#1

1.3K 151 16
                                    

-Mamo, dam sobie radę - westchnąłem po raz n'ty.
-Ale na pewno? Może lepiej zatrzymasz się w bursie? Hmm? Będziesz miał blisko do uczelni, codziennie obiady - drobna brunetka z zapałem wyliczała plusy mieszkania w akademiku.
-Mamo, mówiłem ci już, że nie będę mieszkał z przypadkową osobą. Trafię do pokoju z jakimś ćpunem albo nie daj boże kujonem i co wtedy? - w myślach dodałem też zboczeńca czającego się na moje kuszące ciało.
-Poprosisz o przeniesienie!
-Za dużo zachodu - machnąłem ręką.
-Ale mieszkanie samemu... - moja rodzicielka zmartwiona przygryzła wargę.
-Jezusie, nie mam dwunastu lat! Po za tym, znajdę jakiegoś współlokatora. Uczelnia jest blisko, więc na pewno znajdzie się ktoś chętny - podrapałem się w tył głowy, nie wiedząc jak mam ją przekonać.
-Ale jednak... Hunnie... Posłuchaj się mamusi i zamieszkaj w akademiku, dobrze? - prosząco położyła dłoń na mojej ręce.
-Nie - odpowiedziałem stanowczo, za co zostałem zdzielony drewnianą łyżką. Szatan, nie kobieta.
-Jesteś za bardzo podobny do ojca! - fuknęła i z furią zaczęła mieszać w garnku.
-To chyba dobrze - uśmiechnąłem się. Co jak co, ale ojciec jest niezłą szychą.
-No nie powiedziałabym - warknęła. Pozory słodkiej mamusi zniknęły bezpowrotnie. Zaśmiałem się pod nosem.
-Pomyśl o dziadkach. Tak się ucieszyli, że nie muszą sprzedawać swojego mieszkania nieznajomym. Teraz w spokoju będą żyć na obrzeżach miasta, z dala od zgiełku.
-No i dobra! Męcz się wchodząc codziennie na trzecie piętro! I zapomnij o rodzinnych obiadach w ciągu tygodnia! - groźnie wymierzyła sztućcem w moją stronę.
-Kocham cię - zaśmiałem się i szybko ucałowałem ją w czubek głowy umykając przed brudną łyżką. Wchodząc do pokoju słyszałem jeszcze jak narzeka pod nosem. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie z cichym westchnieniem. Jeszcze tydzień i zacznę naukę na uniwersytecie. Z dala od narzekań matki, głupich sąsiadów i starego pchlarza. Odepchnąłem nogą rudego kocura łaszącego się do mnie i zabrałem za pakowanie swoich rzeczy. Robiłem to zanim pewna kobieta zaczęła najazd na moją osobę. Zostało mi więc tylko upakować ubrania i będę mógł zadzwonić po chłopaków. Z ubóstwieniem włożyłem każdą z drogocennych par butów do swoich pudełek, spakowałem wszystkie ubrania, przy okazji pozbywając się tych, których nie noszę. Zamykając pustą już szafę zauważyłem biały sweter wciśnięty w kąt najniżej położonej półki. Wyciągnąłem go z westchnieniem i rozłożyłem w rękach. Przysunąłem materiał do twarzy i z bólem zauważyłem, że utrzymuje się na nim silny zapach męskich perfum. Po całym tym czasie wciąż nim pachnie... Zacisnąłem szczękę i zamachnąłem się w stronę kosza na śmieci, jednak nic w nim nie wylądowało. Spojrzałem jeszcze raz na nieszczęsny sweter, który przywoływał tyle niechcianych wspomnień. Zły na siebie włożyłem ubranie do pudła, które po chwili zamknąłem szczelnie. Idiota, nie potrafię nawet wyrzucić prezentu od niego. Warknąłem na kota, który przymierzał się do osikania jednego z kartonów i wyciągnąłem komórkę z kieszeni. Szybko wybrałem numer i przyłożyłem telefon do ucha.
-Uhh, tak Szyszyn? - odebranie telefonu trochę zajęło temu debilowi.
-Możesz po mnie teraz przyjechać? Przewieziemy moje rzeczy do dziadków.
-Teraz? No trochę nie bardzo - Jongin mruknął przytłumionym głosem.
-Bo? - podrapałem się w tył głowy i posłałem mordercze spojrzenie na pierwszy rzut oka niewinnemu kocurowi.
-Jestem, ughhh... Zajęty - zmarszczyłem brwi. Jest dziewiąta rano, więc powinien jeszcze spać. Tylko ja budzę go o takich porach. No i Kyungsoo. Czekaj, wróć. Jest zajęty?!
-Jong, tylko nie mówi mi, że ty... - przerwałem słysząc ciche westchnienie po drugiej stronie słuchawki.
-Zgadłeś, kolego - stęknął.
-Ja wale, róbcie to nocą, to odpowiedniejsza pora - westchnąłem, próbując nie wyobrazić sobie ich poczynań. Coraz głośniejsze jęki Kyunga skutecznie mi to uniemożliwiały.
-Sehun, to jak poranna rozgrzewka! My dbamy o zdrowie! Też powinieneś zatroszczyć się o swoje - nawet podczas posuwania jest wredny, kto by się spodziewał?
-Spadaj, za godzinę widzę cię pod swoim domem, pozdrów Kyunga - mruknąłem i zanim się rozłączyłem usłyszałem 'dzięki, Hun' połączone z serią jęków. Wzdrygnąłem się i przestraszony rozejrzałem po pokoju. Gdzie jest ten futrzak? Przed chwilą tu siedział. Ogarnąłem wzrokiem cały pokój i zauważyłem go siedzącego na biurku. Oblizywał się zadowolony, a obok niego leżały przegryzione... No nie, no kurwa no nie! Moje ulubione słuchawki! Zawyłem rozpaczliwie i rzuciłem się w ich stronę. Złapałem je w ręce i szepcząc 'moje kochane' pogłaskałem z czułością. Z bólem w sercu delikatnie włożyłem je do kosza na śmieci i podskoczyłem przestraszony, kiedy matka otworzyła gwałtownie drzwi.
-Hunnie, to jak? Zamieszkasz w akademiku, prawda? - zatarła ręce z uśmiechem. Boże drogi, jak ja chcę wyjechać z tego domu.

Clothes are unnecessary | Sebaek ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz