Rozdział 1

6 1 0
                                    


Czerwony...

Ten kolor cały czas przelatuje mi przed oczami.

Dlaczego boję się na niego spojrzeć? Dlaczego chcę, żeby go tu nie było?

Mam wrażenie, że jeśli będę go widzieć, to umrę?

Czerwony przeplata się z czarnym aż całkowcie przestaje się pojawaić.

Dlaczego czuję się przez to spokojniejsza? Nie wiem, ale to dobrze, że go nie ma.

Powoli zdaję sobie sprawę, że widzę coś przypominającego beton przed sobą.

Leżę na boku. Próbując sprawdzić czy śpię, podnoszę dłoń na wysokość twarzy.

Wygląda całkowicie normalnie.

Z wahaniem dźwigam się na rękach i zauważam, że coś mi ciąży na plecach.

Staję prosto i rozglądam się po pomieszczeniu. To jakiś betonowy pustostan, bez mebli, szyb w oknach czy nawet drzwi. Tylko betonowe ściany i drewniana podłoga.

Co ja tu robię?

Przechodzę przez pokój i wyglądam przez okno. Widzę tłum ludzi przesuwający się na tle szarych, betonowych budynków. Musi być późno po zachodzie słońca. Nie znam tego miejsca. Gdzie ja jestem?

Wystraszona osuwam się na podłogę próbując coś sobie przypomnieć. Głowę zalewają mi luźne wspomnienia. Kłótnia Mileny z polonistką o jakąś głupotę; męczenie piosenki, którą niedawno odkryłam; zlecenie mi projektu na poprawę ocen z historii; Julia drepcząca gdzieś ze mną...

Julia? Przecież nigdy się nie przyjaźniłyśmy...

Julia, Julia, Julia... To imię kołacze mi się w głowie. Czuję, jakby było ważne. Ale dlaczego miałoby być? Julia. Julia. Julia. Julia...

Oplatam głowę rękami i zamykam oczy, żeby przestać o nim myśleć. Dlaczego ona? Co ona ma z tym wspólnego? Julia. Julia. Julia.

- Wiesz, że ten budynek jest zajęty?

Zaskoczona otwieram oczy i podnoszę głowę. Napotykam wzrokiem nóż skierowany w moją stronę.

Chwila, nóż?

NÓŻ?!

- Może jeśli teraz wstaniesz i wyjdziesz to nic ci nie zrobię. Może...- Otępiała spoglądam w górę. Widzę brunetkę patrzącą na mnie z okrutnym uśmiechem.

- Ja...Kim ty jesteś? Co to za miejsce? - Te słowa same wychodzą z moich ust.

- Ojoj- mówi słodkim głosem- Biedactwo się zgubiło...

Jednym ruchem chwyta mnie za koszulkę i podciąga w górę. Przygląda się mojej twarzy.

Otwiera szeroko oczy. Upuszcza mnie na ziemię.

- Co do kurw...- klnie lustrując moje ubranie.

Zostaw mnie.

Proszę, odejdź.

- Eeej...Jesteś szlachcianką? - mówi znowu kierując nóż w moją stronę.

Co?

-...Nie.- Tylko jestem w stanie powiedzieć. Nawet nie wiem o czym ona mówi.

- Popierdoliło cię? Z takimi szmatami musisz być z wysokiej szlachty. - Pochyla się nade mną. - No, bidulko? Gadaj gdzie masz swoich przydupasów.

-Nie wiem o czym mówisz.- Ona chce mnie zabić. Zaczynam oddychać coraz ciężej. Muszę uciec. Muszę uciec.

- Ojoj. Nie uczyli cię w domu, że nie wolno kłamać? - Prostuje się i rozgląda wokół.- Te, skąd jesteś?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 20, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miasto mojej śmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz