Prolog

84 4 2
                                    

  Upadek wolnostojącego lustra sprawił, że rozprzestrzenił się ogromny hałas, który jeszcze przez parę sekund roznosił się po całym pomieszczeniu. Ten właśnie moment wydawał się wiecznością. Każdy kolejny ruch trwał nienaturalnie długo, kiedy umysł zawisł pomiędzy teraźniejszą chwilą a analizowaniem tego, co działo się jeszcze parę godzin temu, a jednocześnie tego, co działo się zawsze pod jej niewiedzą i światło dzienne ujrzało teraz, zupełnie przez przypadek. Okruchy potłuczonego szkła rozsypały się po drewnianej podłodze, zadając przy tym kolejne rany stojącej tam dziewczynie. Nina do tej pory nigdy nie spotkała się z takim bałaganem u siebie. Była przecież najbardziej poukładaną i pedantyczną osobą, jaką mógł ktokolwiek znać. A jednak. Wystarczyła tylko jedna chwila i kilka zdań, aby zmienić bieg jej życia. Ze spokojnego opuszczania domu, kiedy słońce próbowało przebić się przez wysokie drzewa na linii horyzontu i melancholijnych powrotów, do nieuporządkowanego bałaganu, który śmiało mogła już nazwać koszmarem. Parę niewłaściwych osób i decyzji, które zostały podejmowane pod ich presją wystarczyło, żeby żałować całego swojego życia, które już od samych narodzin naznaczone było kłamstwem. I to właśnie sprawiło, że w tej chwili nie potrafiła racjonalnie rozmyślać nad swoimi czynami. Niszczyła wszystko, co tylko dosięgały jej poranione ręce tak, aby ten drugi bałagan w jej głowie i w jej życiu nie wydawał się tak wielki jaki w istocie był.

Stojąc pośrodku bałaganu i rozglądając się za kolejnym obiektem, który mogłaby zniszczyć, nawet nie poczuła, kiedy jej oczy zaczęły nieprzyjemnie szczypać i po chwili stały się opuchnięte od strużek słonej cieczy, która mieszała się razem z krwią, najpierw na jej dłoniach a później powoli kapiąc na podłodze. Nie mogła przestać. Tak jakby zaprzestanie jej dotychczasowych działań miało przynieść kolejną dawkę rozmyślania o rzeczach, które w tej chwili miały zostać zapomniane.

Nie minęła sekunda a ona ruszyła w stronę małej białej komódki ustawionej po przeciwległej stronie pokoju. Stała tam odkąd Nina skończyła trzynaście lat, a jej rodzice postanowili przemalować różowy pokój i stworzyć nastolatce, zupełnie nową przestrzeń, aby mogła w zupełności poddać się demonom dojrzewania. Oddychała ciężko, kiedy patrzyła w roześmiane oczy stojącej tam dziewczyny. To sprawiło, że ogarnęła ją jeszcze większa rozpacz, która zaraz potem została zamaskowana przez złość i furię w jakiej była. Jednym szybkim ruchem strąciła wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jej rąk, wydając z siebie kolejny rozrywający duszę krzyk. Zdjęcie z rodzicami, z Emmą i Masonem, a nawet z nim. Stał tam, jak zawsze nonszalancko wyginając swoje usta w ten pewny uśmieszek, zaplatając ręce na jej drobnej talii, aby trzymać ją jak najbliżej siebie. Teraz go nienawidziła. Nienawidziła wszystkiego, co przypominało jej dotychczasowe zakłamane życie. Bo on już wtedy wiedział. Musiał wiedzieć to, co każdy przed nią próbował ukryć.

Swoje dłonie wbiła w krawędzie mebla, tak mocno, że pobielały jej knykcie, ale zbyt słabo, aby dać zupełny upust wzburzonym emocjom. Na chwilę zamknęła oczy i to chyba był błąd bo ogarnęła ją wszechstronna niemoc. To od czego tak usilnie chciała uciec, uderzyło w nią mocniej niż mogła się spodziewać. Ta świadomość, że nie ma panowania nad swoim życiem i że wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego dnia będzie musiała zrozumieć i kiedyś zaakceptować. Bolało ją to jeszcze bardziej, kiedy przypominała sobie, jak zawsze starała się, aby jej życie nigdy nie stało się skomplikowane. Unikała kłopotów i zjednywała sobie ludzi, tylko po to, aby czuć się stabilnie. Jeśli wyobrażała sobie swoją przyszłość, to tylko tą zaplanowaną i przejrzystą, a taka właśnie stała przed nią otworem. Przez lata wypracowała sobie taki plan, który po wcieleniu pasował do niej idealnie. Miała wspaniałą rodzinę, przyjaciół i grupkę znajomych, a od pewnego nawet czasu chłopaka, który zupełnie nie pasował do objętych przez nią szczegółów. Wtedy jednak postanowiła nie zwracać na to uwagi. Miał w sobie coś, co pozwoliło jej nie myśleć o tym, że w pewnym stopniu nagina dawno przyjęte przez siebie zasady. Wtedy jej się to podobało. Wtedy nie myślała o konsekwencjach, a one pojawiły się zupełnie znienacka, obarczając jej drobne ramiona takim ciężarem, jakiego nie potrafiła udźwignąć.

Łkając, dławiła się swoim własnym oddechem. Jej nogi zadrżały, okazując nagłą bezsilność, a ona sama osunęła się na podłogę, uderzając głową o krawędź białego mebla. Nie czuła tego bólu. Tak samo, jak wcześniej nie zwróciła uwagi na krew kapiącą z dłoni i poranionych szkłem bosych stóp. Ból fizyczny został wykluczony przez ten drugi, bardziej dosadny, przeszywający jej całą duszę. Zapadał już zmrok, kiedy nadal siedziała skulona pod ścianą. Nadal płakała. Nadal była rozdarta.

za mgłąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz