ROZDZIAŁ I

762 41 4
                                    


RINA

Dzień zapowiadał się dobrze. Ze wzgląd na piękną pogodę, moje urodziny i czekanie. Czekanie, na spełnienie obietnicy przez nieznajomego.

W sumie to nieco dziwne... Kiedy wszystkie dzieci straszyło się i straszy Babą Jagą, wilkołakami, wampirami i innymi strasznymi stworami zamieszkującymi lasy*. Spotykając, go, nie miałam żadnych wątpliwości, że był człowiekiem. Nie wydawał mi się przerażający, a myśl, że mógł by mnie porwać, nie przemknęła mi, w ogóle po głowie. Widziałam, w nim wtedy zagubionego, i pełnego bólu i żalu człowieka.

Wyszłam z domu i poszłam do piekarki. Była to miła staruszka, która, często powiadała mi różne historię. Nawet tę o Vladzie Palowniku*. To dopiero było coś. Człowiek ten był, wielki, aczkolwiek okrutny. Wbijał na pal ludzi, i czerpał z tego przyjemność. Jak dla mnie ta historia jest naciągana, ale staruszka, nie dała się do tego przekonać.

Weszłam do jej domu.

- Dzień dobry - powiedziałam, w głąb pomieszczenia.

- Ach, już jesteś kochaniutka! - zawołała wychodząc z kuchni, i tuląc mnie na przywitanie - To jest dla ciebie - powiedziała podając mi pieczywo. - A teraz zmykaj, na twoje przyjęcie muszę, upiec ciasto - prawe wypchnęła mnie za drzwi.

To było dziwne.

Trzymając chleb wyszłam przed chatkę staruszki. I nagle usłyszałam głośne rżenie konia. Przed moim nosem, pojawił się pysk stworzenia, które wydało głośny odgłos. Spojrzałam z zwierzę. Jeźdźcem konia był... Fred! Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie, po czym zeskoczył z konia.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknął, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Jesteś pierwszą osobą, która mi to dzisiaj powiedziała. - zaśmiałam się. Najwidoczniej, nie potrzebowałam tego co najlepsze.

- Marzyłaś aby, tak zacna majestatyczność jak ja, powiedziała ci to dzisiaj - powiedział puszczając mnie.

- Tak, tak - uśmiechnęłam się - A ty o czym marzysz? - spytałam, ze śmiechem.

Chłopak trochę się zawstydził.

- O tobie - powiedział drapiąc się po karku, a klacz cicho zarżała. Moim zdaniem, zwierze było tak samo, rozbawione jak ja.

- Zatem, marz, albo śni dalej - odparłam odchodząc.

- Będę śnił tak długo, jak będzie trzeba - uśmiechnął się, ukazując przy tym dołeczki w policzkach.

- Zatem, podejrzewam, że już nigdy się nie obudzisz - parsknęłam i poszłam do domu.

Wszyscy w wiosce, chcieli, abym wyszła za Freda. Chłopak, o jakim marzy nie jedna dziewczyna w moim wieku. Blond włosy, zielone oczy, ma trochę oleju w głowie... Dziedziczy farmę, po rodzicach, czyli ma niesamowite źródło dochodów. A ja? Córka, najlepszego łowcy w miasteczku. Do najbrzydszych nie należę, z tego co mówią, intelekt odziedziczyłam, po matce, co oznacza, dosyć dużą tęgość umysłu. W każdym razie, tak to wygląda...

Osobiście nie chcę, za niego wychodzić. To dobry chłopak, ale nie dla mnie. Nie pasujemy do siebie. On woli zostawać, w domu w wolnych chwilach, a ja nie mogę usiedzieć w miejscu. Ja uwielbiam noc, ale On woli dzień. Oboje, mamy różne poglądy, na różne tematy... Pomimo tego, większość osób mówi, że ,,przeciwieństwa się przyciągają". Najprawdopodobniej nie w tym przypadku.

I pomyśleć, że tyle dziewczyn w około, a musiało paść na mnie. Fred to tylko przyjaciel, mam nadzieje, że jego rodzice to w końcu zrozumieją.

Narzeczona króla Mroku -  Dracula inna historiaDär berättelser lever. Upptäck nu