⊙Rozdział 4. Pieski żywot⊙

527 85 83
                                    

Podziemna ekspedycja pod przewodnictwem Kiliana, młodego mężczyzny o czarnych włosach i brązowych oczach badała nowo odkrytą jaskinię na obrzeżach Salem. Zeszli na sam dół i to co zobaczyli napełniło ich strachem.

— Czy to są... — spytała Caly ruda, szczupła, niewysoka dziewczyna.

—...ludzkie kości? — dokończył Robert.

Przed nimi było słychać warczenie jakiejś ogromnej bestii. Chcieli uciec, ale nie zdołali, jaskinia stała się ich wspólną mogiłą.

⊙⊙    

Nareszcie dostałem upragnioną wypłatę i mogłem pójść na zakupy, by kupić jakieś bardziej letnie ciuchy. Łaziłem wte i wewte, zaglądając do przeróżnych sklepów z ubraniami. Minęło parę godzin, a ja w końcu kupiłem upragnione ciuchy. Planowałem kupić sobie coś na ząb, gdy poczułem chłód, a moje oczy błysnęły srebrną poświatą. Nawet w dzień wolny nie mogę mieć spokoju, co? Kici, kici jebana, duszo gdzie jesteś? Zacząłem się rozglądać, gdy natrafiłem na poszukiwaną przeze mnie osobę. Mężczyzna na oko dwudziestokilkuletni, ubrany w żółty kask i sprzęt do wspinaczki. Wszystko było by ładnie, gdyby nie fakt, że na kasaku były ślady po pazurach,  jego lewa ręka zwisała na pojedynczym ścięgnie, z barku wystawał obojczyk, a szyja jak i nogi były rozerwane na strzępy. Twarz ducha była w połowie rozgryziona, przez co widać było czaszkę i fragmenty mózgu. Dlaczego zawsze muszą wyglądać tak jak w momencie śmierci? Nie, mogą wyglądać normalnie jak każdy zdrowy człowiek? Przekląłem w duchu i ruszyłem w jego kierunku. Tak, jak każdy po śmierci był zdezorientowany. Minąłem go i szepnąłem.

— Spotkajmy się na cmentarzu przy pojedynczym grobowcu.

Nie czekając na jego reakcję czy odpowiedź ruszyłem w stronę domu. Po upływie niespełna piętnastu minut byłem z zakupami przy starej wyniszczonej krypcie. Duch czekał przy jej wejściu i tupał podirytowany nogą. Minąłem go i otworzyłem do niej wejście. Pomieszczenie grobowca jak każdego innego. Szare kamienne ściany pokryte kurzem i pajęczynami, a pośrodku kamienna trumna z wypukłą srebrną czaszką wygrawerowaną na niej. Podszedłem do ikony i ją przekręciłem, a trumna się odsunęła ukazując kamienne schody. Machnąłem do chłopaka, żeby za mną poszedł. Zeszliśmy po schodach do ogromnej biblioteki. Poza nią znajdowała się tu kuchnia, salon jadalnia, łazienka z ciepłą woda, sypialnie jedna moja i kilka dla ewentualnych gości. Zrobiłem sale do ćwiczeń oraz do pracy na komputerze. Tak, mam internet paręnaście metrów pod ziemią. Żyć nie umierać. Nakazałem mojemu gościowi poczekać chwilę, a ja w tym czasie poszedłem się przebrać. Założyłem na siebie białą koszulkę oraz szare krótkie spodenki. Oczywiście mój kapelusz pozostał na mojej głowie. Wyszedłem do salonu połączonego z kuchnią, które dzielił niewysoki marmurowy blat. Mój gość czekał tu na mnie i rozglądał się po całym pomieszczeniu. Salon i kuchnia były ozdobione skromnie, ale wygodnie i elegancko jednocześnie. Czerń i biel idealnie współgrała z szarością dywanu.

— Powiesz mi w końcu co się dziej i kim ty jesteś? — spytał mnie mężczyzna, po mimo braku krtani, kiedy postanowiłem zrobić sobie kawę z lodami.

— Jestem Kasper, a ty jesteś duchem... — powiedziałem znudzonym głosem, szukając lodów w zamrażarce. Oczywiście mi nie uwierzył i nazwał pierdolniętym. Nie nazwał mnie tak jako pierwszy i pewnie nie ostatni. Uświadomiłem go kopnięciem w krocze. Był zdziwiony kiedy moja noga przeleciała wzdłuż od jego klejnotów do czubka nosa. — Teraz mi wierzysz? — Spytałem i wróciłem do robienia sobie kawy.

— Ale... jak to się... i czemu ty mnie... — Nie mógł się skupić na żadnym pytaniu, przez co się jąkał jak nienormalny. 

Postanowiłem oszczędzić mu cierpień i opowiedzieć o wszystkim. Kim jestem, co robię i takie tam. Jedynie czego się od niego dowiedziałem to oczywiście tylko imię. Kilian Wood. Jego ubiór wskazywał na to, że był speleologiem. Schodzenie do jaskiń mnie nie cieszy... a najgorsze było to, że muszę znaleźć tą w której on wykitował. Westchnąłem i odgarnąłem włosy z czoła. Nigdy nie może być za łatwo co?

⊙⊙    

W końcu po żmudnych poszukiwaniach znalazłem tą pieprzoną jaskinię. Znajdowała się kawałek na wschód od miasteczka i była w pizdu głęboka. Splunąłem w dół dziury i nasłuchiwałem. Po minucie usłyszałem echo. Westchnąłem i zeskoczyłem na dół. Po czym z moich pleców wyrosły szare skrzydła. Rozstawiłem je i zahamowałem przed ziemią. Stanąłem nogami na twardym gruncie, a skrzydła złożyłem za siebie. Rozejrzałem się po ogromnej jaskini pełnej obgryzionych kości i ruszyłem w jej głąb. Im niżej schodziłem tym było ich więcej, a powietrze stawało się coraz gorętsze. Pominę fakt, że na zewnątrz i tak było w chuj gorąco. Zobaczyłem pośrodku jaskini śpiące trzygłowe szczeniaczki. O dwóch długich, kościanych ogonach, płonących głowach i chudych przegniłych ciałach.

— Oo... jakie słodkie szczeniaczki — powiedziałem z łagodnym uśmiechem. — //Rebelion// — Wypowiedziałem poważnie, a w mojej ręce pojawiła się kosa. Zamiast zwykłego trzonu miał kręgosłup, a z czaszki na szczycie wychodziło czarne ostrze z czerwonymi glifami.

Podszedłem z psychopatycznym uśmiechem w stronę szczeniaków, które się obudziły i zaczęły warczeć. Olałem to i zamachnąłem się kosą, która wydłużyła się i rozcięła zwierzaki na pół. Usłyszałem głośny ryk gniewu i spojrzałem za siebie. Za mną stała kreatura podobna to szczeniaków tylko z jej łap zwisały ścięgna i kości, kręgosłup był widoczny, a z pysków skapywała krew. Zapomniałem wspomnieć, że to coś ma z dziesięć metrów! Uniknąłem ataku z kościanego ogona i wzbiłem się do lotu. W takim miejscu jak to bestia miała nade mną przewagę. Ominąłem zwinnie jej ataki i wyleciałem na zewnątrz. Gdyby mnie teraz ktoś zobaczył z tą kosą i skrzydłami mógłby stwierdzić, że widział anioła śmierci. W sumie niewiele by się pomylił. Tak jak się spodziewałem wkurwiony cerber wyskoczył za mną i zaczął atakować. Dzięki skrzydłom byłem bardziej mobilny i z łatwością omijałem ogromne łapy bestii i długie ogony. Zrobiłem beczkę pod bestią rozcinając jej lekko brzuch i odcinając ogony. Cholera twardą ma tą skórę. Cerber nie przejął się stratą ogonów i dmuchnął na mnie ognistym oddechem. Zakręciłem kosą by rozwiać ogień, a bestia to wykorzystała i machnięciem łapy wbiła mnie w ziemię i połamała skrzydła. Nawet nie syknąłem z bólu tylko podniosłem się wkurzony.

//Silver//, //Doppelganger// 

Wraz z sobowtórem ruszyliśmy jak błyskawice w stronę Reksia. Raniliśmy po nogach, a gdy upadła na przednie łapy  wskoczyliśmy na nią i odcięliśmy boczne głowy. Ryknęła z bólu,a my wrzuciliśmy w jej pysk nasze kosy. Ustawiliśmy nasze ręce w kształt krzyża, a potwór zaczął się świecić i eksplodował. Doppel zniknął, a ja przeczesałem włosy i poprawiłem kapelusz. W stronę nieba zaczęły lecieć ogniki, jak zawsze ten widok przyprawiał mnie o zachwyt. Kilian pojawił się przede mną, wyglądał jak za życia i uśmiechnął się dziękując, po czym dołączył do orszaku ogników i opuścił raz na zawsze Limbo. Stałem tak jeszcze przez chwilę, dopóki ostatni ognik nie zniknął na niebie i ruszyłem w stronę swojej krypty. 

Słodkie pieski nieprawdaż? XD I jak zawsze Kasper nie ma odpoczynku nawet w dzień wolny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Słodkie pieski nieprawdaż? XD I jak zawsze Kasper nie ma odpoczynku nawet w dzień wolny. Co tu zrobić... wiem! ludzie nie umierajcie XD

Oczekuję więc na waszą opinie w komentarzach, które zawsze czytam i na satanistyczne gwiazdeczki które dodają mi otuchy i motywacji do dalszego pisania. Tak, więc żegnam i do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Ps. Nie miałem pomysłu na początek, więc wybaczcie, że taki chujowy XD

Oczami umarłychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz