– Bierzesz coś? – ­­kiwnęłam głową w kierunku grubej powieści Kinga, którą ściskała w rękach.

– Tak, możemy iść, tylko zapłacę – odparła, zakładając za uszy długie blond włosy.

Gwen skierowała się ku kasie, grzebiąc jednocześnie w torbie w poszukiwaniu portfela. Odprowadziłam ją wzrokiem i odwróciłam się, żeby zerknąć na półki z powieścią francuską w tym samym momencie, kiedy dzwonki przywieszone przy drzwiach radośnie zabrzęczały.

Smith pociągnął głośno zaczerwienionym nosem i wszedł pewnie do środka.

Zakryłam się lekko „Nędznikami" i obserwowałam, jak kluczy wśród labiryntu korytarzyków zbudowanych ze stosów pięknych historii. Oglądał kryminały, przerzucał horrory, kartkował tomiki poezji. Byłam zachwycona jego skupieniem. Zdawał się nie zauważać niczego poza pachnącymi świeżym drukiem książkami i nic nie zdołało go rozproszyć – muzyka symfoniczna płynąca z głośników, co i rusz przechadzający się obok niego księgarze, ani nawet jakiś plączący się pod nogami chłopiec z samochodzikiem w ręku.

– Coś ty zobaczyła?

Aż podskoczyłam, słysząc głos Gwen tuż nad moim uchem. Bo tak, jest ode mnie wyższa. Bo tak, większość naszej populacji jest ode mnie wyższa. Spuśćmy zasłonę milczenia na ten fakt irytujący mnie do granic możliwości.

– Nic, ja tylko...

Ale nie dokończyłam, bo Gwen powędrowała wzrokiem tropem, który wskazywały moje oczy i zauważyła obiekt mojego zainteresowania. Ze zdziwieniem uniosła brwi i krzyknęła:

– Hej, Dan!

Chłopak obrócił się zdezorientowany, a gdy napotkał wzrok mojej przyjaciółki, na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Daję głowę, że mnie wówczas nie zauważył – wysokość moich oczu ledwie zaczynała się na górnej krawędzi regału... Ruszył w naszą stronę, trzymając jakieś kieszonkowe wydanie w dłoni. A ja tkwiłam w lekkiej konsternacji.

– Nie spodziewałbym się tu ciebie – powiedział, przybijając Gwen piątkę. – Kyle odwołał dziś próbę ze względu na waszą randkę, nie powinnaś już robić się na bóstwo?

Kyle. Kyle Jonathan Simmons, brodaty i szalony chłopak Gwen od czterech miesięcy. Ten śmieszny wariat, dusza towarzystwa znał Smutasa-Smitha? I urządzał z nim jakieś próby? Halo, Ziemia do logiki! Co tu jest grane?

– Mam priorytety – Gwen odchyliła się, wskazując na mnie. – Nie zdradź mnie, ale Jane jest minimalnie wyżej w mojej hierarchii wartości. Zresztą, spotykamy się o ósmej. Nie wiem, jak to u innych bywa, ale ja nie mam w zwyczaju przygotowywać się do randki z człowiekiem dziewięćdziesiąt procent czasu udającym kota przez cztery godziny.

Dan prychnął.

– Ale ja tego od ciebie oczekuję! To musi być ważna okazja, skoro ośmielił się opuścić naszą próbę tylko dla ciebie... – zamilkł na moment i ukradkiem zlustrował mnie wzrokiem. – Hej, czy my nie chodzimy razem na...?

– Mhm, pisanie. Zajęcia z pisania dla chętnych – pomogłam, widząc, że nie może sobie przypomnieć. I tak byłam zaskoczona, że mnie kojarzył. Zawsze wydawał mi się przecież czymś pochłonięty, nie sądziłam, że na zajęciach w ogóle rejestruje ludzi wokół.

– Dan – przedstawił się krótko, zaciskając swoją chłodną jeszcze dłoń na mojej.

– Jude – odparłam równie lakonicznie, podnosząc wzrok z podłogi na jego twarz. Uśmiechał się promiennie znad wzorzystego szalika i przeszło mi przez myśl, że dziwnie kontrastowało to z jego wiecznie zmęczonymi oczami. W ich kącikach na moment pojawiły się małe zmarszczki. Odwzajemniłam uśmiech i schowałam ręce do kieszeni. – Z nieznanych powodów, dla przyjaciół Jane.

Kiedy teraz to sobie przypominam, zastanawiam się, jakim cudem ta niezwykła, najpiękniejsza i zarazem najbardziej bolesna znajomość w moim życiu zaczęła się w tak banalny sposób. Dlaczego nie poznałam go, siedząc w kawiarni i słuchając, a wręcz płynąc w odmętach jego skomplikowanych tekstów piosenek? Dając się zaczarować muzyce i nieśmiałej, ciepłej barwie głosu? Czasem człowiek wraca myślami do przeszłości i rzeczy oczywiste wydają mu się nierealne.

Tak samo nierealne wydały mi się kolejne spotkania ze Smithem. Poza zajęciami z pisarstwa, pewnego dnia wpadłam na niego w autobusie. Był tam okropny tłok, oba piętra autobusu zapełniono do cna. Ludzie owiani listopadowym chłodem wskakiwali do środka spragnieni ciepła, nie patrząc na to, że reszta i tak już ledwo się mieści. W wyniku przepychanki znalazłam się przy samych drzwiach. Na którymś przystanku z kolei następna porcja osób wysiadła, rozluźniając trochę panujący w środku ścisk. Ale nie trwało to zbyt długo. Kolejną falę ludzi rozpoczynał niebieskooki chłopak z burzą włosów do sufitu. No tak.

Uśmiechnął się na mój widok, odsłaniając zniekształcony ząb i nie zdążył powiedzieć mi „cześć", bo wchodzący ludzie wypchnęli go prosto na mnie. Kawa, którą trzymał w papierowym kubku, wyleciała w powietrze, a ja zachwiałam się i wpadłam na stojącego za mną starszego pana. Ten, zamiast mnie złapać, odsunął się jak najdalej jak tylko pozwalał mu tłok, wskutek czego wylądowałam na podłodze – w małej kałuży latte. Mężczyzna, który popchnął Dana, wymruczał jakieś niezrozumiałe przeprosiny, a chłopak schylił się, żeby pomóc mi wstać.

Stał tak blisko, że mogłam policzyć piegi na jego nosie.

– Niezbyt fortunne przywitanie, nie takie planowałem – powiedział, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.

– Daj spokój – odrzekłam z irytacją i zniżyłam głos, stając na palcach, żeby dosięgnąć jego ucha. – Ludzie w ogóle dziś nie patrzą na to, co robią – kiwnęłam głową w kierunku faceta, który spowodował mój epicki upadek.

– Masz się w co przebrać? – wskazał na moje poplamione spodnie.

– Chyba wrócę do domu... Miałam dziś złożyć CV w kilku miejscach, ale najwyżej zrobię to kiedy indziej.

– Szukasz pracy?

– Taaak, muszę mieć czym opłacać mieszkanie... Rok akademicki trwa już trzy miesiące, a ja nadal nie mam pracy, więc rodzice skończyli mnie wspierać finansowo – powiedziałam z roztargnieniem.

– Znam to – podniósł lewy kącik ust. – Powodzenia.

– Dzięki. To jak dużą kwotę wchłonęły za ciebie moje dżinsy? – spytałam, szukając portfela w torbie.

Dan powstrzymał mnie, kładąc dłoń na moim przedramieniu.

– Przestań, nie będziesz mi oddawać funta za kawę rozlaną nie z twojej winy – podniósł głowę i wyjrzał przez okno. – Och, muszę lecieć, to mój przystanek. To na razie, Jude.

– Cześć – rzuciłam i patrzyłam jak powłóczy nogami w kierunku wyjścia.

Wróciłam wtedy do domu następnym kursem i zajęłam się nauką. Ale nadmiar obowiązków sprawił, że moje CV musiały poczekać aż do następnego tygodnia.

Jasne, Gwen wyjaśniła mi, że Kyle, Dan i jeszcze jakaś dwójka spotykają się w każdy czwartek w garażu Smitha i próbują stworzyć coś na kształt zespołu. Dan pisze teksty i śpiewa, a reszta mu akompaniuje. Próbowałam to sobie wyobrazić, ale jedyne co widziałam, to Simmons skaczący po całym pomieszczeniu z obdrapaną gitarą w ręce.

Dan miał jednak z muzyką więcej wspólnego niż sądziłam.

Rozmawiałam właśnie z jakimś facetem w studiu nagraniowym Abbey Road Studios. Kręciło się tam dużo osób, więc wątpiłam w moje szanse przyjęcia do pracy nawet jako „osoba od kawy", zatem z lekkim zrezygnowaniem przekazałam mu moje CV. Jakiś chłopak właśnie niósł ogromną kolumnę. Kobieta z telefonem w dłoni bez przerwy wydawała polecenia.

– Gdzie to zanieść?

Bardzo śmieszne. Chłopakiem z kolumną okazał się Smith. Znowu.

– Sto dwadzieścia pięć, tylko szybko, bo zespół się śpieszy – odparła kobieta, zasłaniając ręką telefon.

– Jasne.

Skierował się ku schodom. Chciałam go przywitać, kiedy mnie mijał, ale ostatecznie sam mnie zauważył.

– Chryste, Jude, do trzech razy sztuka. Dzisiaj zabieram cię na kawę.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 11, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

You Cut Through All The Noise // Dan Smith ffWhere stories live. Discover now