HISTORYJKA [ONE-SHOT]

952 60 35
                                    

0.

Każdy, kto znał Mallory Barcley, bez wahania orzekłby, że to najzwyczajniejsza dziewczyna pod słońcem. Nigdy nie wyróżniła jej ani inteligencja, ani uroda. Nie dokonała niczego wielkiego, a choć była sympatyczna, nie posiadała też charyzmy, która porwałaby tłumy. Wielu ją lubiło, aczkolwiek, mimo szczerych chęci, mało kto nazwałby ją wyjątkową.

Krótko mówiąc, Mallory Barcley doskonale wpisywała się w najbardziej standardowy model młodej kobiety z małego miasta. Dobra — acz nie doskonała — córka, pomocna koleżanka, singielka świeżo po dających jej wiele możliwości studiach. Nie bywała na pierwszym planie: w szkole piastowała jeden z mniej znaczących urzędów w samorządzie, należąc do bractwa studenckiego, stanowiła tło dla bardziej wyrazistych sióstr, a teraz nadchodził w jej życiu moment, gdy zgadza się zostać druhną jednej z wielu przyjaciółek.

Jednakże jedno od zawsze wyróżniało Mallory spośród innych, podobnych jej dziewcząt: fantazja. Nigdy nie wiązała swojej przyszłości z pisarstwem, co wszyscy uważali za ogromną stratę, posiadała bowiem niesamowitą wyobraźnię, a los obdarzył ją lekkim piórem i talentem godnym prawdziwego gawędziarza. Twierdzono, że ma gadane, co można odczuć nawet przy rozmowie przez komunikator. Często raczyła bliskich historyjkami, nie umiejąc zachować jedynie dla siebie podsuwanych przez umysł obrazów, a słuchaczy opowieść wciągała zazwyczaj od razu.

Nie można było zaprzeczyć: w ustach Mallory Barcley wszystko, nawet banalna opowiastka, brzmiało niezwykle...

(Chcesz posłuchać bajki, Bren? Tylko wiesz, musisz pamiętać, że nie każda ma szczęśliwe zakończenie...)

I.

Dawno temu, gdy świat nie liczył sobie jeszcze tylu lat, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Były to piękne czasy — czasy królów i królowych, kamiennych zamków i gęstych lasów zamieszkanych przez tajemnice. Czasy, kiedy zielonymi krainami władali liczni bogowie o wielu imionach, a na swoich ziemiach każdy klan sprawował władzę absolutną. Tylko oni byli swoimi panami, więc osądzić nie mógł ich żaden śmiertelnik, jedynie ci, w których wierzyli i których czcili, pragnąc przychylności losu.

Tu, w świecie bogów o niezliczonych obliczach, sławiony przez braciszków w burych szatach Bóg zdawał się tylko odległym bytem. Nie należał do zielonych krain, choć braciszkowie powtarzali, że one należą do niego, jak i wszystko, co istnieje. Bóg ten miał być ojcem wszystkich, sprawiedliwym i miłosiernym, jednak tylko dla tych, którzy przyjmą go do serca. Lecz nikt nie zamierzał tego robić, nikt nie chciał narażać się bogom, jakich znał i potęgę nieraz widział. Wiara braciszków została odtrącona drwiną i śmiechem, powtarzano im, aby wrócili na południe, skąd przyszli. Chcieli tego również prawdziwi bogowie — zielone krainy należały przecież do nich na wieki. Kamienne zamki na zawsze pozostaną ich, a gęste lasy będą strzec tajemnic, które im powierzyli.

Lecz żyła sobie w tych czasach królowa. Młoda i piękna, o lokach koloru miedzi i oczach niczym szmaragdy. Szeptano, że jest wiedźmą, sama uroda bowiem nie mogłaby uwieść króla tak, by zakochał się do szaleństwa w młódce. Ona jednak nie znała magii — zachwyciła męża inteligencją, której się nie bała okazywać. Radziła królowi, a on zawsze jej słuchał, wierząc, że jego pani wie, co będzie dla nich dobre.

Właśnie dlatego królowa spojrzała na południe. Ujrzała wówczas jak obcy, nieuznany w królestwie jej męża Bóg zmusza kolejnych wielkich władców do złożenia sobie pokłonu. Oni zaś siłą przekonywali do ugięcia kolan tych, którzy nie zechcieli przyjąć nowego Boga dobrowolnie. Niejeden król nie zamierzał się poddawać, jednak ta nieznana siła z południa nie widziała problemu w połamaniu komuś nóg, gdy żądała oddania sobie hołdu.

HISTORIE DZIWNEJ TREŚCI ☕ ONE-SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz