11

183 28 7
                                    

minęło kilka miesięcy od kiedy Luke napisał swój ostatni list i mógł z pewnością powiedzieć, że czuł się szczęśliwszy niż wcześniej.

oczywiście, zniknięcie Caluma miało na niego zły, nieodwracalny wpływ i zawsze sprawiało, że był smutny, zdając sobie sprawę, że już nigdy nie usłyszy słodkiego głosu, co łamało jego serce, za każdym razem gdy starał się go sobie przypomnieć. bardzo chciał go przytulić, swojego najlepszego przyjaciela. czuł jakby ktoś wbijał nóż w jego serce, za każdym razem kiedy o tym pomyślał, mimo, że starał się tego nie robić, to i tak znajdowało drogę do jego świadomości.

był usatysfakcjonowany z wyboru, który podjął.

lub, cóż, wierzył, że już nigdy nie zobaczy, usłyszy czy przytuli najlepszego przyjaciela. można by powiedzieć, że wszystko się odwróciło.

było bardzo późno, kiedy Luke podjechał pod budynek szpitala. jego mama zadzwoniła do niego, a on nie mógł przestać się trząść na samą myśl. to nie mogło się wydarzyć, po prostu nie mogło.

po rozmowie z kilkoma pielęgniarkami i policjantami ruszyli za nimi przez korytarz, a po dziesięciu minutach znaleźli się pod salą sto dziewięćdziesiątą ósmą.

i wierzcie albo nie, ale Calum leżał na łóżko, które znajdowało się na środku sali. blondyn nie mógł uwierzyć w to co widzi, chłopak, który zaginął na ponad rok, znalazł się i był żywy. żywy.

rodzice caluma aktualnie byli na wakacjach, ale po usłyszeniu wieści, zdecydowali od razu zarezerwować najbliższy lot do domu, by spotkać się ze swoim synem.

po czekaniu przed salą i słuchaniu personelu i policji przez jakieś trzydzieści minut, luke mógł wreszcie wejść do środka. był zdenerwowany, przerażony.

- chcesz żebym z tobą weszła? - spytała go cicho mama, jednak Luke pokręcił głową.

- co jeśli mnie nie pamięta? - spytał luke drżącym głosem.

- kochanie, pierwszą rzeczą, o którą spytał byłeś ty - wtrąciła się pielęgniarka.

po wysłuchaniu kolejnych 'zasad' mógł już naprawdę wejść do środka, ale trzy minuty zajęło mu samo zmuszenie się do spojrzenia w małe okienko znajdujące się na niebieskawych drzwiach.

jego serce niemalże eksplodowało i nie mógł złapać oddechu. był tam. Calum tam był, to nie był żaden chory żart. żywy Calum leżał na łóżku, a to nie był sen.

luke wziął głęboki wdech, myśląc teraz albo nigdy.

otworzył drzwi, które lekko zaskrzypiały i zamknęły się za nim z cichym plaskiem. wreszcie podniósł wzrok ze swoich butów. widział bruneta z jeszcze bliższej odległości, jednak ten zdawał się jeszcze nie zauważyć blondyna.

ramiona Caluma były pokryte bliznami i siniakami, podobnie jego obojczyki i twarz, był straszliwie wychudzony, ale Luke nie myślał o tym za długo, bo starszy nastolatek go zauważył i patrzył na niego ze łzami w oczach.

Luke czuł jak ciepłe łzy spływają po jego policzkach.

- L-luke? - głos Caluma był cichy i zachrypły, jednak ciągle dało się dosłyszeć starą miękkość jego głosu.

Calum wstał z łóżka, uśmiechając się szeroko przez łzy. niebieskooki odpowiedział mu tym samym, szybko podchodząc do przyjaciela, zamykając go w szczelnym uścisku. żaden z nich nigdy nie przytulał nikogo tak mocno, nigdy tak długo.

brunet zapłakał w szyję Luke'a, a tamten nie mógł bardziej o to nie dbać. przytulał swojego najlepszego przyjaciela, po raz kolejny po roku i pięciu miesiącach, nie sądził, że to znowu może się wydarzyć.

Luke nie mógł być szczęśliwszy, z jego przyjacielem było wszystko w porządku, w tym momencie Hemmings'a nie obchodziło przez co przeszedł Hood, trzymał go w swoich ramionach, przecież mógł dowiedzieć się wszystkiego później.

jedyną rzeczą, która się liczyła, było to, że wreszcie zdali sobie sprawę jak bardzo się o siebie martwili, jak bardzo się potrzebowali.

jeśli nie było jednego, nie było drugiego i wreszcie to wiedzieli.


FIN




t/n

za jakiś czas przetłumaczę bonus - historia oczami caluma :3

love ya x

-mags

gone ● cake [pl]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum