*18*

4.4K 234 7
                                    

Drzwi wyglądały na porządne, ale co z tego, skoro i tak mam na nie sposób.
Wyciągnęłam mini tubkę, dzięki której zaaplikowałam małą granulkę wewnątrz zamka.
Delikatne syczenie i minimalna ilość dymu upewniła mnie, że droga wolna. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
Przede mną rozciągał się długi korytarz, z bardzo dużą ilością drzwi.  Westchnęłam cicho z irytacji i zaczęłam je po kolei sprawdzać.

Po około kilkunastu minutach nadal nie odnalazłam Nick'a. Moja frustracja i wściekłość rosły coraz bardziej, aż usłyszałam niedaleko jakieś dźwięki i głos jakiegoś mężczyzny.
Przeszłam jeszcze kawałek i stanęłam pod drzwiami zza których wydobywały się dźwięki.
- Myślisz, że ona Cię kurwa uratuje?! No to źle myślisz! Ona nie kocha! Nikogo! Jesteś totalnym idiotą jeśli uwierzyłeś w te jej gierki! To zwykła maszyna do zabijania! - to był Ian.
Zabije gnoja.
- I wiesz co jeszcze Ci powiem?! Nigdy stąd nie wyjdziesz! Będę się znęcał nad Tobą codziennie, dopóki nie powiesz mi gdzie ona to trzyma! - nagle usłyszałam odgłos uderzania i syk bólu - koniec na dzisiaj - Ian otworzył drzwi i zamarł, jak tylko mnie zobaczył po przeciwnej stronie.
Nie wahając się ani chwili, dobyłam nóż i skoczyłam na niego. Dźgnęłam go między żebra i już chciałam po raz kolejny zadać cios, gdy złapał za mój nadgarstek.
- Kochanie co Ty robisz?! - spytał. W jego oczach widziałam zdziwienie i złość.
- Nie mów tak do mnie - warknęłam i przyłożyłam mu kolanem między nogi. Klęknął na kolana i złapał się za krocze, jęcząc z bólu - to za wszystko przez co musiałam przez Ciebie przejść i za uprowadzenie mojego chłopaka - nożem ostrym jak brzytwa podcięłam mu gardło, a krew prysnęła na wszystkie strony.
Ian próbował zatamować krwotok, ale po chwili opadł na podłogę, z martwym wzrokiem wpatrzonym w przestrzeń przed sobą.

Rozejrzałam się po pokoju. Po prawej stronie stał Nick, przywiązany za ręce do sufitu metalowymi łańcuchami.
Był bez koszulki, a na jego ciele było widać masę siniaków.
Podeszłam do niego i ostrożnie dotknęłam jego policzka, gładząc go delikatnie.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
Widać było, że jest bardzo wyczerpany i nie ma na nic siły, więc nic nie mówiąc, uwolniłam go.
Osunąłby się na ziemię, gdybym go w porę nie złapała, więc oplotłam go ręką w pasie, a On tylko zerknął na mnie i wyszeptał ciche "dziękuję".
- Podziękujesz jak wrócimy do domu żywi - mruknęłam i ruszyliśmy do wyjścia.

Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, co lekko poprawiło mi humor.
Uwierzyłam, że wydostaniemy się stąd bez zbędnych problemów.
Gdy w końcu wyszliśmy na zewnątrz, zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam skąd dokładnie przyszłam. Wszędzie ogród wyglądał tak samo. W dodatku dopiero teraz dotarło do mnie, że Nick w takim stanie nie da rady przedostać się przez mur.
Cholera. I co teraz?
- Rin, dasz radę jakoś nas stąd wyciągnąć? - wyszeptałam lekko skołowana. Nick szybko i gwałtownie oddychał, co wywoływało u mnie dość duży niepokój.
- Mogę wysadzić bramę i podjechać kawałek w waszą stronę. Tylko musicie przejść jakieś 50 metrów, skręcić za rogiem i przez odkrytą przestrzeń przebiec kilkanaście kolejnych metrów. Ostatnia część jest najbardziej ryzykowna, bo będzie was bardzo dobrze widać z willi.
- Nie mamy wyboru. Zaczynajmy - powiedziałam i ruszyłam wzdłuż ściany, podpierając Nick'a.
Dopóki nie skręciliśmy za róg, wszystko szło w miarę sprawnie.
Nieustającą ciszę nocy przerwał ogłuszający huk, a jakieś 200 metrów od nas ujrzałam rozbłysk i odlatujący fragment bramy.
Brawa dla mojego Maserati.
Wchodząc na otwartą przestrzeń starałam się biec, ale Nick niezbyt miał siły i ledwo człapał u mego boku.
Za sobą usłyszałam okrzyki jakichś ludzi, wycie syreny alarmowej i odgłosy strzałów.
Jedna z kul śmignęła tuż obok mojego ucha. Adrenalina niesamowicie podskoczyła w moim ciele, a widok Rina, który był jeszcze kawałek od nas, dodatkowo ją wzmógł.

Po kilku chwilach dopadliśmy z Nick'iem do mojego samochodu.
Szybko wsadziłam swojego chłopaka na tylne siedzenie, a sama wskoczyłam na miejsce kierowcy.
Z budynku biegli w naszą stronę uzbrojeni po zęby faceci.
- Rin jazda! - krzyknęłam, a samochód zrobił ostry zawrót o 180 stopni i pomknął w kierunku, gdzie jeszcze kilkanaście minut temu stała brama.

Przez kilka godzin byliśmy ścigani, ale w końcu udało nam się ich zgubić.
Stan Nick'a był fatalny.
Rin przeskanował jego ciało i po usłyszeniu diagnozy lekko się załamałam.
Liczne krwotoki wewnętrzne, uszkodzone narządy i słaba akcja serca.
Jechaliśmy 250 km/h, a z każdą chwilą coraz bardziej nie wiedziałam co robić.
Odwróciłam się i spojrzałam na tylne siedzenie. Mój chłopak był bardzo blady i cały czas spał, gwałtownie oddychając.
- Rin... Co ja mam zrobić? - wyszeptałam prawie płacząc.
- Jest jedno wyjście - momentalnie w moim sercu pojawiła się nadzieja - tylko sprzęt jaki posiadają u nas w bazie, będzie w stanie go wyleczyć. Nie ma komór regeneracyjnych nigdzie indziej na świecie... Wybór należy do Ciebie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tak bardzo chciałam uciec od przeszłości, a teraz znowu do niej wracam.
Ale to dla Nick'a. Kocham go i zrobię dla niego wszystko.
- Skontaktuj się z bazą i spytaj, czy mogą mu pomóc...
- Dobra, tylko daj mi chwilkę - powiedział, a ja przez kolejne kilka minut siedziałam jak na szpilkach.
A co jeśli się nie zgodzą?
Nick umrze, a ja tego nie przeżyję.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, zostawiając na nim prostą, mokrą smugę.
- Rozmawiałem z Emily. Zgadza się pomóc Nick'owi, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Do końca życia będziesz dla niej pracować. Zgadzasz się? - po chwili ciszy powiedziałam tylko:
- Tak.

Bo Tylko Onحيث تعيش القصص. اكتشف الآن