Rozdział IV

101 6 0
                                    

Sam

Wsiedliśmy wszyscy do samochodu mojej siostry i wyjechaliśmy do domu mojego i Lauren. Podróż nie trwała długo, bo po dziesięciu minutach byliśmy już pod mieszkaniem.

Mam nadzieję, że nic się nie stało Spencerowi, przecież to na mnie polują, niech zostawią go w spokoju. Zresztą stwierdzenie "polują na mnie" brzmi psychicznie, w jakie gówno ja się wpakowałam? Nie, to nie ja wpakowałam się w gówno tylko moja siostra mnie w nie wpakowała. Wolałam wiedzieć tylko to, że jest moją siostrą i nazywa się Lauren, dla przyjaciół Lulu, albo Lu. Nie ukrywam tego, że ciekawiło mnie to, co robi moja siostra gdy nie ma jej w domu, ale gdybym wiedziała jakie będą tego konsekwencje, to nie wpychałabym nosa w nie swoje sprawy, ale w tej sytuacji to potajemne życie mojej siostry wlazło z brudnymi buciorami do mojego życia.

Z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojej siostry- Czy ty mnie w ogóle słuchasz Sam?- powiedziała ze złością

-Nie, a mówiłaś coś?-bąknęłam

-Nic, wysiadaj już

Nie było sensu już myśleć o tym, czy Spencer jest bezpieczny, teraz my musimy zapewnić mu bezpieczeństwo.

Wyskoczyłam z samochodu jak poparzona i pobiegłam do drzwi, które ku mojemu zdziwieniu były otwarte.

Stałam praktycznie przed drzwiami, klamka była cała we krwi. Czerwona ciecz spływała na drewnianą podłogę na której była już spora kałuża.

-Cholera-krzyknęła Lulu i szybko wbiegła do pomieszczenia, nawet nie zauważyłam kiedy mnie wyminęła.

Ash pobiegł za moją siostrą, niestety mnie pchnął, a ja upadłam na podłogę, podparłam się rękami żeby mój tyłek nie znalazł się w czerwonej cieczy, takim oto sposobem miałam dłonie w czyjejś krwi, ten blondyn jest dupkiem, nawet mnie nie przeprosił.

Podniosłam się z miejsca i chwilę później znalazłam się w domu. Weszłam niepewnie do przedpokoju.

Doznałam szoku, serio. Mój czysty dom wyglądał teraz jakby przeszedł po nim huragan, a poprawiła burza z piorunami. Nikogo nie było, żadnych śladów po bracie i rodzicach. Co tu się odpieprza, co?

Szłam przez salon. Sofa i fotele były wywrócone, a dywan zaśmiecały odłamki szkła. Nie wiem skąd te szkło, lustra mamy w łazienkach, a okna wyglądają na nienaruszone. Czyżby ktoś chciał nas nastraszyć ? Schyliłam się i podniosłam odłamek szkła. Przyglądałam mu się uważnie, jakbym szukała jakiejś wskazówki, która pomoże zrozumieć mi o co w tym wszystkim tak właściwie chodzi, ale czego mogę wymagać od zwykłego kawałka szkła ? Mam nadzieję, że te zdarzenia nie wpłynął na moją przyszłość. Zmiany są dobre, tak uważałam, ale czy nadal tak myślę?

Musiałam coś zrobić, a nie stać bezczynnie w miejscu.

Olśniło mnie, tak to chyba można nazwać.Za naszym domem jest schron na wypadek tornada, przecież ktoś mógł się tam ukryć.

Cisnęłam odłamkiem szkła w podłogę i wybiegłam z domu. Szybko znalazłam się w ogródku, zaraz gdzie było to wejście, już wiem.

Podeszłam do naszego bunkru i potworzyłam klapę.

W środku było ciemno, więc nie mogłam stwierdzić czy ktoś tam jest czy jednak nie. W kieszeni miałam kluczyk przy którym wisiał świecący bryloczek. Weszłam na drabinkę prowadzącą do schronu i zamknęłam klapę za sobą. Zapaliłam latareczkę, było to jedyne żródło światła, słabe, ale bardzo pomocne.

Strasznie tu ciemno i wilgotno, a ja na dodatek boję się ciemności, genialnie.

Zeskoczyłam z ostatniego szczebla i nakierowałam światło na wprost.

Starsza siostraWhere stories live. Discover now