Kiedy tylko autobus się zatrzymał na właściwym przystanku, chłopak wysiadł i żwawym krokiem udał się do domu. Dotarł parę minut po dwudziestej trzeciej. Jego rodzice spali, z czego się cieszył, gdyż nie musiał dzięki temu odpowiadać na krępujące pytania odnośnie nowego, czarnego i włochatego domownika, którego trzymał pod pachą. Adam postanowił ukryć owego jegomościa na półce, wśród swoich dawnych maskotek. Zaczął się również zastanawiać nad imieniem dla niego. Skoro kiedyś każdej zabawce nadawał imię, to czemu teraz by nie miał? W tym celu chwycił kukiełkę i znów zaczął ją badać. W środku miała drucik, będący jej szkieletem i utrzymującym ją we właściwej pozycji. Oprócz tego wypchana była miękkim materiałem. Przedstawiała coś na kształt skrzyżowania człowieka z czarnym psem. Brakowało ust, uszu i innych detali. Jakby same oczy oraz kudły wystarczyły.
– Trzeba cię nazwać...
Jego wzrok zatrzymał się na stojącym na niższej półce pudełku od gry planszowej. Zmarszczył brwi, podrapał się po brodzie i postanowił się nim zainspirować.
– Pan Doktor. Brzmi nieźle – rzekł, taksując spojrzeniem lalkę. – W jakiś sposób pasuje do ciebie.
Kiedy rytuał nadawania imienia był już zakończony, Adam ponownie wmieszał Pana Doktora w towarzystwo starych maskotek, po czym rzucił się na łóżko i zaczął rozmyślać, zbierając energię potrzebną na wzięcie kąpieli. Jego ciało jednak bardziej było zainteresowane snem, przez co wystarczyła chwila, by w pokoju rozległo się ciche pochrapywanie.

– Passepartout! Passepartout!
– Pan wzywał...? – wyrecytował z pamięci Adam.
Ułamek sekundy po wycedzeniu ostatniego słowa, młodzieniec stał już na własnych nogach, z rozwartymi oczami, desperacko przeczesującymi wzrokiem każdy element otoczenia. Ogień płonący w kominku, regały zapełnione książkami, fotel, z którego powoli podnosił się czarnoskóry mężczyzna z komicznym afro na głowie.
– Szykuj się do wyjazdu – odezwał się z polskim akcentem, brzmiącym aż nazbyt nienaturalnie w jego ustach.
– Do wyjazdu? – natychmiastowo odparł oszołomiony chłopak, wciąż trwający w swojej wyuczonej roli. – Proszę o wybaczenie, pan wyjeżdża?
– My wyjeżdżamy. I to zaraz. A właściwie to już.
Dwoje ciemnych oczu przeszyło Adama niemalże na wylot, rozkazując mu bez zbędnego gadania się odwrócić i chwycić leżącą w kącie walizkę.
– A dokąd jedziemy, jaśnie panie? – zapytał, schylając się po bagaż.
– Dookoła świata – odparł bez większych emocji murzyn.
– D... d... Dookoła... świata...? – wyjąkał służący, ledwo utrzymując się na nogach.
Zakręciło mu się w głowie. Nie chcąc rozczarować czarnego Phileasa Fogga, skupił się i jakoś odgonił chwilową słabość.
– Służę. Jestem gotów – oznajmił wciąż drżącym głosem, stając z walizką przed czarnoskórym.
– Nie, nie, nie!
Ten niespodziewany krzyk otrzeźwił Adama i przywrócił mu zdolność racjonalnego myślenia. Zdolność ta obróciła wszystko, co znajdowało się dookoła, w proch. Nawet Fogga. Młody aktor pozostał sam na sam z ciemnością. A w niej czaiło się coś, co wybudziło go ze snu.
– No nie możemy sobie pozwolić na taką lipę.
Po ciele Adama rozlała się fala chłodu, gdy uświadomił sobie, kto do niego mówi w środku nocy, przebywając w jego pokoju. Chcąc potwierdzić swoje przypuszczenia, wyskoczył z pościeli i włączył światło.
– Tam na widowni będą zasiadali różni oficjele, dlatego, skoro już się zobowiązałeś, trzeba się do tego przyłożyć.
Jacek siedział na krzesełku tuż przy łóżku i wpatrywał się w chłopaka, ściskając w dłoniach plik kartek.
– Ja nadal śnię... – stwierdził Adam, łapiąc się głowę.
– To może przejdźmy do następnej scenki. Co jest następne?
– Nic! – wykrzyknął aktor, opadając z powrotem na łóżko.
– Adam, kurna – zniecierpliwił się siwowłosy – mam szukać kogoś innego? Bo teraz, tak trochę sobie w kulki lecisz. No cholera, co to ma być? Po co się w ogóle zgłaszałeś i marnowałeś i mój, i swój czas. Wiesz, ja zrobiłem pewien krok w twoją stronę, dając ci możliwość udziału...
Nie mogąc już dłużej słuchać tej tyrady, młodzieniec wlepił wzrok w sufit, ogniskując swoje myśli wokół innego problemu niż przygotowanie się do występu – wyjścia ze snu. Starał się przypomnieć sobie, co wyczytał kiedyś na forach internetowych o świadomym śnieniu. Według odszukanych strzępków informacji, mógł wskoczyć w lustro, zakręcić się na nodze i przenieść się do innego miejsca albo po prostu siłą woli przeformować ten nietrwały świat na taki, jaki tylko by sobie wymarzył.
– ...ty tam podróżujesz z angielskim lordem i pomiędzy występami zespołów tworzycie takie zabawne przerywniki. Tekstu nie masz za dużo, ale musi on być profesjonalnie odegrany, bo inaczej to położycie, nie będzie się dało uchwycić tego humoru... – kontynuował niewzruszenie Jacek.
Jego uczeń skłaniał się ku ostatniej opcji. Powoli wyobrażał sobie miejsce, w którym chciałby się znaleźć, dokładając szczegół za szczegółem. Gdy obraz stworzony w umyśle był już gotowy, Adam zacisnął powieki i pozwolił działać swojej chwilowej boskiej mocy. Pościel wysunęła się spod jego pleców, a zaduch panujący w pokoju został rozgoniony przez ciepłe podmuchy letniego wiatru. Dookoła spacerowali ludzie, tłocząc się uliczkami i mówiąc w niezrozumiałym języku. Nie miało to za dużo wspólnego z wizją artysty – brakowało rozległej łąki, zachmurzonego nieba dodającego klimatu oraz uległej kobiety. Tego ostatniego w szczególności.
– Kurwa... – burknął zawiedziony Adam.
Wtedy przez miejskie hałasy przecisnęło się donośne chrząknięcie wycelowane prosto w ucho młodzieńca. Ten od razu się obejrzał i spostrzegł znajomą twarz czarnoskórego Fogga.
– Mówisz pierwszy, zaczynasz – pouczył go udawany angielski bogacz.
Chłopak skojarzył, że otoczenie faktycznie nawiązuje do jednej ze scenek, tej o Italii. Zamiast jednak przystąpić do ćwiczenia roli, zbuntował się.
– Sny to nie miejsce na takie rzeczy – rzekł do Fogga, odchodząc przy tym bezpardonowo.
– Wracaj tu! – rozległ się z wysokości krzyk Jacka.
Nauczyciel siedział na swoim krzesełku, które z kolei ustawione było na dachu jednej z kamienic. Mógł z niej obserwować poczynania aktorskie Adama i wytykać błędy, aczkolwiek w tamtym momencie bardziej zaabsorbowany był krzyczeniem i pełnym wściekłości gestykulowaniem, choć uczeń i tak go nie słuchał – zamiast tego pędził ku wolności.

Straszne HistorieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant