Rozdział 1

370 11 5
                                    

Nastał poranek. Zapowiada się kolejny nudny dzień. Od śmierci Eli w moim życiu rzadko jest kolorowo. Na szczęście jest moja kochana córeczka - Zosia. Jeszcze przez chwilę byłem myślami gdzie indziej, ale przerwał mi  głos Zosieńki dochodzący z kuchni. Niechętnie wstałem z łóżka i poszedłem sprawdzić o co chodzi mojej córce.
- Co jest Zośka? - Zapytałem
- Zrobiłam ci śniadanie, lepiej już wstań bo niedługo zaczynasz dyżur.
- Jasne, dzięki.
Pożegnałem się z Zosią, wsiadłem w samochód i pojechałem do pracy. Ostatnio nie mam dobrego kontaktu z córką, może dlatego, że biorę dodatkowe dyżury i rzadko się widujemy. Mam wyrzuty sumienia, że nie mam czasu z nią porozmawiać, choćby o może problemach. Muszę być dla niej ojcem jak i matką. Za dziesięć minut zaczynam dyżur, wiec szybkim krokiem udałem się do stacji.
- Cześć Piotr, gdzie Martyna? - Zapytałem stanowczo nie widząc dziewczyny.
- Za chwile będzie doktorze, wszystko w porządku? - Odpowiedział.
- Tak Piotrek, po prostu nie lubię spóźnień. Idź naszykuj karetkę.
Pózniej z pięcio minutowym poślizgiem wpadła do stacji Martyna. Następnie przyszła reszta ratowników oraz lekarze - dr. Góra i dr. Anna.
- 21 S - odezwała się przez radio dyspozytorka.
- Zgłaszam się. - odpowiedział Wiktor.
- Jedziecie do wypadku, 20 letni mężczyzna cieżko ranny, ulica Mickiewicza.
- Jedziemy.
Dzień minął Wiktorowi bardzo szybko. Mnóstwo wezwań, na szczęście niegroźnych, sprawiły, że czas leciał nieubłaganie szybko. Nim się obejrzał było już po 18:00. Pożegnawszy się ze wszystkimi, wsiadł do samochodu i już miał wracać do domu, gdy nagle zadzwonił telefon. Na ekranie pojawił się numer wychowawczyni Zosi.
- Wiktor Banach, słucham? - odebrał pełen obaw.
- Dzień dobry panie Banach. Dzwonię w sprawie pana córki. Otóż jestem zmuszona poinformować pana, o kolejnych wybrykach Zosi. Rozumiem, że 16 lat to ciężki wiek, ale przyjście do szkoły pod wpływem alkoholu to chyba lekka przesada. Bardzo proszę odebrać córkę ze szkoły i przyjechać do mnie do gabinetu.
Wiktor przez chwilę milczał niedowierzając temu co przed chwilą usłyszał.
Oczywiscie, zaraz będę. - odpowiedział chłodnym głosem a po chwili rozłączył się.

- Zośka do jasnej cholery co ty wyprawiasz! - Krzyknął na nią, gdy weszli do mieszkania.
- Tato, przepraszam. Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Koniec z tym, to kolejny raz, kiedy dzwoni do mnie twoja wychowawczyni. Od dzisiaj nie wychodzisz do znajomych, oddaj mi telefon.
Zosia nie godząc się na warunki ojca, wybiegła z domu.
- Zośka, wracaj! - Krzyczał z jeszcze większą złością.
Wiktor siedzi w samotności w salonie. Jest już po 00:00 a jego córki dalej nie ma. Wyłączyła komórkę, u koleżanek też jej nie ma. Z powodu zmęczenia nagle usnął. W pewnej chwili obudził go dzwonek jego telefonu. Nieznajomy numer.
- Banach. - odezwał się zachrypniętym głosem.
- Dobry wieczór doktorze - odezwała się osoba po drugiej stronie słuchawki.
Wiktor znał ten głos, lecz to co usłyszał zwaliło go z nóg. Zrobił się blady, wszystko mu zdrętwiało, ale słuchał dalej. Pózniej wybiegł z mieszkania powtarzając sobie w myślach.
- Moja Zosieńka!!!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 28, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Od znajomości po miłość?Where stories live. Discover now