Rozdział 2: Wieczór, 10 września

571 75 3
                                    

Shizuo odsunął się od barierki. Znak - świadek całego zdarzenia - wysunął mu się z ręki.

Izaya Orihara nie żyje.

Spojrzał na swoje dłonie. Były takie jak zawsze - dość duże i silne. Mimo wszystko nie mógł oderwać od nich wzroku.

Dlaczego okazało się to takie łatwe? Od liceum nienawidził Izayi. Często ganiał go po ulicach Ikebukuro, próbując przywalić mu czymś ciężkim. Dzisiaj jednak udało mu się to zrobić. Dzisiaj udało mu się go zabić.

Złożył dłonie w pięści i schował je do kieszeni. Kiedy adrenalina już opadła, poczuł ból w ręce, jednak i tym razem zepchnął go gdzieś w kąt świadomości.

Przepełniało go uczucie, którego wcześniej nie doznał.

Była to euforia. Radość, że dokonał czegoś, do czego dążył przez tak długi czas, przepełniała go całego.

Bynajmniej tak sobie wmawiał.

Ta cholerna pluskwa nie żyje - pomyślał. - W końcu tego dokonałem...

Powoli odszedł z miejsca zdarzenia. Już nigdy nie zobaczy Orihary. Ten wkurzający informator nie wejdzie mu więcej w drogę. To przez niego stał się tym, kim się stał - potworem, który nie umie panować nad swoimi emocjami. Owszem, był już taki wcześniej, jednak to z powodu Izayi w starszych latach nie umiał powstrzymać swojego gniewu. Ten człowiek na okrągło podsycał ogień, który przez to nie mógł wygasnąć.

Uliczne latarnie zaczęły się lekko jarzyć. Niedługo miał zapaść zmierzch. Na ulicy jednak nadal nie było widać żywej duszy.

Zapalił kolejnego papierosa. Dym, uwolniony z jego ust, piął się w górę. Zaciągnął się mocniej, niż zazwyczaj.

Ulice Ikebukuro pewnie staną się spokojniejsze, kiedy raz na zawsze zakończyły się małe bitwy na noże i znaki prowadzone przez pewnego informatora i Shizuo.

Będzie mógł zacząć wszystko od nowa. Teraz, być może, jego życie stanie się bardziej normalne.

W jego umyśle jednak pojawiła się niewielka myśl.

A jeśli nie chcę normalnego życia?

Potrząsnął głową, próbując odpędzić ten pomysł. Te słowa, wypowiedziane na głos, nie zgadzałyby się z czynami, które do tej pory przedsięwziął. Nie zgadzałyby się z jego egzystencją.

Powoli oddalał się od miejsca zdarzenia. Zrozumiał, że jeśliby go tam zobaczyli, zapewne uznaliby go za mordercę, którym z resztą był.

Kilkanaście minut później znalazł się już w swoim domu. Wszedł, nie zdejmując uprzednio butów. Z jakiegoś powodu nie chciał tego robić.

Usiadł na kanapie i rozłożył ręce na zagłówku. Spojrzał w sufit. W jego głowie przez chwilę panowała pustka.

Zaczął powoli analizować zdarzenia z dzisiejszego wieczoru.

Zabił Izayę Oriharę.

... ale czy na pewno tego chciał?

Cholera. Pewnie, że tego chciałem. Zawsze mnie denerwował, kiedy był w pobliżu. Od kiedy pamiętam, darzyłem go nienawiścią...

W jego głowie pojawił się obraz Izayi, pochodzący z dzisiejszego wieczoru. Orihara stał oparty o barierkę ze swoim szerokim uśmiechem na ustach. Każda cząsteczka Shizuo wibrowała wtedy w gniewie.

Ale czy on chciał go zabić?

W tamtej chwili tak. Targały nim silne emocje. Ciało działało automatycznie.

Dzień, w którym umręOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz