04.

424 38 10
                                    

Zapukałem do drzwi domu Florence i czekałem, aż ktoś mi je otworzy. Po jakiś dwóch minutach drzwi się rozwarły i stanęła w nich blondynka. Miała zaskoczoną minę, co wcale mnie nie zdziwiło, bo nigdy wczesniej u niej nie byłem. Dziewczyna przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie mnie, po czym jej zaskoczenie zmieniło się w lekki uśmiech.

- Cześć, mogę wejść? - zapytałem, co najwyraźniej wzbudziło podejrzenia u dziewczyny.

- Dlaczego chcesz to zrobić? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, uważnie mnie obserwując.

- Mam coś, co do Ciebie należy - oznajmiłem i wyjąłem z kieszeni małą karteczkę, która przyczepiła się do projektu teleskopu.

Florence próbowała wyrwać mi z ręki kawałek pergaminu, ale miałem na tyle dobry refleks, że zdołałem unieść rękę w górę i uniknąć wyrwania mi karteczki. Dziewczyna była niska, więc nie miała szans, by dosięgnąć mojej dłoni.

- Oddaj! - zarządała, patrząc na mnie z piorytowaniem.

- Jeśli mi powiesz, co to za lista - poprosiłem, stosując na blondynce mały szantaż.

- Jeśli Ci powiem to będę musiała Cię zabić! - rzuciła Florence i wystawiła w moim kierunku otwartą dłoń, a ja oddałem jej karteczkę, bo i tak znałem jej treść na pamięć.

- Twój projekt jest bez zarzutu, więc możemy zacząć budować teleskop - powiedziałem, ale dziewczyna była chyba na mnie zła i w żaden sposób nie okazała tego, że ta informacja ją ucieszyła.

- Wiesz co, sama zbuduje sobie teleskop. Na jutro przynieś mi projekt do szkoły - nie spodziewałem się takiej reakcji Florence, ale z drugiej strony to mogło mnie od niej uwolnić.

- Florence, nikomu nie powiem o tej karteczce - zapewniłem ją, ale mi nie uwierzyła.

- Tak, a jutro rano twoi kumple znów się będą ze mnie nabijać... Lepiej będzie, jeżeli nie będziemy się ze sobą zadawać - blondynka wróciła do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi.

Pomyślałem, że ktoś z naszej paczki musiał zajść Florence za skórę. Znając życie był to Louis, bo to on zawsze czepiał się blondynki, chociaż ta nigdy nie zrobiła nic złego. Byłem trochę wkurwiony na przyjaciela i pomyślałem, że nie mogę tego tak zostawić.

Nie wiem, co takiego się ze mną stało, ale odkąd doszło do tego wypadku na terenie fabryki, moje postrzeganie świata i innych trochę się zmieniło. To wydarzenie mną wstrząsnęło i nie będę udawał, że tak się nie stało.

***

Następnego dnia w szkole rozmawiałem tylko z Harry'm. Nie byłem w humorze do czegokolwiek, a już na pewno nie do tego, by oglądać dziś Louisa. Podczas lunchu usiadłem przy stoliku razem z lokowatym szatynem. Harry zdradził mi, że jego też od pewnego czasu irytuje Louis i że ma dość jego grubiańskiego sposobu bycia. Cóż, widocznie nie tylko ja to zauważyłem. Byliśmy pięcioosobową bandą kretynów, ale nigdy nic byliśmy aż takimi bufonami, jakim stał się Tommo.

Zabrałem się do jedzenia hamburgera i obserwowałem ludzi siedzących w stołówce. Jeszcze tylko dwie lekcje i będę mógł wyjść z tej głupiej szkoły, a za trzy miesiące opuszczę ją już na zawsze  i wyjadę na studia.

- Kogo zabierzesz na bal? - zapytał mnie Harry, który pochłaniał zapiekankę.

- Nie wiem czy idę - oznajmiłem, bo cały czas zastanawiałem się nad tym czy wybrać się na potańcówkę.

- Jeszcze sporo fajnych dziewczyn jest wolnych, więc masz w czym wybierać - stwierdził Styles, a ja wzruszyłem ramionami. Jakoś nie zależało mi na wyrwaniu super laski na bal.

...not to fall in love with me... - ZawieszoneWhere stories live. Discover now