0. Dzień, w którym umarłaś

2.1K 162 31
                                    

Andy pamiętał tę chwilę doskonale. Po raz kolejny wrócił zbyt późno do mieszkania i już w progu oczekiwał wściekłej Luny z rękami na piersiach i z zaciśniętymi ustami, ale tym razem się to nie zdarzyło. Ze zmarszczonymi brwiami zrzucił buty z nóg, prawie się przewracając, gdyby nie ściana obok. Już trzeci raz w tygodniu wracał pijany po spotkaniu z kumplami. Luna często wypominała mu, że nie powinien ich tak nazywać, ponieważ jedyne, co robili, to wlewali w niego alkohol. Andy nie chciał jej słuchać i często wywiązywały się z tego liczne kłótnie. Oboje byli całkiem burzliwymi charakterami.

Rzucił klucze na komodę, ledwo trafiając i ściągnął kurtkę z ramion, zostawiając ją niedbale na oparciu kanapy.

- Luna? - krzyknął wgłąb mieszkania, ale odpowiedziała mu jedynie cisza.

Ruszył do sypialni z myślą, że po raz pierwszy nie czekała na niego, tylko poszła spać, ale w połowie drogi zatrzymało go światło w łazience. Nie słyszał lejącej się wody, więc pomyślał, że Luna albo wyszła spod prysznica, albo zapomniała wyłączyć lampy. Otworzył drzwi i dopiero po paru sekundach dotarło do niego, na co patrzył.

Krzyknął. Wiedział, że krzyknął mocno i rozdzierająco, podbiegając do wanny. Łzy pojawiły się na jego policzkach prawie od razu, ale nie zwracał na nie uwagi, chaotycznie przyciskając ręce do ran na przedramionach Luny.

Leżała w wannie, a woda sięgała jej brzucha. Miała na sobie ubrania domowe, a oczy zamknęła, jakby zasnęła. Ale rozcięte przedramiona i krew, która zmieniła kolor wody sprawiły, że Andy wytrzeźwiał w sekundę. Przycisnął palce do szyi, tam, gdzie powinien znaleźć puls. Kiedy nic nie wyczuł, panika powoli przejmowała kontrolę nad jego ciałem. Ostatkiem zdrowego rozsądku wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił na pogotowie.

Ale było już za późno. Kiedy przybyli, ocenili zgon, który nastąpił już dwie godziny przed przyjściem Andy'ego do mieszkania. Nic nie mogli zrobić. Zabrali ciało, a jedyne, co mu pozostało, to zakrwawiona wanna i list pożegnalny.

Długo zastanawiał się nad odczytaniem go i sięgnął po papier dopiero godzinę po wyjściu pogotowia, o drugiej siedemnaście. Łzy zamazywały pole widzenia, ale dbał o to, by żadna z nich nie zalała pisma Luny. List nie był długi - wręcz boleśnie krótki. Andy prawie poczuł się źle przez to, że napisała do niego tak mało, chociaż byli ze sobą pięć lat.

Przepraszam, że to zrobiłam - widniało na liście - ale nie miałam wyboru. Nasze wspólne życie zamieniło się w dwa oddzielne, a ja nie mogłam funkcjonować z myślą, że odchodziłeś ode mnie, dlatego ja odeszłam od ciebie. Kocham cię całym sercem i wiesz o tym doskonale, ale nie mogłam patrzeć na ciebie, staczającego się przez alkohol. Nie tego dla ciebie chcę. Mam nadzieję, że teraz otrząśniesz się i zaczniesz żyć na nowo, z dala od swoich dziwnych znajomych.

Andy pociągnął mocno nosem, nie chcąc zasmarkać listu. To byłoby fatalne.

Nie myśl, że to przez ciebie. Już od bardzo dawna było ze mną źle, wiesz o tym. - Andy wiedział jedno; wiedział, że Luna kłamała, że to wszystko było jego winą. Czuł, jakby serce pękało mu z bólu. - Kocham cię najbardziej na świecie, Luna.

Tej nocy zasnął dopiero nad ranem, otoczony ubraniami Luny, ze łzami na policzkach i z listem w pięści. Jego ostatnią myślą była prośba, by to wszystko okazało się jedynie okropnym koszmarem sennym.


Od autorki: Okropnie się wahałam, czy dodać to opowiadanie, ale uznałam, że żyje się raz. Od dawna nie dodawałam prologu. Reszta historii będzie pisana w pierwszej osobie.

Dzień, w którym umarłaś | Andy Biersack [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz