I

58 11 10
                                    

Ten krótki tekst dedykuję swojej mamie, chociaż wiem, że raczej nigdy tego nie przeczyta. 

***

 8 marca 2016 roku

Drogi pamiętniku!

Przypomnę Ci znów o mojej obecności, jestem tu i wciąż oddycham, chociaż czasem wydaję mi się, że świat chciałby się mnie pozbyć, a raczej już się mnie pozbył. . . Nazywam się Liwia, a przedstawiam się ponownie, dlatego, że chcę się upewnić, że wciąż jestem tą samą osobą, którą się stałam po Tym Dniu. Chyba się nie zmieniłam – wymuszony uśmiech na ustach i bardzo mało energii na cały dzień. Zwykła rutyna. Możesz mnie uznać za pesymistkę, lecz potrafię się z czegoś cieszyć. Naprawdę. Nigdy wcześniej Ci nie mówiłam o Tym Dniu. Myślę, że dzisiaj jestem gotowa i nie tylko na to, ale też na zmianę. Na drugi przełom w życiu, zaczerpnięcie głębszego oddechu po długiej śpiączce...

W swoim życiu nie zdążyłam przeżyć wielu zwykłych i beztroskich dni. Każdy twierdzi, że wydarzeń ze swojej młodości się nie pamięta. Nie zaprzeczę, ale Ten Dzień zapamiętałam włącznie ze wszystkimi szczegółami.

Jak to w większości tragicznych zdarzeń bywa , dzień zaczął się pięknie – miałam wtedy sześć lat – pełna energii, bez dłuższego przemyślenia zgodziłam się na niewinny południowy spacerek razem ze starszymi koleżankami z sąsiedztwa – bo co mogłoby się stać? Wszystko było idealnie – jako małe istotki, ciągle uśmiechnięte żartowałyśmy co krok i zastanawiałyśmy się nad tym ,, jak to było?". Nasza wycieczka się przedłużyła, aż do wieczora... Nasze mamy kazały nam czekać w małej knajpce ( jedynej, która była otwarta, tzw. uroki małej wioski) – więc czekałyśmy grzecznie, ale wtedy... Wszystko zdarzyło się w jednej chwili, do lokalu wparowali mężczyźni z pistoletami, szyby się stłukły, zaczęłam płakać z przerażenia. Miałyśmy się schować już pod stołem, aby uniknąć wszędobylskich kul – miałyśmy. W pewnym momencie, który ciągnął się w nieskończoność, poczułam ciepłą falę w głowie, a później pulsowanie, okropny ból. Zdążyłam tylko spojrzeć w szybę i ujrzeć przerażoną i zapłakaną twarz mojej matki. To była ostatnia chwila, kiedy patrzyłam na świat podziwiając jego prawdziwe piękno – patrzyłam z uwielbieniem, a nie nienawiścią.

Miałam się nie uratować, ale wywalczyłam kolejne sekundy, minuty, dni i lata. Kula niby szczęśliwie nie zabiła mnie, za to zniewoliła moje zmysły, ot tak zamknęła je w swoim pudełeczku i nie miała najmniejszego zamiaru wypuścić. Sprawiła, że z tym bardziej zazdrościłam ptakom, umiejącym latać, zaczęłam nienawidzić je za to. Za tą wolność, za beztroskę. Ale to przecież nie była ich wina, tak?

Do dziś nie potrafię się pogodzić z myślą ile straciłam. I każdy powinien pamiętać – doceniaj to, co masz, bo zawsze możesz mieć mniej. Cholera, to jest przecież taki oklepany tekst, a może po prostu niewielu go wysłuchuje, bo każdy go powtarza? Stał się tak błahy, powszechny i używany przez idiotów, że osobiście mogłabym nim wymiotować. Ale nie o tym miałam teraz pisać, miałam dokładnie przywołać ten obraz. Pogodzić się ze sobą, a może jednak z Tobą? Nieważne. Liwia, zrób to. To tylko papier, głupi papier. On i tak cię nie słucha.

Miewałam często stan apatii – patrzyłam się godzinami w białą ścianę szpitalnego pokoju, bez ruchu, niemalże bez oddechu. A jedyne słowo, które przychodziło mi na myśl, to ,,śmierć''. Nie reagowałam na głosy bliskich, bez żadnych emocji wysłuchiwałam płaczu matki, siedzącej przy mnie i proszącej o to, abym się odezwała. Ja jednak milczałam jak grób. Jak grób, w którym chciałabym się znaleźć.

Nie powiesz nikomu?//one shotWhere stories live. Discover now