~22~

165 14 3
                                        


Leia, przestań robić tą smutną minę. Mogłaś się spodziewać czegoś takiego. W końcu nikt nie może być sam przez tak długi czas, w dodatku poznali się na linii, a tam o miłość jest bardzo łatwo...-Nagle Seth położył dłoń na drobnym ramieniu swojej uczennicy, przerywając jej tym samym przemyślenia. Widocznie mówił do niej jakąś istotną rzecz od dłuższego czasu, ale ona nie słuchała. Miał już dość tego, że ta siedzi kolejną godzinę na parapecie i patrzy na deszcz, zamiast pomóc mu dowiedzieć się więcej o tym mieście. Gdy nie dostał żadnej odpowiedzi, na którą widocznie czekał, pokręcił jedynie głową zrezygnowany. Próbował w końcu się z nią komunikować już kilka razy, a ona wciąż siedziała cicho, zatopiona w własnych myślach.
-Jedź na przejażdżkę do pobliskiego lasu-mruknął poddając się. Wiedział, że takie coś chociaż trochę ją podniesie na duchu, a przynajmniej miał taką nadzieję, toteż po chwili przyglądał się jej, jak znikała za drzwiami, biorąc po drodze swój płaszcz i pas z saksą. Teraz mógł spokojnie sam wyjść i przekonać się co do swoich obaw, które nie tylko zaczęły się kumulować, ale i również sprawdzać. Wiedział już na pewno, że baron działa z wrogiem. Brak uzbrojenia oznacza tylko tyle, że mieszkańcy są wystawieni na rzeź. Już powiadomił dowódcę, ale nie może tego tak zostawić. Musi dowiedzieć się więcej. Potrzebne są szczegóły. Gdzie, jak, kiedy i po co. Szukał odpowiedzi na te pytania od samego początku...Ale teraz jest bliski odpowiedzi.
Przeczesał włosy palcami i wyszedł. Długo chodził po Assandre, ale w końcu rozeznał się na tyle w terenie, że wiedział, z których stron może nadejść atak...
~*~
Gdy Leia wyszła z gospody, w której się ostatecznie zatrzymali płacąc gospodarzowi z góry za kilka nocy, od razu poszła po swojego konika. Tylko przekroczyła próg stajni, a już słyszała dwa radosne parsknięcia. Podniosła wzrok na koniki z lekkim uśmiechem. Już sam ich widok był pocieszający. Zrzuciła z głowy nieco przemoczony kaptur swojego płaszcza, który narzuciła na siebie jeszcze w gospodzie.
-Hej wam, wybaczcie, że tu siedzicie, ale nie mieliśmy innego wyjścia.-podeszła do Scatha i pogłaskała go po łbie.-Chciałabym spać z wami...Ale wtedy ludzie mieliby mnie za wariatkę, o ile już mnie za nią nie mają. Odkąd spotkałam Maxa, nikt mi już nawet nie odpowiada na powitania...-westchnęła zrezygnowana.-Jak już ma się coś psuć, to na całego.-oparła czoło o drzwiczki do boksu swojego przyjaciela.-Zachowuję się tak nieprofesjonalnie...Seth jest mną pewnie zawiedziony, ale to w końcu nie moja wina, że ciężko mi się z tym pogodzić. Tak czekałam na nasze spotkanie, byłam gotowa mu powiedzieć to wszystko...A tu się okazuje, że on już kogoś ma...I jest z tym kimś szczęśliwy...A co gorsza! Ja jestem z tego powodu nieszczęśliwa.-konik wysłuchiwał swojej pani z wielką cierpliwością. Może i nie wiedział o czym dokładnie mówi, ale jedno spojrzenie Lei w jego oczy i była pewna, że mówią "Nie przejmuj się tym! Ja ci powinienem wystarczać!". Roześmiała się na ten cichutki głosik w głowie.-Masz rację Scath, tak naprawdę to nie potrzebuję jakiegoś tam faceta...Mam przecież ciebie. Jesteś wierny, kochany, uroczy, miękki i co najważniejsze...Nie jesz mojego mięsa-mówiła rozbawiona.-Jedziemy gdzieś? Może nie znamy tych lasów, ale słyszałam, że są bardzo gęste...-w odpowiedzi uzyskała rżenie, które odebrała za zgodę.

Jeżdżąc na swoim małym przyjacielu, Leia naprawdę mogła przez chwilę zapomnieć o smutkach i wszystko przemyśleć na spokojnie. Wcześniej dała ujście swoim emocjom, które skumulowały się i od razu wyszły tak, jak za dawnych lat. Gdy była młodsza często dawała się ponosić, kiedy było jej smutno, to płakała, a wręcz krzyczała z rozpaczy, kiedy była szczęśliwa, to biegała tam i z powrotem, śmiejąc się w niebo głosy, kiedy była zła, to krzyczała i biła wszystko co było wkoło. Myślała, że już z tego wyrosła, a jednak nie. Jedyne co zmieniło się od tamtego czasu, to to, że nie robi tego w tak widoczny sposób. Nie pokazuje innym uczuć. Dusi je w sobie, cierpiąc wewnętrznie. Jedynie jej nauczyciel zawsze potrafił wyczuć jej nastrój. Wystarczyło jedno jego spojrzenie. Nie wiedziała jak on to rozpoznaje. Może był wyczulony na jakieś gesty? Tyle lat spędzili razem...
Nie da się ukryć, że ona również potrafiła czasem odgadnąć nastrój mistrza. Gdy był zły, marszczył lekko brwi i minimalnie unosił podbródek do góry. Kiedy był szczęśliwy, zmarszczki wokół jego oczu jakby stawały się głębsze i dłuższe, smutek za to pokazywał się poprzez same oczy.  Nie były wtedy takie jak zawsze. Sama nie wiedziała jak to wyjaśnić. Zwyczajnie były inne, pomimo tego, że wciąż te same.
Zapewne myślałaby o tym dalej, zapominając przy okazji o wszystkim wkoło, co często zdarzało się jej gdy jeździła konno tak swoją drogą, ale wybudziła się po tym, jak w jej twarz uderzył ostry zapach dymu niesiony wiatrem. Zatrzymała Scatha i rozejrzała się pospiesznie, by sprawdzić, czy nie jest w jakiejś zasadzce, tak jak wiele lat temu. Miała tym razem szczęście. Nikt na nią nie czyhał.
-Scath, skąd to dochodzi?-spytała cicho konika, a ten tylko machnął łbem w prawo.-Dziękuję, przyjacielu.-Uśmiechnęła się do konia i zeskoczyła z jego grzbietu.-Nikogo nie powinno być w tym lesie. Trzeba to sprawdzić.-Dopiero teraz zaczęła słyszeć odgłosy lasu. Wcześniej się na nich nie skupiała, bo uważała, że nie są potrzebne, teraz kiedy przymknęła oczy, rozpoznała świergot sośnika, stuk dzięciołowego dziobu, szum wody, która wydawała się być niebezpiecznie blisko, oraz coś co nie pasowało do otoczenia. Słyszała śmiechy. Ludzkie śmiechy. Gestem nakazała więc poczekać konikowi, a sama poszła to sprawdzić.

Leżąc między drzewami, obserwowała od jakiegoś czasu obóz. Był to obóz pełen uzbrojonych ludzi, jej zdaniem, mały oddział. Szybko zaczęła łączyć fakty i powoli przypominała sobie urywki rozmów z Sethem.
-A więc najeźdźcy...-mruknęła pod nosem, mając zamiar się wycofać. Musiała jak najszybciej złożyć raport swojemu mentorowi. Niestety, kiedy tylko się podniosła, została uderzona czymś twardym w tył głowy i tak padła nieprzytomna na ziemię.
~*~
-Seth, jesteś nienormalny. Wybacz, że to mówię, ale inaczej tego nie mogę ująć. Dalej nie zmieniłeś zdania, mimo, że znasz sytuację. Prędzej czy później się dowie!-mówił zirytowany Zac.
-Nie dowie się, bo nie ma jak. Koniec tematu. Teraz jedź szybko z tą wiadomością.-Spokój z jakim odpowiadał młodszemu towarzyszowi widocznie bardzo go irytował.
-Jak chcesz.-Wyszarpał z rąk mężczyzny list z pieczęcią.-Wrócę niedługo...nie zabijcie się pod moją nieobecność.-Po cichym westchnięciu, w końcu odjechał w swoim kierunku, zostawiając Setha samego.
-Możliwe, że będę żałował każdej z podjętych decyzji...

Ja zwiadowcaWhere stories live. Discover now