No weź sie przypajączkuj...

6.6K 416 280
                                    

Wade 

  Sprawdziłem rano pocztę. Żadnych nowych zadań, czyżby dzień wolnego? Przebrałem się w strój, narzuciłem na niego cywilne ubrania i poszedłem do sklepu jednego ze znajomych. Sklep niby z antykami, ale pod zabytkową ladą jest tajna skrytka, w której przechowuje różne ciekawe rzeczy, na miarę tajniaków z M16. Dzisiaj miał ciekawy wybór chipów z GPSem. Te podskórne w moim przypadku do niczego się nie nadają, więc wziąłem kilka sztuk, takich formatu około połowy rozmiaru karty pamięci. Wystarczy tylko przymocować niespostrzeżenie do ubrania i na mojej komórce pojawia się kolejny kolorowy punkcik ze współrzędnymi. Zapłaciłe, złożyłem zamówienie na nowy model snajperki i wyszedłem. Chodziłem jeszcze trochę po okolicy, zastanawiając się gdzie się wybrać na śniadanko, bo lodówka obecnie świeciła pustkami. 

Peter

 Wszedłem do budynku w jaskrawych kolorach. O tej godzinie było zazwyczaj pusto, tym lepiej dla mnie. Jako Peter Parker unikałem tłumów. Wziąłem do ręki sklepowy koszyk i powoli przechadzałem się między półkami,co jakiś czas zerkając na listę i pakując kolejne produkty. Zatrzymałem się na chwilę przy energetykach. Nigdy nie piłem napojów tego typu, a byłem ciekawy jak zadziałają na mój organizm. Szukałem po etykietach jakieś tańszego, o wiele słabszego jak na sam początek.

Wade

  Stwierdziłem że mała kawiarenka będzie w sam raz. Mają tu moją ulubioną kawę i serniczek, już mniej ulubiony, ale zawsze coś. Siedziałem popijając kawunię i sprawdzałem wiadomości na telefonie. Tylko jedno zlecenie, jakaś gówniara chciała się pozbyć ojczyma, który tylko leci na fortunę jej matki. Sumka była dość okazała, więc jeszcze rozważałem, czy może nie podnieść stawki.  

Peter

  Zapłaciłem za zakupy i z pełną torbą opuściłem sklep. Jazda z takim ciężarem na deskorolce nie była najbezpieczniejsza. Po raz kolejny w tym tygodniu wywróciłem się. Zakupy jak i deskorolka były w dobrym stanie, jednakże polemizowałbym co do mojego prawego kolana. Syknąłem cicho czując jak ból rozchodzi się po nodze. Przynajmniej w tej postaci nikt nie będzie mnie osądzać o bycie najzwinniejszym superbohaterem w Nowym Jorku. Rozejrzałem się wokół. Była to jedna z ulic sklepowych. Pełno kawiarenek, najróżniejszych stoisk. 

Wade

 Zamyśliłem się i spojrzałem za okno... O kurwa! Mam halucynacje *może coś było w kawie?* To niemożliwe żebym miał takie szczęście! Ale nawet kiedy mrugnąłem kilka razy oczami ON nadal tam stał krzywiąc się. Miałem ochotę wybiec i na rękach zanieść go do mieszkania #tak, oczywiście zę do mojego, łóżka dokładniej heheh# ale musiałem zachować pozory. Wstałem, przeciągnąłem się i wolnym krokiem ruszyłem do wyjścia. Poczekałem chwilkę przed wejściem, udając że go nie widzę, a potem do niego podszedłem. -Hej, w porządku?- na szczęście moją ekscytację udało się zamaskować udawaną troską.

Peter

  Powoli podnosiłem się z miejsca wraz ze swoim zakrwawionym kolanem i niewielką dziurą na spodniach. Cholera, ciocia z pewnością nie będzie zadowolona. Usłyszałem dotąd nieznany Mi męski głos, brzmiał naprawdę rewelacyjnie. Podniosłem powoli głowę ku górze... A przede mną stał właśnie on. Mężczyzna w parku. Z bliska wyglądał jeszcze lepiej. Chwyciłem torbę z zakupami, a deskorolkę przysunąłem bliżej siebie. - T-tak... Wszystko dobrze - uśmiechnąłem się do niego nieśmiało wciąż wlepiając wzrok w te nadzwyczajne rysy twarzy. Peter, uspokój się, to tylko przypadkowy mężczyzna. 

Wade

 - Na pewno?- zbliżyłem się- Nic sobie nie stłukłeś?- byłem zatroskany i lekko chwyciłem go za ramię, aby upewnić się, czy nic mu nie jest...no i żeby niepostrzeżenie przyczepić mu GPS do bluzy. Przy odrobinie szczęścia odkryje go dopiero gdy będzie prać ubrania

C'mon Baby Boy  |spideypool|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz