Rozdział 1

17.8K 865 49
                                    

    „Wielu lat trzeba by znaleźć przyjaciela, wystarczy chwila by go stracić"

       Pochmurny dzień nie najlepiej wpływał na humor. Krople deszczu odbijały się o szybę, chłód bijący od niej przyprawiał o gęsią skórkę. Ale cóż poradzić, słońce w Gerahomie było rzadkością. Niedaleko okna stała drobna dziewczyna, która trzymając kubek herbaty przypatrywała się kroplą wody spadających po szklanej szybie. Jej twarz była ozdobiona piegami, zielone oczy utkwione były w szybie, pełne usta uformowane zostały w cienką linię, rude włosy spływały wzdłuż pleców, aż do bioder. Na sobie miała czarne dżinsy, podkreślające jej szczupłą talie oraz gruby, luźny, jasny sweter.

      Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na okno i wróciła do stolika stojącego nieopodal. Odstawiła kubek z nie do końca wypitą herbatą i zajęła się oglądaniem starych zdjęć jej dziadka, które znalazła w pudłach w piwnicy.

      Fotografie przedstawiały dwójkę radosnych ludzi, którzy przytuleni ze sobą robili dziwne miny. Bianka rozpoznała w nich swojego dziadka i matkę. Samotna łza spłynęła po jej policzku na wspomnienie jej zmarłej matki. Mimo, że upłynęło tak wiele lat dziewczyna tęskniła za swoją mamą. Pamiętała jak zabierała ją do swojego mini ogrodu za domem i uczyła ją jak się sadzi kwiaty. Mówiła, że to właśnie one nadają sens i piękno światu.

     Jej dziadek znany jako Wielki Johny, był najbardziej pozytywną i pełną energii osobą jaką kiedykolwiek spotkała. Uczył ją gry na gitarze, jazdy konnej albo gry w szachy. Był wyśmienitym kucharzem przez co to on zawsze gotował obiady. Wszyscy w Gerahomie go uwielbiali. Niestety, zmarł na zawał serca.

     Rudowłosa wstała z krzesła, zabrała wszystkie zdjęcia, nie chcąc rozryczeć się jak małe dziecko i schowała je do starej szuflady. Odstawiła kubek do zlewu i wyjrzała za okno. Już nie padało. Mogła wyjść na zewnątrz. Ubrała swój czarny płaszcz, ulubione botki, a na szyi obwiesiła kremowy komin.

     Chciała jak najszybciej uciec od wspomnień.

    Ulice miasta były pełne. Ludzie, którzy koło niej przechodzili uśmiechali się do niej życzliwie lub pokazywali palcami. Dało się słyszeć komentarze „Jakaś nowa", „Nigdy jej jeszcze tutaj nie widziałam", a oczy chłopaków pożerały ją. Dziewczyna włożyła słuchawki do uszu, wsłuchując się w Skinny Love – Birdly.

Zbliż się skrawku miłości, co tu się stało? 

Karmimy nadzieję w małym pojemniku.

Moja, moja, moja, moja, moja, moja, moja, moja.

Ponury bagaż jest pełen, więc zwolnij trochę.

     Jej spojrzenie powiodło do góry na małe lampki świecące w różnych kolorach. Bo niedługo przecież święta, a śnieg nadal nie zasypał miasta. Bianka zatrzymała się przed małą kawiarnią. W lokalu zabrzmiał dzwonek otwieranych drzwi, a do niej weszła rudowłosa.

W środku znajdowało się kilku ludzi. Starsi mężczyźni czekający na swoją kawę, dzieci uciekające od swoich rodziców, młode małżeństwo trzymające się za ręce oraz kelnerki w podeszłym wieku. Słychać było nuty starych piosenek, przy których ludzie kołysali biodrami.

     Beżowy kolor ścian nadawał lokalowi wyrazistość i przytulność. Powywieszane zostały różne fotografie, wycinki z gazet i plakaty. Do drewnianych stolików, przysunięte zostały czarne krzesła. W rogu ustawiono regał z książkami. Bianka uśmiechnęła się, ponieważ uwielbiała czytać.

    Ruszyła pewnym krokiem przed siebie i zamówiła Cappuccino, które podała jej dziewczyna w fioletowych włosach o imieniu Amy (jak głosiła tabliczka na jej koszulce). Rudowłosa uśmiechnęła się do niej promiennie, dziękując. Fioletowo-włosa chwilę się jej przypatrywała, po czym wyciągnęła w jej stronę chudą rękę.

     - Witaj, jestem Amy. Wnioskuję, że jesteś nowa. Nigdy cię tu nie widziałam.

Bianka trochę zmieszana uścisnęła rękę dziewczyny.

     - Cześć, tak jestem tu nowa. Niedawno się wprowadziłam. A tak w ogóle jestem Bianka, ale możesz mi mówić Ruda.

     - To super- dziewczyna klasnęła w dłonie- Już tak dawno nie rozmawiałam z nikim nowym. No to mów, skąd przyjechałaś i dlaczego do tego zadupia?

     - Emm...Przyjechałam z Cambridge, dlatego że wole spokój i cisze. Mieszkam teraz w domu mojego dziadka, Johna.

     - Tego Johna? Wielkiego Johna?– Amy zrobiła wielkie oczy.

     - Tak no bo...- nie dokończyła, ponieważ zauważyła że dziewczyna w ogóle jej nie słucha– Amyy...

     Bianka powędrowała za wzrokiem i patrzyła jak do lokalu wchodzą młodzi ludzie śmiejąc się, przepychając. Trójka mężczyzn zasiadła nieopodal. Dwóch blondynów i jeden brunet. Dopiero potem zauważyła, że na jednym z nich jest uwieszona blond dziewczyna. Ruda poczuła, że musi być w gotowości. Jej wilk wyrywał się do walki. Próbowała go pohamować, biorąc łyk swojego Cappuccino. Jedno było pewne: byli zmiennokształtnymi. Wyczuła to.

     - Kto to?- zapytała Bianka, powracając wzrokiem do Amy.

     - To Ren, Erik i Alex White. Bracia. Radzę ci się trzymać od nich z daleka.

     - Dlaczego ?– wzięła następny łyk.

     - Ponieważ oni tu żądzą. Są całkiem spoko, ale wiesz ty ich nie znasz.- uśmiechnęła się Amy.– O, idzie Święta Rebecca.- wywróciła oczyma.

     Ruda odwróciła się i zauważyła, że w ich stronę kieruję się blondynka. Wcześniej przyczepiona jak pijawka do biednego chłopaka. Stanęła przed barem z wysoko uniesioną głową.

     - Poproszę dwa razy Mocha i dwa razy Espresso. Tylko migiem– uśmiechnęła się sztucznie do Amy i zakładając ręce na piersi odwróciła do Bianki.

     - O widzę tutaj nową twarz.- uśmiechnęła się kpiąco- Dam ci radę, nie wchodź mi w drogę. Bo pożałujesz– jej oczy zabłysnęły wilczym blaskiem „Czyli już wie, że jestem taka ja ona "- I trzymaj się od nas z daleka, pokrako- zarzuciła włosami i odeszła. „Nawet mnie nie zna, a już ocenia. Mądrala się znalazła". Bianka wysłała w jej stronę środkowego palca co rozśmieszyło towarzyszów Rebecci, którzy obserwowali całą zaistniałą scenę. Jeden z nich wpatrywał się w Biankę lecz kiedy zauważył, że i ona mu się przypatruję uśmiechnął się ukazując idealnie białe zęby. Ruda szybko odwróciła wzrok, czując jak jej policzki przybierają koloru czerwieni. Amy patrzyła się na nią z kpiącym uśmieszkiem.

     - No co ?- zapytała Bianka

     - Spodobałaś się Alexowi, ale uważaj na Świętą Rebecce. On jest jej. Ona umie człowieka zniszczyć.

„Ale ja nie jestem człowiekiem"– pomyślała Ruda.

     - No dobra, ja się biorę za te kawy, a ty idź sobie usiądź – uśmiechnęła się Amy. – Aha i witam w Gerahomie – po tych słowach odwróciła się i wyszła na zaplecze, zostawiając Biankę samą.

PrzetrwanieWhere stories live. Discover now