Rozdział 1 - Snape

4.2K 154 18
                                    

Nie byłem zły. Byłem wściekły. Ten cały koszmar powoli zaczyna mnie męczyć. Nie chcę pamiętać... A jednak sen ciągle daje mi do zrozumienia, że jestem potworem. Oczywiście, lubię czasami pomaltretować uczniów, czemu by nie, ale dlaczego dawne krzywdy ciągle dają po sobie znać? Może dlatego, że to przeze mnie Lily zginęła?

Zacząłem kręcić się po pokoju, wyjmując stare ubrania z szafy. Czarna szata była trochę zakurzona, gdy znalazłem ją w stercie pogniecionych ciuchów. Założyłem ją bezwiednie i zszedłem po skrzypiących schodach na dół.

Dom wyglądał dosyć mrocznie. Ciemne ściany i zawieszone portrety rodziny z rodu Snape'ów sprawiały wrażenie, iż dom jest mniejszy niż w rzeczywistości. W wielu miejscach widać było stare, szare pajęczyny. Szedłem wąskim korytarzem na parterze oświetlonym zimnym światłem. Jednym zdaniem - dom pasował do mnie idealnie. Nigdzie nie było roślin i kwiatów, bo nie bywałem tu za często, większość czasu spędzałem w Hogwarcie. Jedynie mała, uschnięta róża z mugolskiego ogrodu leżała na samej górze wysokiej półki z książkami na drugim piętrze domu. Ten kwiat był dla Lily. Chciałem ją przeprosić w ten dzień, gdy nazwałem ją szlamą, ale ona mi tego nie wybaczyła. Do dziś trzymam ją, nigdy o tym nie zapomnę...

Otworzyłem mosiężne drzwi. Skrzaty pałętały się po kuchni, przygotowując śniadanie. Sok dyniowy, jajecznica, kukurydza, naleśniki polane syropem eukaliptusowym i pieczone ziemniaki to tylko kilka dań, które zazwyczaj przygotowują mi skrzaty. Usiadłem przed długim, zastawionym do pełna stołem i nabrałem trochę jajecznicy na talerz. Starałem się jeść dosyć szybko, ponieważ o 11:20 miałem teleportować się do Hogsmeade. Dumbledore prosił mnie o spotkanie.

Podczas roku szkolnego mieszkam w Hogwarcie. Mam tam skromny pokój w lochach, gdzie mogę poświęcić czas na sporządzanie eliksirów. W czasie wakacji przeprowadzam się do rezydencji rodu Snape'ów w miasteczku Ipswich. Mieszkali tutaj moi praprapradziadkowie, po czym każde następne, rodowite pokolenie Snape'ów dziedziczyło tę posiadłość.

Gdy skończyłem jeść, skrzat imieniem Trumek podbiegł do fotela, na którym siedziałem i odsunął je powoli. Pozostałe skrzaty zaczęły sprzątać szybko ze stołu i magicznie czyścić naczynia. Była godzina 9:30. Miałem zatem niecałe dwie godziny do spotkania. Udałem się więc na drugie piętro domostwa i otworzyłem pierwsze drzwi na korytarzu.

Przede mną rozciągnęło się wielkie pomieszczenie zasypane zwojami, zapisanymi papirusami, flakonami po eliksirach i materiałami dosporządzania wywarów. Po dwóch bokach sali rozciągały się na sześć metrów regały z gotowymi eliksirami. W kącie dało się ujrzeć kocioł, a zaraz obok kominek wykładany cegłą. Po środku pokoju stał stół z przygotowanymi wczoraj składnikami. Podszedłem szybkim krokiem do stolika, wziąłem zwój z przepisem na eliksir przeciw oparzeniom i od niechcenia przejechałem dłonią po czarnych włosach. Cholera, znowu zapomniałem kupić szampon w Londynie... Eh, nieważne.

Poppy Pomfrey ostrzegła mnie, że zaczyna brakować eliksirów do skrzydła szpitalnego, więc wziąłem się do pracy. Po półtorej godziny pracy sporządziłem cztery eliksiry. Miałem jeszcze tylko 20 minut, więc zszedłem do swojej sypialni wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i teleportowałem się.

Hogsmeade, pomimo wczesnej godziny, było pełne ludzi. Większość sklepów i gospód były już otwarte. Poszedłem umiarkowanym krokiem w stronę "Gospody pod świńskim łbem". Nie było to za ciekawe miejsce, ale kiedy Albus miałem do niego jakąś sprawę w czasie wakacji, spotkaliśmy się właśnie tam. Kiedy wszedłem do środka, usiadłem przy drewnianym stole stojącym w kącie. Patrzyłem długo przez zakurzone okno, aż w pewnym momencie, pośród tłumu ludzi zobaczyłem Dumbledora.

SeveritusWhere stories live. Discover now