✾4. Cholera Styles.. ✾

55 9 0
                                    

- Cholerny Gordon. - Warknął Ed.

Mężczyzna chodził nerwowo po pokoju, co chwilę zaciągając się papierosem.

- Szefie, co teraz zrobimy? - zapytał Louis.

- Jak to co, szykujemy się na straty. 

- Szefie wyciągniemy go. - Powiedziałem pewnie. Ed zaczął się śmiać.

- Chłopcze. - podszedł do mnie - Jak tam pójdziecie, mogę ponieść jeszcze większe straty. A wtedy tytuł "Szef Najgroźniejszego Gangu" przepadnie. Nie mogę na to pozwolić, ze względu na ten tytuł i was. 

- To nie ma sensu - Odpowiedziałem. - To jeden z nas. Musimy mu pomóc. Do tego niczemu nie jesteśmy winni.  

- Harry, kochany Harry. - zgasił papierosa. - Rozumiem, że to Twój przyjaciel, ale zrozum, że nie mogę nic z tym zrobić. Czy wyraziłem się jasno?

Pokiwaliśmy twierdząco głową. Zacząłem kierować się do wyjścia, w głowie obmyślałem plan jak odbić Nialla. 

- A jeszcze jedno. Nie ważcie się nawet tam jechać bez mojej wiedzy. - Usłyszałem, na co zacisnąłem mocno pięści. 

- Co robimy? - Zapytał Liam. 

- Za cholerę nie wiem. Trzeba go jakoś wyciągnąć. - Odpowiedział Louis, który grzebał coś w telefonie. 

Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Jak Ed się dowie, że nas nie ma, to już po nas i naszych rodzinach. Przetarłem twarz dłonią i głośno westchnąłem. 

- Nie uwierzycie - Powiedział Liam, patrząc się w telefon. 

- Też to widzisz? - zapytał Lou.

- Widzisz co? - zapytałem zdezorientowany. 

- Nadajnik Nialla działa. - Odpowiedział Liam. - Przemieszcza się. - dodał. 

- Gdzie on jest? - zapytałem.

- Jeszcze na posiadłości Gordona. - Wstałem z kanapy jak oparzony i zacząłem się szykować do wyjścia.

- A Ty gdzie? - krzyknął Lou. 

- Ed powiedział, że mamy nie jechać do Grodona, ale jak Niall nie będzie na jego posesji, będę mógł go zgarnąć. - Powiedziałem.

- Cholera Styles, wpakujesz nas w gorsze kłopoty. - Powiedział Liam, na co się zaśmiałem i szybko wyszliśmy z naszej "bazy".

Usiadłem na miejscu pasażera, Liam usiadł z tyłu, a Louis prowadził. Jechaliśmy spokojnie, nie łamiemy przepisów, co jest dość dziwne w naszym przypadku. 

- Niall znowu się ruszył. - Usłyszałem z tyłu. - Nadal jest u Gordona. 

Louis przyspieszył. 

- Wyszedł - Krzyknął, na co Louis już nie patrzył na ograniczenia. Jechaliśmy odbić naszego przyjaciela. - Cholera, wsiadł gdzieś i nie wiem gdzie jest. 

- Kurwa - powiedziałem. 

Louis stanął na jakimś poboczu. W ciszy zastanawialiśmy się co teraz robimy. 
Westchnąłem, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. 

Niall

Bez wahania odebrałem telefon.

- Gdzie jesteś? - wypaliłem od razu. 

~*~

- Jakim cudem przeżyłeś. - Ed był wyraźnie zaskoczony. Przytulił blondyna do siebie. 

- Miałem małą pomoc. - wzruszył ramionami

- Chłopcy - Zaczął Ed.

- To nie oni. Niejaka Andrea. - Powiedział i usiadł w fotelu, pocierając co chwilę swoją ranę na policzku nawilżoną chusteczką. 

- Laska uratowała CI dupę - zaśmiał się Liam.

- Stary sam w to nie mogę uwierzyć. 

- Andrea. - Powiedział cicho Ed. - Nie dzwoniłem do nikogo o pomoc. - Powiedział i przetarł twarz dłonią. 

- Myślisz, że ona? - zapytałem. - Skoro nie dzwoniłeś, to nie ma szans aby to był ktoś z White Rose. 

- Masz rację - powiedział po chwili. - Cieszę się Niall, że jesteś z nami. - Poklepał chłopaka po ramieniu. - Ta dziewczyna spadła Ci z nieba - zaśmiał się. - No już idźcie do siebie, muszę jeszcze nad czymś pomyśleć. - Dodał.

Od razu skierowaliśmy się do wyjścia. Ponownie dzisiejszego dnia siedzieliśmy w salonie, tym razem w pełnym squadzie i z alkoholem. 

- Ładna była? - zapytał Liam.

- Nie była zła. - Odpowiedział. 

- Dla mnie to dziwne. - Powiedział Louis. 

Uniosłem brwi i czekałem, aż zacznie kontynuować. 

- Skoro była jego dziewczyną, dlaczego uciekła? Dlaczego, akurat z Tobą? 

- Może to jakaś wtyka. - Odpowiedział Liam. 

- Wtyka z White Rose? 

- Skończcie - powiedziałem i odstawiłem szklankę z trunkiem na stół. - Ed do nikogo nie dzwonił, nie ma szans, że ona jest częścią ich. 

- Harry, a co jeśli jednak jest? 

- Pieprzycie głupoty. Nie miałoby to sensu. - Odpowiedziałem. 

- Ta cała Andrea dała Ci broń i telefon tak po prostu. Weszła do Ciebie i powiedziała "masz to Twoje". - Zaczął Louis.

- Mniej więcej tak to wyglądało. 

- Czuje się jakbym oglądał jakiś denny film akcji - zaśmiałem się. 

~*~

Siedziałam przed stosikiem drewna, który powoli się rozpalał. Z plecaka wyjęłam dwa foldery. Jeden o Deadless, a drugi o White Rose. 

Kiedy ognisko się już rozpaliło, wrzuciłam tam te foldery. Wymazane z pamięci. 
Patrzyłam jak foldery pochłania ogień. Uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, że kolejna akcja zakończyła się powodzeniem. 

- Andrea - Usłyszałam głos mojego szefa. Wstałam i spojrzałam się na niego. 

- Słucham szefie. 

- Jestem zadowolony z Twojej akcji. - Spojrzał się na ognisko i uniósł brew. 

- Spaliłam foldery o nas. - Bradley pokiwał głową i poklepał mnie po ramieniu. 

- Leć zmyj tą krew. - Zaśmiał się i poszedł w kierunku naszego "domu".

Spojrzałam się ostatni raz na ognisko, rozejrzałam się po okolicy i zaczęłam iść w kierunku budynku. 


~*~

Do następnego ~Martyna xo

Trust Me IH.SIWhere stories live. Discover now