Rozdział 27

8.6K 501 98
                                    

Las Vegas

Dziewczyna siedziała w ciszy na barowym stołku, przesuwając szklankę po blacie z jednej dłoni do drugiej. Ludzie wokoło szaleli w rytm najnowszych hitów, puszczanych przez DJ'a, wlewali w siebie alkohol i dobrze się bawili, jednak ona nie potrafiła. 

Miała na sobie tą samą sukienkę. Prostą, czarną, na grubych ramiączkach. Ta sama torebka, te same buty, użyła nawet tych samych perfum. Gdyby się postarała, mogłaby nawet udawać, że to ten sam wieczór co trzy miesiące temu. Co prawda nie było z nią przyjaciółki, ale jakie to miało znaczenie, skoro nie było tu też jego

- Możesz się wygadać - brunet odezwał się, puszczając jej oczko. - Barmani leczą lepiej niż ci gówniani psycholodzy. 

Gwen podniosła wzrok na postawnego mężczyznę. Miał starannie ułożone włosy i niewielki zarost na twarzy. Był przystojny i dobrze zbudowany; czarna koszulka ciasno opinała jego mięśnie, przez co były bardzo widoczne. 

- Ja jestem psychologiem - odpowiedziała, po czym dopiła drinka i gestem dłoni pokazała, by uzupełnij jej szklankę. 

Mężczyzna podrapał się po karku, przybierając zakłopotaną minę.

- Jestem nowy w zawodzie. 

- To wiele wyjaśnia - dodała, patrząc, jak nieporadnie radzi sobie z mieszaniem trunku. 

Blondynka wsparła głowę na dłoni i westchnęła przeciągle. Dzień przebiegał jej przed oczami, a ona wymyślała co rusz nowe usprawiedliwienie. Po wylądowaniu pojechali do hotelu, by przespać się choć trochę, a gdy ona się obudziła, jego już nie było. Zostawił jej jedynie kartkę pisząc, że rozprawa jest odwołana, a on wróci później. Tylko że to "później" nie nadeszło. 

Czuła dziwny ucisk w sercu, gdy myślała, że już zapewne nie ma dla niego znaczenia. Minęły trzy miesiące, które były w umowie. Czas płynął zdecydowanie za szybko. Blondynka wyrzucała sobie, że zmarnowała tak wiele chwil na kłótnie i ciche dni, zamiast korzystać z jego obecności w stu procentach, póki należał do niej. Ich związek był tragedią, ale on był jej lekarstwem. 

Nawet teraz, gdy była niemalże pewna, że miniona noc była ostatnią, którą dane jej było spędzić w jego ramionach, nie potrafiła myśleć o nim źle. Nie miała mu nic za złe. Nie wiedziała czy to dlatego, że dorosła albo jest zbyt wcześnie, a ona wciąż jest w zbyt dużym szoku, by szukać tu winnych i obsmarowywać osobę, o której jeszcze niedawno myślała "chyba go kocham". Nie chciała widzieć w nim zdrajcy, bo nigdy nic jej nie obiecał. Nie był jej niczego winien i nie miała prawa od niego żądać, bo nikt nie kazał jej się zakochać. 

- Mam dla ciebie dobrą wiadomość - barman odezwał się ponownie, a ona podniosła na niego wzrok. Nie sądziła, by coś mogło ją teraz ucieszyć, bo była sama w wielkim mieście, z pustą kartą kredytową tysiące mil od domu, a osoba od której chciałaby usłyszeć, że nic się nie dzieje i wszystko jest okey, zapewne baluje teraz w najlepsze, nie poświęcając jej nawet pojedynczej myśli. - Pijesz dzisiaj za free.

- Na jak bardzo zdesperowaną wyglądam, że klub stawia mi drinki?

- Nie jesteśmy organizacją charytatywną. A ty masz zaproszenie do sekcji VIP.

Mężczyzna podszedł do niej, czekając aż wstanie i będzie mógł ją zaprowadzić, chociaż wcale nie musiał tego robić. Gwen znała rozkład tego miejsca i wiedziała, gdzie ma się udać. Nie miała jednak ochoty ruszać się ze stołka, a już na pewno nie miała ochoty na zawieranie nowych znajomości.

- Dziękuję, ale nie skorzystam.

- Ten mężczyzna bardzo chciałby, abyś do niego dołączyła.

Wyzwanie: Małżeństwo || L.H. || zakończone ||Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang