2

108K 3.1K 530
                                    

AmyWstawanie rano nigdy nie było moją mocną stroną. Należałam raczej do osób, które wolą spać do południa, niż zrywać się o świcie. Teraz, gdy budzik w telefonie nieprzyjemnie dzwonił podpoduszką, miałam ochotę wyrzucić go za okno. Wiedziałam jednak, że nie jest to dobry sposób na poradzenie sobie z tym problemem, więc wstałam, podnosząc ociężale swoje ciało.— Śniadanie!— Krzyk mamy rozniósł się po domu.— Okej — odpowiedziałam, ale raczej sama do siebie, bo mój głos był tak cichy, że ledwo byłoby mnie słychać zza drzwi pokoju.Wyjęłam z szafy czarne dżinsy i jasnoniebieską bluzę po Ethanie. Związałam włosy w luźny kok i przemyłam twarz. Rano zazwyczaj wyglądałam jak zombie, ale nie miałam ochoty aniczasu, aby się malować. Zbiegłam do kuchni, by dołączyć do udawanej sceny zwanej „rodzinnym śniadaniem". Ojciec siedział przy wyspie, przeglądając jakieś papiery, za to mama z niesamowitą gracją krzątała się po kuchni. Podczas wspólnych posiłków siedzieliśmy razem, udając, że jesteśmy szczęśliwi. Sztuczność całej sytuacji i naszych zachowań nie rzucałaby się w oczy obcym osobom, dla których wyglądalibyśmy jak wzór idealnej rodziny, jednak my czuliśmy, że tylko udajemy. Nie potrafiliśmy być prawdziwą rodziną.— Dzień dobry — przywitał mnie ojciec, nie podnosząc nawet wzroku znad papierów.— Cześć. — W moim głosie na próżno było szukać entuzjazmu.Spojrzałam jeszcze na mamę, która nawet nie zareagowała na moją obecność. Wyciągnęłam z lodówki jogurt i usiadłam przy stole. Tylko mama do mnie dołączyła. Przyglądałam się rodzicom, starając się dociec, co ich nadal łączy, bo od wielu lat nie słyszałam ani nie widziałam, żeby okazywali sobie czułość. Gęsta atmosfera stawała się coraz gorsza, wiec dokończyłam jogurt, chwyciłam kilka tostów, spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam do szkoły. Gdy zamykałam drzwi, moją uwagę zwrócił czarny samochód terenowy. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy, bo to, że tu stał, nie sprawiało mi kłopotu. Okno od strony kierowcy otworzyło się i zobaczyłam szczerzącego się do mnie Jacoba.— Hej, śliczna, podwieźć cię? — zagadał.— Jasne!Wpakowałam się do samochodu blondyna, w którym siedzieli już Greg, Liv i Megan. Zabawne, że właśnie w tym momencie poczułam się dobrze. Rodzice, którzy przecież byli przy mnie od zawsze, teraz wydawali się być bardziej obcy niż osoby, które poznałam zaledwie wczoraj. Ashland to nie takie małe miasteczko, więc zdziwiłam się, że tak łatwo dowiedzieli się,gdzie mieszkam.— Od razu informuję, że nasze usługi to nie jest tani interes — upomniał się Greg, robiąc przy tym wyjątkowo komiczną minę.— To wystarczy? — zapytałam, wyciągając z plecaka pudełko wypchane tostami. Chłopakowi aż zaświeciły się oczy.— O tak! — Wziął ode mnie pudełko i zaczął jeść.Gdy dojechaliśmy pod szkołę, zauważyłam stojący nieopodal samochód Lucasa Jamesa. Poczułam się nieswojo, gdy przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie. Sięgnęłam po telefon i ukradkiem spojrzałam na ostatnią wiadomość, którą był właśnie SMS od mężczyzny. Nadal nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Bardzo chciałam przegadać to z Liv i wiedziałam, że muszę poruszyć temat Lucasa Jamesa. Podeszłam do swojej szafki, z której wyjęłam podręcznik do historii. Historia to jeden z tych przedmiotów, których po prostu nie rozumiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że przeszłość wpływa na współczesny świat. To, jak postrzegamy teraźniejszość, jest ukształtowane właśnie przez historię. Jednak nie lubię się uczyć o tym, co się działo. Choć nieraz jest to trudne i wydaje się niemożliwe, wolałabym skupiać się na przyszłości, niż rozpamiętywać wspomnienia, które bywają bolesne. Jako pracę domową na zajęcia za tydzień nauczyciel zadał esej o momencie w naszym życiu, który miał na nas największy wpływ. Nie lubiłam myśleć o swojej przeszłości, bo ilekroć to robiłam, przed oczami stawał mi Ethan. Uświadamiało mi to, że chwile z nim były ostatnimi, w których czułam się naprawdę szczęśliwa. Pisanie nigdy nie było moją mocną stroną, a jeszcze gorzej czułam się z myślą, że w wypracowaniu muszę poruszać drażliwe dla mnie tematy. Przez kolejne lekcje odpływałam myślami we wspomnienia, starając się wymyślić temat eseju. Zapisywałam w zeszycie kolejne pomysły, ale tylko po to, by zaraz je zamazać. Nie byłam gotowa na dzielenie się z klasą moimi osobistymi przeżyciami. Tragedia, która dotknęła mojej rodziny, miała pozostać tajemnicą, bo nie chciałam ponownie mierzyć się z litościwymi i natarczywymi spojrzeniami. Każdy moment, o którym sobie przypomniałam, był nieprzyjemny. W każdym scenariuszu prędzej czy później przypominałam sobie o śmierci brata, dlatego że to właśnie z nim spędzałam większość szczęśliwych momentów w swoim życiu. Nie byłam w stanie znaleźć żadnej radosnej chwili z czasu, gdy już nie było z nami Ethana. Postanowiłam chwilowo nie zaprzątać sobie tym głowy, miałam jeszcze tydzień.Przyszedł w końcu czas na lekcję, na której musiałam się skupić — czy tego chciałam, czy nie. Razem z Liv skierowałyśmy się do sali matematycznej, czyli zmory niewyobrażalnej ilości ludzi stąpających po ziemi. Nigdy nie miałam problemów z tym przedmiotem, jednak na zajęciach wolałam skupiać uwagę na prowadzonej lekcji, niż być za karę poproszoną do tablicy. Mogłam być doskonale nauczona, ale rozwiązywanie zadań na tablicy na oczach całej klasy sprowadzało moją umiejętność wykorzystywania wiedzy do zerowego poziomu.— Nareszcie same — odetchnęła z ulgą Liv, gdy usiadłyśmy przed salą, czekając na dzwonek. — Możemy teraz pogadać o wczoraj?Nie bardzo wiedziałam, co konkretnego ma na myśli, więc tylko spojrzałam na nią niepewnie, mając nadzieję, że rozwinie temat.— U Jamesa. Bardzo zły?Przypomniałam sobie wczorajsze wydarzenia i to, jak chłodne było jego spojrzenie. Nie wydawało mi się, że był zły. Zdecydowanie nie. Czułam raczej pogardę, co chyba było gorsze.W końcu nawet nie znałam tego człowieka, a on już wydał na mnie osąd.— Nie wydaje mi się. Mówił, że powinnam być miła, bo on potrafi być niemiły. I żeby nie traktować go jak równego sobie, bo jest nauczycielem. Najgorsze było to, że wracając do domu,niemal wpadłam mu pod koła. Odwiózł mnie i właściwie tak to się skończyło. Czuję, że w tym człowieku jest dużo sprzeczności i chyba nie jest normalny. — Wzruszyłam ramionami, starając się bagatelizować niepewność, którą czułam.— W zasadzie pan James nie uczy tutaj zbyt długo. Pewnie dlatego, że sam niedawno skończył szkołę. W każdym razie samo to, że nikt nigdy nie widział go uśmiechniętego, może świadczyć,że chyba nie jest z nim zbyt dobrze. Nie chciałam dalej ciągnąć tej rozmowy i miałam wrażenie,że Liv także, więc zboczyłyśmy na nieco przyjemniejsze tematy. Kiedy zadzwonił dzwonek, weszłyśmy do sali.— Jakim cudem wynik wyszedł ci ujemny, skoro liczymy wysokość domu? — zapytałam Liv, której mocną stroną zdecydowanie nie była matematyka.— Może uznajmy, że to piwnica? — Załamana dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu, nie mając już siły na kolejne obliczenia.— To może się tam schowaj na czas matematyki — zadrwił Greg, który siedział przed nami.— Może cię tam zakopię — burknęła blondynka, a mnie bardzo rozbawiła ich wymiana zdań.Od kolejnego stresu uratował nas dzwonek na przerwę, i ulga, jaka pojawiła się na twarzy Liv, była nie do opisania. Jak się chwilę później okazało, ulga szybko ustąpiła miejsca powracającemu stresowi. Ze względu na chorobę nauczycielki, ostatnie dwie godziny miał nas pilnować nie kto inny jak Lucas James. Nigdy nie czułam wobec kogoś tak dużej niechęci, mimo że go nawet jeszcze nie poznałam. Poczułam wibrowanie telefonu w prawej kieszeni.

Nie jestem taki zły \WYDANE 23.08.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz