Skrzaty jakby próbując wspomóc uczniów w cierpieniu i oderwać ich na chwilę od żmudnej nauki, na dobry początek dnia przygotowały różne pyszności, takie jak jak naleśniki, babeczki i inne słodkości. Melania mogłaby przysiąść, że gdy szła do swojego stałego miejsca w oczy rzuciło jej się nawet kilka szarlotek, czego uczniowie nie mogli jeść za często. Jedenastoletni młodzi czarodzieje po słodyczach robili strasznie głupie rzeczy.

— Snape, czemu nic nie jesz?

Melania podskoczyła w miejscu, a biedne zielone winogrono utopiło się w ozdobnym dzbanku z sokiem dyniowym. Próbowała je przywołać, co w połączeniu z jej strachem zaowocowało kilkoma uderzeniami w czoło zielonymi owocami winogrona.

— Max... — zdołała wydukać, w oszołomieniu pocierając bolące czoło. — Nic... udawaj, że nic nie widziałeś. — wydukała nieśmiało, czując jak jej policzki zaczynają piec ją od rumieńca.

Ciemnowłosy zaśmiał się jedynie, ukazując swój idealnie biały uśmiech. Dosiadł się do niej i chwycił czekoladową babeczkę. Obdarzył przyjaciółkę pytającym wzrokiem i po przełknięciu pierwszego gryza, zapytał z pretensją w głosie:

— Pytałem dlaczego nic nie jesz...

— Nie jestem głodna. — machnęła ręką i uśmiechnęła się krzywo spoglądając na stół. Zlokalizowała kawę i prędko nalała sobie cały kubek, jakby ktoś zaraz miał jej zabrać czarny napój bogów. — Chyba za bardzo stresuję się przed mugoloznactwem...

— A nie mówiłem, że mugoloznactwo narobi ci tylko kłopotów? Gdybyś mnie posłuchała...

— I chyba w tym roku się wypiszę, bo mam go już szczerze dość. — przerwała mu, zanim zaczął swój monolog o mugolach. Prawda była taka, że Max mimo że mógł na pierwszy rzut oka wydawać się ideałem, to przy bliskich stawał się szczery do bólu i wyjątkowo złośliwy. Nie ukrywał się w tedy ze swoją niechęcią, a nawet odrazą do mugoli, jak miała to w zwyczaju większość czarodziei o czystej krwi. Melania czasem zastanawiała się, czy jej przyjaciel nie ma problemu i z nią. Ród Prince nie był najbardziej szanowanym rodem czystej krwi w czarodziejskim świecie. Może jeszcze gdyby czarodziejem z dwójki jej rodziców okazał się być ojciec, to inaczej by na nią patrzono. Matka czarodziejka, która zachodzi w ciążę z mugolem nie jest mile widziana w czarodziejskim świecie.

Nazwisko Snape'ów uratował jej starszy brat – Severus, który dostał się do Slytherinu pomimo bycia półkrwi. Wywołało to nie małe zamieszanie na początku pierwszej klasy, lecz ślizgoni z czasem zaakceptowali Severusa. W końcu był perfekcyjnym uczniem, dobrym kolegą i potrafił mówić to, co inni chcieli usłyszeć, a głównie to się liczyło. Kto mógłby go nie lubić? Zapewne gryfoni, lecz ich zdaniem nie przejmował się praktycznie nikt z poza ich własnego domu. Melania również czasami spotykała się z krzywymi spojrzeniami ze strony uczniów z domu lwa, lecz uzasadniała to sobie zazdrością oraz ich wrodzoną zawiścią.

— Po co tak wcześnie jesteś w Wielkiej Sali? — zapytała, próbując zmienić temat. Upiła łyk kawy z czarnego kubka, wpatrując się uważnie w przyjaciela.

Był zwykłym, uroczym nastolatkiem z delikatnymi rysami twarzy i bystrymi szarymi oczami. Nigdy nie dbał o swój wygląd bardziej, niż było to konieczne. Tacy ludzie jak on nie potrzebowali zbyt wiele, by zrobić wrażenie na innych. Biała pomięta koszula, która miała rozpiętych kilka guzików subtelnie odkrywały jego tors. Przez szyję miał przewieszony niebiesko-srebrny krawat, którego nigdy nie kłopotał się wiązać.  Miał wąskie usta, które często podgryzał, gdy próbował się na czymś skupić. Tak samo zrobił i teraz, więc Melania wiedziała już, że jego słowa będą co najwyżej półprawdą. Dla niektórych dziewczyn mógł być to kuszący widok, jednak dla niej wyglądał on po prostu śmiesznie, wystawiając drobne zęby niczym króliczek. 

— Umówiłem się z tą Meadowes o której ci opowiadałem. Idziemy do Hogsmeade a, że mnie nosiło, to przyszedłem tutaj. — wzruszył lekko ramionami, udając pewnego siebie. Na jego usta wkradł się delikatny uśmiech, zapewne na myśl o Dorcas – gryfonce, która słynęła ze swojej wyjątkowej brawury.

— Kiedy?

— Za chwilę.

— Nie mów mi, że pójdziesz na randkę w tym co chodzisz na co dzień po szkole. — zmroziła go wzrokiem. — Postaraj się, to zrobi jej się miło. — dodała, biorąc łyk kawy.

— Po co mam się stroić? To tylko Hogsmeade. — wzruszył lekko ramionami, biorąc do ręki kolejną babeczkę. — Poza tym, nie nazwałbym tego randką... Chciałem porozmawiać z nią o Quidditchu. Słyszałem, że ten drugoklasista dostał się do ich drużyny jako pałkarz. Może powie coś ciekawego? Muszę mieć jakąś strategię, w końcu za niedługo zaczną się mecze, a ja bardzo nie chciałbym, aby znowu zabrakło nam kilku punktów do wygrania z gryfonami.

Melania przewróciła oczami. No tak – Quidditch zawsze na pierwszym miejscu. A już sądziła, że Max traktuje Dorcas na poważnie.

— Zrobiłoby się jej miło... — powtórzyła cicho, jakby do siebie, sięgając po jabłko. Wstała od stołu, zabierając ze sobą poszarzałą torbę w której miała kilka pustych zwojów i pióro do pisania. Poprawiła ją sobie na ramieniu i zacisnęła lekko drżącą dłoń na pasku. — Jakbyś nie wiedział w co się ubrać, zapytaj Sophie, albo poczekaj na mnie, jeżeli życie ci miłe. — mruknęła, mijając go.

Pogroziła mu jeszcze palcem i wyprawiła krótkie kazanie o okruchach, którymi sypał na lewo i prawo. Ponownie poprawiła swoją torbę i w akompaniamencie tupania obcasów opuściła salę, by udać się na lekcje z fanatykiem Kwiryniuszem Qurrellim.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now