siebie dbać, nie chodziła na misje. Gdy zabrakło jej pieniędzy na czynsz, pozwoliła sobie pożyczać pieniądze od przyjaciółek, które nie chciały się z nią kłócić. W gildii nie było już tak jak dawniej. Nikt się nie bawił, nikt nie krzyczał i nie śpiewał. Atmosfera była przytłaczająca i bardzo nerwowa. Wystarczyła drobna wzmianka o ich przyjacielu, a każdy albo płakał, albo wychodził, chcąc ukryć swoją złość. Najbardziej rozpaczała ta, która go kochała. Trwało to prawie rok. W końcu otrzymała pismo, by wyprowadziła się z akademika. Wyrzucono ją na bruk, a z całego jej dobytku pozostała niewielka walizka z ubraniami na zmianę. Cała jej biblioteka została sprzedana, by pokryć długi, jakie zebrały się w ciągu tego czasu. Koleżanki z akademika się buntowały, chciały ją spłacić, ale ona odmówiła. Poprosiła Tytanię, by pożyczyła jej jeden z nieużywanych mieczy. Kobieta miała ich setki, więc oddała jej i ostrzegła, jak ma się nim posługiwać. Dziewczyna z całym swoim dobytkiem ruszyła w drogę, na poszukiwanie ukochanego.

- I co, znalazła go?

- Owszem, ale poszukiwania trwały latami. Gdy już miała się poddać, po upływie trzeciego roku od odejścia z gildii, usłyszała plotkę od kilku kobiet z wioski w której przebywała. Podobno widział ktoś smoka w dolinie, położonej między dwoma wysokimi górami. Dotarcie tam zajęło jej dwa miesiące. Nie poddawała się, szła uparcie naprzód. Nie raz musiała głodować, nie raz drżała z zimna i walczyła o przetrwanie. Gdy dotarła do rzekomej doliny, poczuła jak rodzi się w jej sercu nadzieja. Teren opadał lekko w dół, a zielona trawa i gęsty las sprawiał wrażenie przyjemnego, jakby zapraszał ją do swego wnętrza.

- Las może zapraszać do swojego wnętrza? Pierwsze słyszę! – Zadrwiła dziewczynka, ziewając. Widać było, że jest śpiąca, ale trzymała się dzielnie. Ciekawiła ją ta historia i to bardzo.

- Może to i dziwne. Ale ona po tylu latach podróży tak to widziała. Weszła do niego z szerokim uśmiechem, jakby przyszła na spacer, a nie na poszukiwania. Spojrzała w górę i serce stanęło jej w piersi. Tuż nad głową przeleciał szary smok. Znała go doskonale. Każdy jego szczegół, każdy centymetr skóry pokrytej łuskami. Był tu. Jej ukochany, był tu i na nią czekał. Rzuciła się biegiem, nie chcąc stracić go z oczu. Krzyczała w jego stronę, ale on nie zwrócił na nią uwagi. Zniknął pośród koron drzew, a głośny huk był oznaką jego lądowania. Miała szansę na spotkanie z nim, serce biło jej jak szalone, a po policzkach spływały łzy szczęścia. Po tylu latach!

- Mamo, ty płaczesz! – krzyknęła przestraszona Satsuki, widząc spływające łzy po policzkach matki.

- Nie przejmuj się – wyszeptała, odwracając głowę. Nagle obie usłyszały głośny huk zamykanych drzwi oraz szuranie butów na korytarzu. Levy szybko wytarła łzy rękawem bluzki. Machinalnie wstała z łóżka małej, chcąc przywitać ukochanego. Satsuki jednak głośno zaprotestowała:

- Mamo! – wykrzyknęła dziewczynka, wyczekująca kontynuacji bajki.

- Dalszą cześć poznasz jutro. Teraz czas na sen!

- Ale tak nie można!

- Owszem, można – uśmiechnęła się do córki promiennie, ucałowała ją w czółko i wyszła z pokoju, pozostawiając strapioną Satsuki samą.  

Smok i dziewczynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz