8. Festiwal Ognia

3.2K 214 34
                                    

- Możesz mi wyjaśnić na czym polega ten cały festiwal? - spytałem, biorąc łyk zimnej coli ze szklanki.
Siedziałem właśnie na krześle przy małym stoliku w pokoju Billa, który grzebał w szafie i co chwila wyrzucał jakieś ubrania stamtąd.
Nie, nie miałem już tej piżamki w sosny. Demon podarował mi zupełnie nowe ubrania, które w miarę przypadły mi do gustu. Błękitna koszula w kratę i biała koszulka pod spodem z czarną czaszką, oraz czarne spodnie, rurki. Do tego błękitne adidasy.
Co do samego pokoju Billa- zaskakujący był fakt, że wystrój był prosty i skromny. Po kim jak po kim, ale po nim bym się tego nie spodziewał. Gdyby nie fakt, że nie było tu łóżka ani tym podobnej rzeczy to śmiało można by porównać to pomieszczenie do przeciętnego pokoju nastolatka. Chociaż ten żółty odcień ścian powoli zaczynał przyprawiać mnie o ból głowy.
- Powiedz mi lepsza ta czarna w złote paski, czy złota w czarne paski? - spytał tym razem wyciągając dwie długie laski i spojrzał na mnie wyczekująco. - A co do festiwalu to polega on na tym, jak sama nazwa wskazuje, że "bawimy się" ogniem. No to która?
- A bo ja wiem... A jaką ty widzisz tu różnicę między nimi?
- Sporą Sosenko.
- Nie mam do tego głowy. Weź najlepiej czarną i po problemie. Zresztą po co ty się tak stroisz?
- Głupie pytanie, jak na ciebie. Jestem władcą, a jak wiesz takim jak ja media patrzą na ręce, na zachowanie, na styl bycia... Na wszystko! Czarną mówisz? Nie jest za prosta przypadkiem?
- Prostota ma swój urok podobno...
Demon nic nie odpowiedział. Dalej grzebał w szafie w poszukiwaniu ciuchów. Gdyby ktoś spytał, czy on ma w tej szafie połowę sklepu odzieżowego to powiedziałbym że tak.
Poprzedni dzień minął nam w miarę...  dziwnie? No przynajmniej dla mnie. Może i ten moment, gdy znalazłem się na jego kolanach był jeszcze ok... Jednak później, gdy tylko sobie poszedł i mnie zostawił, co raz bardziej gubiłem się w swoich myślach.
Jaki był ten obecny Bill? Albo przynajmniej jak go odbierałem? Swojego poczucia humoru nie stracił na pewno! Tak samo dalej lubił w jakimś tam stopniu ból i tak samo lubił się ze mną drażnić. Nasze słowne utarczki to było raczej zwykłe i wręcz "koleżeńskie" zaczepki, które w sumie sprawiły, że w tym krótkim czasie go "polubiłem"... Chyba... Plus minus pomógł mi, co nie czyniło go aż tak złym jak te 5 lat do tyłu.
Jednak przy tym wszystkim zaistniała bardzo ważna zmiana... W końcu to co między nami zaszło... Nie! To kategorycznie nie powinno mieć miejsca! Może i byłem biseksualny... Ale do cholery...
Tak, tak wyglądały moje rozmyślania, gdy sobie poszedł. Przez resztę dnia chodziłem spięty i unikałem go. Aż do tego ranka, gdzie teraz siedziałem przy nim, pijąc chłodną colę, która wprowadzała mnie w stan relaksu i orzeźwienia, próbując się zachowywać w miarę naturalnie i nie myśleć o tym, co zaszło. I chyba mi to wychodziło, bo Bill jakby nie patrzeć łykał to... Chyba... Albo udawał... Albo... Ech! Mniejsza! W każdym bądź razie demon, albo był tak przejęty sobą i swoją rolą na festiwalu, albo ja tak dobrze grałem...
- Dobra chyba może być... - stwierdził przewieszając sobie przez rękę wybrane ubrania.
Wzruszyłem tylko ramionami i dopiłem colę. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem oczy, lekko bujając się na krześle.
- Sosenko, nie śpij.
- Ja nie śpię - wymamrotałem, będąc dalej w tej samej pozycji. - Ja medytuję.
- Nad czym?
- Nad szarymi komórkami.
Słyszałem tylko jak demon chodził w tą i we w tą. Pewnie sprzątał ten bałagan, który zrobił. Jak to dziwnie brzmi... Demon lubiący chaos, który sprząta i robi porządek w swojej szafie... Cóż, cuda się zdarzają.
Uchyliłem oczy i o mały włos, a dostałbym zawału. Ten debilny demon nachylał się nade mną z tym dziwnym wyszczerzem.
Na moje policzki automatycznie wpłynęła zdradliwa czerwień, przez co demon zachichotał.
- Serio jestem aż taki straszny? - spytał po chwili.
- Nie. Po prostu... Tak się nie robi... - mruknąłem, gdy już z lekka się uspokoiłem.
- "Tak", czyli jak?
- N-nieważne...
Demon spoważniał. Czemu on się musiał na mnie patrzeć właśnie "tak"?  Tak, czyli w stylu, że nie wiedziałem co mu po głowie chodzi. Chociaż, na dobrą sprawę to pewnie nikt tego nie  wie, co taki Cipher sobie myśli.
- Weź przestań .- zaśmiałem się nerwowo i spróbowałem go odsunąć od siebie, co poskutkowało jedynie tym, że Bill chwycił mnie dosyć mocno za nadgarstki.
- Hej, ale nie masz się czego bać - mruknął i mnie pocałował.
Wahałem się. Znowu to tajemnicze ciepło w okolicach serca i dziwne uczucie euforii. Niepewnie włączyłem się w to. Jednak tak szybko, jak zaczęliśmy, tak szybko skończyliśmy.
- Jesteś idiotą - stwierdziłem, jeszcze bardziej się czerwieniąc.
- Którego kochasz, ale o tym nie wiesz.
- Co?!
- Jajco. A tak na poważnie to wiem, co w tym twoim serduszku siedzi - mruknął, stukając mnie w klatkę piersiową.
- No chyba nie...
- Tak, tak, Sosenko! Przede mną nic się nie ukryje. A te twoje rumieńce same mówią za siebie, bo jeśli byłbym ci obojętny to byś tak nie reagował.
- A skąd pewność, że cię nie nienawidzę? - prychnąłem i posłałem gniewne spojrzenie blondynowi.
- Stąd, że mi ulegasz? A poza tym jakoś ze mną rozmawiasz.
- A może to ty mnie nienawidzisz? - zasugerowałem.
W sumie z nim wszystko było możliwe... A co jeśli najpierw mnie uwiedzie i potem... zostawi? Na tej jebanej pustyni chociażby?
Demon poluźnił uchwyt na moich nadgarstkach.
- Wow! Przejrzałeś mnie! - zakpił. - A nie sądzisz, że to by było z grubsza idiotyczne, gdybym chciał się na tobie zemścić tylko takim sposobem? Wiesz to uwłacza mojej godności... A i kreatywności.
- Racja. Pewnie dodałbyś coś jeszcze po drodze... - tylko pytanie, co...
- Daj spokój Sosenko. Nie trudziłbym się aż tak. Chyba... W sumie nawet ja nie wiem do czego jestem w stanie się posunąć... Ot cała moja "nieprzewidywalność".
- Bill... Weź do cholery skończ... Robisz mi niezły mętlik w głowie... - westchnąłem, zdając sobie sprawę, że to tylko jego kolejne, głupie żarty. - Nie znoszę tych twoich gierek psychologicznych...
- Mam to przyjąć jako komplement? - znowu się wyszczerzył, a ja miałem ochotę strzelić sobie facepalm.
Zbyt łatwo się przy nim gubiłem i plątałem. Podły manipulator... Który miał rację.
Moje myśli automatycznie przeleciały na tor moich relacji z nim. Zlustrowałem go, przyjrzałem mu się. Cholera! Był przystojny. I gdyby nie fakt, że... Ale zaraz? Czy ja mu nie wybaczyłem wszystkich win wczoraj? Niby tak... Czyli teoretycznie byłbym w stanie zgodzić się na...
Momentalnie zbladłem.
- No na co, Sosenko?
- Za głośno myślę... - podsumowałem i w końcu odsunąłem od siebie demona.
Wstałem z krzesła i krytycznym spojrzeniem zmierzyłem jego ciuchy walające się po podłodze. Normalnie jakbym widział Mabel sprzed paru lat i jej kolekcję swetrów!
Mabel... Heh... Ciekawe, co tam u niej...
Jeśli to możliwe to zbladłem jeszcze bardziej. Przypomniałem sobie czasy, gdy nieudolnie próbowałem nauczyć ją porządku. Gdy zawsze razem się trzymaliśmy i wspieraliśmy... Gdy nie było rzeczy, która by nas rozdzieliła.
Po moim policzku spłynęła samotna łza.
- Ale ze mnie mazgaj... - wyszeptałem, czując, jak Bill obejmuje mnie w pasie. - Będę mógł tam kiedyś wrócić? Pozwolisz mi na to?- spytałem i zacisnąłem dłoń na jego ręce.
Dziwne. W tym momencie był mi kimś bliskim. Kimś kogo mimo wszystko potrzebowałem, nawet jeśli się wzbraniałem przed tym. W końcu był jedyną osobą, którą "znałem" w tym świecie. I jakoś sprawił, że nie zwariowałem totalnie.
Demon spiął się przez to pytanie. Ciekawe czemu? Bał się czegoś?
Ale ja jestem głupi... Demon snu bojący się czegoś?
- Może...
- Na... Naprawdę? - byłem tym zdziwiony.
- Tak. Tylko jest mały szczegół... Oni myślą, że uciekłeś - w tym momencie jakiś kamień runął na moje serce. - A twoi rodzice nawet stwierdzili, że umarłeś.
- Czyli nie mam po co wracać... - stwierdziłem.
O dziwo byłem spokojny. Teraz zauważyłem, że jego, nazwijmy to wsparcie dawało mi spokój. Niezwykły spokój. Co jeśli teraz mogłem liczyć tylko na niego?
- Skąd o tym wiesz?
- Mam swoje źródła, moja ty Sosenko.
Odwróciłem wzrok od ubrań i spojrzałem na demona, który patrzył na mnie z troską. Na sekundę wyplątałem się z jego objęć, by po prostu stanąć do niego przodem.
Wtuliłem twarz w zagłębienie w jego szyi. Cipher na moment wstrzymał oddech, ale jednak znowu mnie objął.
- Ciągle mnie zaskakujesz. Najpierw taki nieśmiały chłopczyk z daszkiem na głowie, który wiecznie sam wpada w kłopoty...
- A teraz? - spytałem, wdychając ten jego słodki zapach, jakby połączenia wanilii z czekoladą.
- Teraz? Jesteś moją Sosenką - podkreślił. - Choć zawsze nią byłeś, od czasu gdy się spotkaliśmy.
- Nie spieprz tego... - mruknąłem.
Demon już siedział cicho. Milczał. I ja też milczałem. Czasami cisza i samo bycie to więcej niż tysiąc słów.
Może w końcu znalazłem swoje miejsce? Byłem "czyjś". Takie moje ciche marzenie, żeby jednak być dla kogoś kimś ważnym. Czuć się potrzebnym. Przełamałem się. Zaufałem mu już w stu procentach.
~Trust No One, Dipper~

Book Of CircusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz