13.

22.1K 871 40
                                    

**Lily**

Otworzyłam okno i wspięłam się na parapet. Popatrzyłam w dół i... cholera, ale wysoko. Nie wyjdę drzwiami ponieważ z tego co wiem są tam strażnicy.
Widzę rynnę, muszę jakoś tylko kawałek po niej zjechać, a później jest wielkie drzewo. Dam radę.
Wchodzę na rynnę i po niej zjeżdżam. W połowie wystająca śrubka przecina mi kolano ale nie przejmuję się tym. Teraz liczy się ucieczka. Zeskakuje na drzewo. Nie przejmuje się teraz obrażeniami.

Zeszłam z drzewa i biegnę przez duży ogród. Dostrzegam strażników przy wejściu. Jestem jeszcze od nich bardzo daleko więc szybko biegnę w drugą stronę. Nie wiem co zrobić.

Wiem. Altanka. Wspinam się na nią. Mam tylko kawałek do przeskoczenia. Kawałek do wolności.

Przeszłam przez mur i biegnę jak najszybciej. Serce chce zostać lecz mózg rozkazuję uciekać. Chce mi się płakać, ponieważ czuje jakby moje serce się łamało, ale nie mogę się teraz poddać.

Biegnę już od 10 minut. Nie widzę nic poza lasem. Czuje ból serca i ból w kolanie i to, że leję się z niego krew. W dodatku jest strasznie zimno a ja mam na sobie jedynie krótki kombinezon. Mimo iż dni są gorące to noce wciąż chłodne. Siadam pod drzewem i zaczynam płakać. Ucieczka to jednak był zły pomysł. Może nie zły, ale lekkomyślny. Nie wzięłam ze sobą nic.

Siedzę już pod drzewem około dwudziestu minut i wydaje mi się, że zaraz zamarznę. Ciągle trzęsę się z zimna. Nagle słyszę łamaną gałąź. Mrużę oczy i widzę wyłaniającą się postać. Justin. Opuszczam głowę nie mając już na nic siły. Czuje coś ciepłego na moim ciele. Koc. I jak Justin podnosi mnie.

- Hej słyszysz mnie ?- pyta z powagą, ale widzę w jego oczach troskę. Ja jedynie pokiwałam głową.

- I po co Ci to było malutka. - mówi cicho. Przytula mnie mocno do siebie, a ja po chwili zasnęłam w jego ramionach.

Budzę się czując jak ktoś mną delikatnie potrząsa. Leniwie otwieram oczy i widzę Justina. Dalej jestem w jego ramionach i widzę jak wchodzimy do pokoju.

- Jus...

- Ciii.. nic nie mów. Musimy Cię wykąpać - przerywa mi.

Wchodzi ze mną do łazienki i kładzie na blacie obok umywalki. Opieram się o kafelki za mną nie mając na nic siły.

Gdy wody było już pełno Justin podchodzi do mnie i zdejmuje koc. Patrzy na moją ranę na kolanie.

- Jest głęboka. Musimy wezwać lekarza.

- Nie. Nic mi nie jest. Nie chcę. - mówię cichutko zachrypniętym głosem, ponieważ nie dam rady mówić głośniej i boli mnie strasznie gardło.

- Później się tym zajmiemy.

Zdejmuje mi kombinezon.
- Zostawić bieliznę czy zdjąć?

- Zostawić.

- Dobrze - wziął mnie na ręce i powoli zanurzył w ciepłej wodzie. Musiałam mocno zacisnąć zęby, żeby nie zacząć krzyczeć z bólu.

Po umyciu mojego ciała wyszedł, ponieważ powiedziałam mu, że dam rady się sama przebrać. Zdjęłam mokrą bieliznę i ubrałam nową. Wszystko mnie bolało i ledwo co dałam rady. Ubrałam jeszcze koszulkę Justina i nie dałam rady nigdzie iść. Ja nawet na siedząco się ubierałam. Już miałam się powoli podnosić, gdy do łazienki wszedł Justin i mnie przytulił.

- Shh.. spokojnie - wziął wodę utlenioną i bandaż, po czym podszedł do mnie. Nalał na wacik wodę i przyłożył do kolana. Znowu zaczęłam płakać tym razem z bólu kolana. Jestem taka słaba.

- Ciii.. zaraz przestanie boleć słońce - szybko skończył oczyszczać ranę i ją zabandażował.

- Zimno - mruknęłam cicho. Wziął mnie szybko na ręce i wszedł do sypialni. Położył na łóżku i najpierw przykrył kocem, a później kołdrą.

- Zaraz wracam - pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja zasnęłam.

- Kicia ocknij się - poczułam jak Justin do mnie mówi, gdy prawie zasnęłam. Pomógł mi usiąść. Zobaczyłam zupę na stoliku.

- Wiem, że jadłaś tylko śniadanie i tylko jedną kanapkę więc nawet nie mów, że nie jesteś głodna. W ogóle nic nie mów bo zapewne boli Cię gardło - karmił mnie jedną ręką ,a drugą przytrzymywał.

Gdy skończyłam jeść położyłam się, a obok mnie Justin, który mnie przytulił. Zastanawia mnie jedno. Czy on nie jest na mnie zły , czy to tylko cisza przed burzą? Z tą myślą zasnęłam.

You Are My MateWhere stories live. Discover now