Just a bad life.

5 0 0
                                    

PROSZE POSŁUCHAJ PIOSENKI W CZASIE CZYTANIA, wiem ze jest to cos nowego z miej strony (one shot) ale uważam to za najwierniejsze odwzorowanie tego co mi aktualnie błądzi w głowie, pewnie bedzie duzo sie pojawiało one shotów, a opowiadania i dłuższe formy przedstawienia treści pójdą w las, miłego czytania.
6 czerwca 2014 roku
Właśnie wracałam cała zamyślona z mojego ulubionego miejsca na świecie, basenu. Czułam się tam tak prawdziwie, pomimo wielu mankamentów urody i ciała dalekiego od perfekcji nie miałam żadnych oporów żeby ubrać się w strój kąpielowy i po prostu umilić sobie dzień.
Była sobota, zawsze w soboty chodzę na basen, zbliżał się koniec roku szkolnego co radowało moje serce do granic możliwości, do tego jeszcze endorfiny wydzielające się pod wpływem aktywności fizycznej-ekstaza.
Właśnie przekroczyłam prog mojego osiedla z domkami, na horyzoncie widziałam Tiffani, nie przepadałam za tą dziewczyną od momentu ukończenia 4-tej klasy podstawówki, nie przepadałam i tyle. Zawsze była uśmiechnięta i umalowana jak dziwka, nie wiem dlaczego pomimo mojej nienawiści do niej to uważałam ze jest śliczna, bez makijażu. Gdy zobaczyłam ją podążająca w moją stronę to przyspieszyłam kroku, cholernie nie chciałam spotkania z nią.
-Elizabeth-usłyszałam pomimo włączonej muzyki w słuchawkach.
-Czego chcesz?-Sucho odpowiedziałam.
Jednak gdy sie zwróciłam w jej stronę to wiedziałam ze za ostro to powiedziałam, na jej twarzy nie błyszczał uśmiech i drogi błyszczyk tylko smutek i załzawione oczy.
-Przepraszam-powiedziałam to i zaczęłam wyjmować słuchawki z uszu-Co się stało Tiffani?
-Znałaś Zaca? Tego co mieszkał....
-Trzy przecznice stąd, kto by go nie znał, jest liderem naszej drużyny lacrosse.
Kto by go nie znał, może ktoś się znajdzie, jest to mój obiekt westchnień od MOMENTU kiedy się poznaliśmy, 10 lat temu, zawsze chciałam go lepiej poznać ale nasza relacja pozostała na zwykłym "hej" i krótkiej rozmowie podczas powrotu do domu.
-A raczej był. Elizabeth, wczoraj zdążył się straszny wypadek na sparingu, chłopak mu bardzo mocno przyłożył kijem, oczywiście nieumyślnie, Zac zemdlał na miejscu.
-Spokojnie wydobrzeje, w najgorszym wypadku będzie inwalidą.
-Elizabeth. On nie żyje-skwitowała szybko.
Sama miałam ochotę zemdleć, to brzmiało jak kiepski zart, jednak jej nie było do śmiechu.
-Nie żyje?-Powiedziałam łamiącym sie głosem.
-Zemdlał i odrazu zawieziono go do szpitala gdzie ratowali go, podpięli do aparatury podtrzymującej życie, ale dzisiaj odłączyli, to nie miało sensu.
-Czemu tak szybko?
-Przecież rodzina i tak wiedziała, że się nie obudzi.
Wtedy obie zaczęłyśmy płakać jak jakieś siusiumajtki.
Chyba nie istnieje coś gorszego na tym świecie niż smierć nastolatka, w którym byłeś zakochany, znałeś od dziecka i nie wyobrażałeś sobie życia bez niego.
-Kiedy pogrzeb?-Próbowałam jakoś zabić glos łez
-W środę najprawdopodobniej, mama Zaca się mnie pytała czy chcesz zabrać głos na pogrzebie?
-Przecież ta mama mnie nie zna.
-No tak, ale wie z kim się Zac trzymał i pytają się tych ludzi czy chcą zabrać głos.
-Dam Ci znać.
-Dobrze-ledwo sie uśmiechnęła-jakbyś czegoś potrzebowała to jestem 3 domy dalej.
Pierwszy raz w życiu  poczułam empatię do niej, wiem ze ona tez przechodzi ciężki okres bo kręcili przez chwile wzajemnie, wtedy nienawidziłam jej jeszcze bardziej, ale współczuje jej tak samo jak sobie. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam do środka, wtedy naprawde sie rozryczałam, płakałam głośno, chciałam żeby cały swiat wiedział jak bardzo mnie boli, jak bardzo nie chce zeby to była prawda. Moja mama, kobieta niczym Hera, Bogini ogniska domowego wyszła zza progu kuchni i się spytała o co chodzi, ja tylko rzuciłam torbę z basenu na podłogę i pobiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi, puściłam Coldplay-a i rzuciłam sie na łóżko.
*************
"Znaliśmy się od 10 lat, pewnie pomyślicie ze byłam jego najlepsza przyjaciółką i wiedziałam o nim wszystko. Nie, nasze rozmowy ograniczały sie tylko do zwykłego HEJ i wymiany zaledwie 2 zdań podczas powrotu do szkoły, jednak w ciagu całego mojego życia czekałam tylko na jedno, moment kiedy wracamy razem ze szkoły i na te krótkie i urocze 2 zdania.
Wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła mną tak bardzo, że od 5 dni jeszcze ani razu nie zmrużyłam oka. Wiem, że moj ból jest nieporównywalny do bólu matki, ktora straciła ukochanego, pierworodnego syna, nie moge sobie odpowiedzieć na pytanie czemu takie cudowne osoby tak szybko odchodzą. Może tam gdzieś powyżej potrzebują ich bardziej niż my potrzebujemy go tutaj. Nasz świat stracił kilka dni temu jedną z najjaśniejszych gwiazd , był osobą ktora potrafiła wszystko naprawić w ciągu mrugnięcia okiem, słabsi byli jego numerem JEDEN, a chore zwierzęta stały daleko przed podium. A wiecie skąd to wiem? Wszystko wywnioskowałam z 2 prostych zdań słyszanych codziennie, po prostu, patrzyłam poza to co widziałam. Dlatego Zac, nie wazne gdzie będziesz, tu obok Nas czy kilkanaście kilometrów nad widnokręgiem, ja wiem ze zawsze, bezgranicznie i do bólu prawdziwie będę Cię Kochać."
Dostałam przywilej siedzenia w 3 rzędzie obok jego najlepszego przyjaciela i dziewczyny, która płakała całą msze. Mną nic nie wzruszało, póki nie wynieśli z kościoła jego trumnę wtedy dotarło do mnie naprawdę, że to kres naszych spotkań, wtedy wrocilam do kościoła i usiadłam w pierwszym rzędzie, zaczelam płakać, płakałam gorzkimi łzami az do zamknięcia kościoła.
Miłość.
Od tamtego momentu nigdy juz nie wracałam tym autobusem.

Bạn đã đọc hết các phần đã được đăng tải.

⏰ Cập nhật Lần cuối: Oct 23, 2016 ⏰

Thêm truyện này vào Thư viện của bạn để nhận thông báo chương mới!

Całe życie (one shot)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ