ROZDZIAŁ VII

122 10 7
                                    

Ostatni rozdział chyba nie przypadł wam do gustu :(

W sumie nie dziwię się, był tak poplątany, że masakra. Mam nadzieję, że ten się wam spodoba :D



MELANIE

Siedziałam w pawilonie jadalnym i słuchałam jak Michael i Jordan gadają o tym co wczoraj wydarzyło się na Bitwie. Ja jakoś nie miałam do tego głowy. Zresztą mało mnie to interesowało. Skoro nawet Chejron nie umiał tego wyjaśnić to po kiego grzyba się nad tym zastanawiać? Jedyne co mnie w tym wszystkim intrygowało to Rachel. Nie wyglądała na zdziwioną, że Scott włada jeszcze innymi darami. Wręcz przeciwnie. Zastanawiałam się czy ona już wcześniej nie widziała jak on używa swoich mocy, ale jak tak to gdzie? Usłyszawszy stukanie kopyt o posadzkę odwróciłam się w stronę podium (jeśli mogę tak to nazwać), na którym Chejron właśnie wszedł i zaczął mówić:

- Wszyscy grupowi domków mają stawić się na zebraniu po śniadaniu. A reszta normalnie ma dziś zajęcia według swojego planu.

I nie czekając aż ktoś się odezwie pogalopował w stronę Wielkiego Domu. Nie ma co: strasznie się rozgadał. Zwróciłam się do Jordana:

- Masz zamiar iść?

Jordan jako jedyne dziecko Bogini Lyssy powinien stawić się na naradzie. Jednak rzadko go obchodziło co na nich będzie i po prostu je olewał. W sumie nie dziwiłam mu się. Kto by chciał słuchać dziecka Bogini szaleństwa?

- Widzisz Mel zaskoczę cie, ale tak. Chcę się dowiedzieć o co chodzi z tymi dzieciakami.

- Wiesz, że nie cierpię jak mnie tak nazywasz - rzuciłam z jadem w głosie.

- I właśnie dlatego tak cie nazywam - powiedział jak gdyby nigdy nic.

Westchnęłam. Kochałam go jak brata, ale czasem doprowadzał mnie do szału. Po prostu ręce opadają.

- Też mam zamiar być na naradzie - oznajmił nagle Michael.

- Co? - powiedziałam w tym samym czasie co Jordan zapytał:

-Jak?

- Wiecie jakbym tak przez przypadek użył Mgły żeby nikt mnie nie widział i tak zupełnie przypadkowo znalazł się w sali gdzie będzie zebranie i stał cichutko żeby nikt mnie nie usłyszał...

Nie wytrzymałam i przerwałam mu ze śmiechem:

- Nie żeby co głąbie, ale ty nie potrafisz być cicho. Zresztą jeśli Pan D. będzie na tej naradzie to ci to nie wyjdzie bo on widzi przez Mgłę. Wiesz Bóg i w ogóle.

- A od kiedy Dionizos jest na takich spotkaniach? - wtrącił swoje trzy grosze Jordan.

- A od kiedy ty na nich jesteś? - odgryzłam się.

Oboje zamilkli co spowodowało ogromy uśmiech na mojej twarzy.

- Ale spokojnie Michael może Jordan opowie ci co było na naradzie grupowych - powiedziałam z sarkazmem.

Oboje dobrze wiedzieliśmy, że blondyn będzie siedział cicho i szczerzył się ilekroć któreś go poprosi o to żeby zdradził chociaż kawałek tego o czym tam rozmawiali.

- Tobie też nie powie!

- Ale mnie to nie obchodzi.

Wstałam i nie czekając na odpowiedź któregokolwiek z nich pobiegłam do domku po broń. Miałam mieć teraz lekcję szermierki z jakimś dzieciakiem od Aresa. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się ostatnia osoba, którą chciałam widzieć.

- Czego chcesz? - warknęłam do mojej "ukochanej" siostry.

Alice była chudą dziewczyną o włosach czarnych z niebieskimi pasemkami. Jej oczy był w kolorze wyblakłego szarego, a na ustach cały czas gościł wredny uśmiech. Myślała że wszystko je wolno ponieważ jest najstarsza z nas wszystkich i jest grupowa. A i jeszcze coś: zanim dowiedziałam się kto jest moim Boskim Rodzicem powiedzmy, że trochę ją upokorzyłam przed całym obozem. A ona od tamtego momentu zaczęła się na mnie mścić. No ale co się dziwić: w końcu jesteśmy dziećmi Nemezis Bogini zemsty.

Dzieci PodziemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz