Wytatuowana skaza - cz. 4

Začít od začátku
                                    

- Owszem – skinęłam głową, przygryzając policzek od środka. – Po czym wnioskujesz? – mój ton brzmiał jakbym rzucała mu wyzwanie.

Sherlock uniósł dumnie podbródek.

- Nie jesteś stąd. Przyleciałaś z Polski. Masz trudności z mówieniem po angielsku, ale za to opanowałaś dobrze pisownię – postukał palcem o otwarty na boku kalendarz z notatką pod datą. – Twój problem wynika z tego, że sama za dobrze nie słyszysz dokładnych głosem w słowach i nie potrafisz powtórzyć ich poprawnie. Do tego również dochodzi brak angielskiego akcentu, ale obserwując innych zagranicznych ludzi ty jako jedna z niewielu masz wyraźną różnicę w sposobie wysławiania się. Wnioskuję również, że masz lekkie problemy wymowy, co tylko ci utrudnia. Ponadto, mówisz głośno, bo sama zapewne odnosisz wrażenie, że tonacja twojego głosu jest normalna. Słuchasz również pogłośnionej muzyki na tyle, że stojąc obok ciebie można wychwycić cały tekst wraz z melodią.

Spojrzałam na niego z zafascynowaniem. Dedukcje Sherlocka nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

- Coś przeoczyłem?

- W żadnym wypadku – zaśmiałam się. – To co mogę dla was zrobić? Raczej nie przyszliście do mnie po tatuaż, chociaż jak tu już jesteście... – schyliłam się pod biurko, aby sięgnąć po ołówek. – Możecie mi dać autografy – muszę jakoś mieć dowody dla znajomych.

- Powiedz nam co wiesz o swoich klientach.

Podnosząc się, uderzyłam lekko o bok mebla i syknęłam.

- Słucham?

- Powiedz nam co wiesz o swoich klientach – powtórzył spokojnie, a John zaczął wodzić wzrokiem po pomieszczeniu.

Odstawiłam ołówek obok kartek z drobnym szkicem zamówionego kolibra i założyłam ręce na piersiach.

- Dzisiaj otworzyłam studio. Miałam raptem dwóch klientów – odparłam.

- Kogo dokładnie?

- Kobietę i mężczyznę. Dziewczyna powiedziała, że pojutrze do mnie przyjdzie na tatuaż, a drugiemu robiłam dzisiaj.

John przerwał obserwowanie wiszących prac i spojrzał na mnie ze skupieniem.

- Jak wyglądał?

- Niech no pomyślę... – zastanowiłam się przez chwilę, aby dobrze ubrać w słowa to co chcę przekazać – Wysoki, umięśniony, brązowe włosy, piwne oczy... ee... miał zieloną kurtkę i jeansy... Tyle pamiętam.

Mężczyźni wymienili się znaczącymi spojrzeniami.

- Opowiadał ci coś? Mówił o sobie cokolwiek?

- Nawet jeśli – zaczęłam. – To są to jego osobiste sprawy. Nie mogę o nich tak po prostu sobie rozmawiać.

Pacjenci często zwierzają się swojemu psychologowi z różnych wydarzeń lub problemów, a mimo to nie sądzę, że ich historie są przekazywane dalej. W końcu to poufne sprawy i nie można o nich mówić.

Po za tym, mężczyzna zwierzał mi się z rzeczy, które podobnie miały miejsce również u mnie. Rozumiałam go po części.

Sherlock pochylił się nad biurkiem tak, że oboje patrzyliśmy sobie w oczy.

- Zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie tatuowałaś mordercę? Każda drobna wzmianka może nam pomóc go odnaleźć lub przewidzieć kolejny ruch – jego chłodny ton, mroził mi krew w żyłach. – Utrudniasz śledztwo.

- Z tego co wiem, jesteś detektywem – odparłam całkiem spokojnie, uśmiechając się. – Policja nic nie wie, że tutaj jesteście prawda?

Detektyw odsunął się i prychnął.

Johnlock ~~fanfictionKde žijí příběhy. Začni objevovat