Rozdział 4

67.9K 3.9K 2.2K
                                    

Byłam bliska zawału. Nagle w pokoju zapadła ciemność, a cały kuchenny sprzęt zgasł, co oznaczało brak prądu. Stałam nieruchomo w kuchni, a moja dłoń kurczowo ściskała blat jakby była do niego przyklejona. Cała drżałam. Nie jestem fanką ciemności. Jedyne na czym mogłam teraz polegać to zmysły słuchu i dotyku. Moja wyobraźnia zaczęła działać. Do głowy napływały mi najdziwniejsze, a zarazem najstraszniejsze rzeczy. Zaczynałam mieć wrażenie ze nie jestem sama w mieszkaniu, że ktoś mnie obserwuje. W moich myślach już roiła się wizja mojej śmierci, której miałam doznać – moim zdaniem, za chwilę. 

Spokojnie.. Nic się nie dzieje. - powtarzałam starając się uspokoić, co nie szło mi zbyt dobrze. Wciąż się trzęsłam, łzy napływały do moich oczu. Mój oddech był przyśpieszony, w głowie zaczęło się kręcić, a nadzieja na powrót jasności powoli opadała. Moje ciało robiło się coraz chłodniejsze.

Po kilku minutach postanowiłam wziąć się w garść. Nie miałam pojęcia kiedy prąd powróci, ale nie mogłam wciąż stać jak posąg i tylko się zamartwiać. Zaciągnęłam nosem, po czym otarłam rękawem bluzki oczy. Prawdopodobnie rozmazałam cały makijaż, ale nie przejmowałam się tym. Przecież i tak nikt mnie nie widział, ani ja nie widziałam samej siebie. Było mi to obojętne. Wzięłam głęboki wdech próbując po raz drugi opanować emocje, co tym razem mi się udało. Moje zimne stopy oderwały się od podłogi, powolnie przesuwając się do przodu. Jedna z dłoni osuwała się niepewnie po blacie, natomiast druga sunęła po górnych szafkach. W ten sposób znalazłam się na końcu kuchni, przy ostatniej szafce. Złapałam za uchwyt i otworzyłam ją. Dotykałam każdej rzeczy, która znajdowała się w środku zgadując czym ona może być. Na szczęście znalazłam to czego chciałam. Latarkę. Odetchnęłam z ulgą czując ją w ręku, to była moja nadzieja. W tej chwili przypomniały mi się słowa ciotki, która to właśnie kazała mi kupić ten jakże przydatny sprzęt, a kąciki moich ust uniosły się. Tak bardzo cieszyłam się, że chociaż raz jej posłuchałam.

Przycisnęłam swój palec wskazujący do guzika na latarce, jednak nie dała ona światła. Jęknęłam z rozczarowania przypominając sobie, że do latarki potrzebne są także baterie, których niestety nie kupiłam. Ścisnęłam mocno powieki próbując zablokować strach dobijający się do mojej głowy po raz kolejny. Kiedy poczułam jak do moich oczu ponownie wpływają łzy, poddałam się i pozwoliłam sobie na panikę. Zaczęłam płakać i pojękiwać.

Moja ręka rozluźniła swój uścisk a latarka opadła z wielkim hukiem na ziemie obijając się o panele równo z dźwiękiem dzwonka do drzwi. Myślałam, że wcześniej panikowałam, jednak teraz to co się ze mną działo było nie do opisania. Zaczęłam odczuwać delikatne bóle w pobliżu serca, które waliło jak oszalałe. Brałam szybkie wdechy i wydechy stojąc nieruchomo, jak zaklęta. Zacisnęłam usta powstrzymując szlochanie które miało ochotę wydobyć się z moich ust. Wciągałam powietrze nosem próbując zwolnić pracę serca. Miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś przeklętym horrorze, a za drzwiami stoi seryjny morderca, któremu właśnie w tym momencie mam otworzyć, żeby mógł mnie zamordować. Paranoja. Czym prędzej starałam się zabić moje chore myśli.

Gdy już mi się to udało moje nogi zaczęły bezdźwięcznie szurać do przodu, a ręce wysunęłam przed siebie w poszukiwaniu punktu zaczepienia. Usłyszałam dźwięk dzwonka po raz drugi co spowodowało moje zatrzymanie i wahanie. Czy na pewno powinnam otwierać te drzwi? A co jeśli to włamywacze? Co jeśli wybiła moja godzina? Wiele myśli zaczęło głębić się w mojej głowie. Przyciągnęłam się do ściany opierając się o nią i chwilę spędzając przy niej czas. Przeciągnęłam swoje włosy do tyłu starając się wymyślić coś logicznego i wpaść na jakikolwiek plan. Może powinnam zawrócić do kuchni po nóż? A może to kurier? Ciocia? Cassie? Dan? A może jednak włamywacz? To morderca, jak nigdy. Sukinsyn, akurat dzisiaj! Byłam cała rozgrzana, a moje ręce przepocone. Zdecydowałam się na odwagę. Oderwałam się od ściany ciałem, ale położyłam na niej dłoń zaczynając iść w kierunku korytarza. Brałam głębokie wdechy i wydechy. Gdy byłam pod samymi drzwiami osunęłam się na ziemię siadając obok komody. W razie czego mogłam zawsze pobić napastnika jedną ze szpilek, które były blisko mnie, wystarczyło tylko po nie sięgnąć.

Cień [ashton irwin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz