Brain i Patrick eskortowali nas. Wszyscy się na nas gapili.

-Ellie?! - Krzyknął ktoś z tłumu. 

Zatrzymaliśmy się, by zobaczyć kto to. Gdy przedarł się przez ludzi, aż zaniemówiłem. Wszyscy zaniemówili.

Przed nami stał mały chudy chłopak o piaskowych włosach i dużych niebieskich oczach. Po tylu tygodniach od razu go rozpoznałem

-Obiekt 077A? - Spytałem się.

-Tak, to ja, ale możecie mi mówić Cody.

-Znacie się? - Zdziwił się Brian.

-Siedzieliśmy razem w białych pokoikach po skasowaniu pamięci. - Uśmiechnął się Cody.

-Nie mówiliście nam o tym.

-Bo nie pytałeś - Odpowiedziałem za wszystkich.

-Gdzie ich bierzecie? - Spytał się blondyn.

-To Ojca, zadecyduje co z nimi zrobić.

-Ojca nie ma, wyjechał.

Patrick i Brian głośno westchnęli.

-Trzeba będzie iść do Matki. - Powiedział Patrick, wydać że oboje są z tego niezadowoleni.

-Idę z wami - Uśmiechnął się do nich.

-Nie idziesz.

Wtedy Cody zrobił coś dziwnego, w paru skokach dotarł do Ellie, złapał ją za nadgarstek i powiedział.

-Biorę za nią pełną odpowiedzialność. - Po czym wyszeptał coś do niej.

Ellie złapała Petera za nadgarstek i powtórzyła słowa. Peter złapał mnie, a ja Bonnie. 

-Nie możesz - Powiedział Brian 

-Niestety może. - Zgasił go Patrick

-Dobra - Odpowiedział przez zaciśnięte zęby. - Idziemy do Matki.

Prowadzili nas korytarzami, aż w końcu stanęliśmy przed metalowymi drzwiami. Brian zapukał i czekał.

-Wejść - Odezwał się kobiecy głos.

Całą siódemką wtoczyliśmy się do dużego, skromnie urządzonego gabinetu. Oprócz dużego metalowego biurka, komputera na nim spoczywającego i dużego kręconego fotela, pokój był pusty.

-O co chodzi? - Spytała się kobieta, miała około 30 lat. Włosy zawinięte w ciasny kok, nogi trzymała na biurku, a w ręce kieliszek wina.

Brian wyjaśnił wszystko co się stało.

-Więc mamy nowe osoby. - Podsumowała Matka - Okay i co z tego? Znacie procedury. Idźcie do Ojca.

-Ojca nie ma. - Rzekł Cody. -Gdzieś pojechał.

-On zawsze musi się gdzieś szlajać. - Westchnęła kobieta. Dobra, zrobię to za niego.

-Jesteście w Jaskiniach, miejscu które chroni Nosicieli bla bla bla, ja się nazywam Stephenie Loyer i razem...

-CO?! - Krzyknęła Bonnie - Stephenie Loyer?!

Popatrzyła się na mnie i Petera. Nasza trójka wiedziała skąd pochodzi to imię. Reszta patrzyła na nas jak na debili, do głowy natychmiast mi wpadło kolejne imię: Amanda.

-Tak, mam na imię Stephenie Loyer, a co? - Zdziwiła się kobieta.

Wyjaśniliśmy skąd znamy to imię.

-Amanda? Nie znam żadnej Amandy, przykro mi. Dobra przydzielcie ich do pokoi. Na razie trzeba ich sprawdzić. 

-Matko, ale dziewczyny nie mogą być.

-Przyślijcie Tracy i Beth. Będą robiły za niańkę, dziewczyn. - Powiedziała przez interkom - Brian, bierzesz Petera czy Noaha?

-Mogę wziąć Petera. - Powiedział chłopak

-Patrick, Noah jest twój. A teraz chłopcy idźcie sobie, a dziewczyny wy tutaj czekajcie.

-Czy ktoś może mi powiedzieć, o co tu chodzi? - Spytał się Peter, gdy już wyszliśmy.

-Matka nie cierpi z nami gadać. Od tego jest jej brat, czyli Ojciec.

-Niech zgadnę - Westchnąłem - Brat bliźniak tak?

-Taa, zgadłeś.

-O co chodzi z tą odpowiedzialnością?

-Jak za kogoś poręczysz, musisz go pilnować dopóki cię nie zwolnią z tego. Jesteście wolni, bo my się teraz wami zajmujemy. Dobra idziemy.

-Kto bierze nasz pokój? - Spytał się Patrick

-Gramy w rąsie - Powiedział Brian i zaczął machać ręką. 

-13 - Powiedział Patrick.

-Cholera mniej - wkurzył się Brian, dobra bierzcie go tylko zabiorę swoje rzeczy.

Nachyliłem się do Patricka.

-O co w tym chodzi?

-Brian macha ręką, określoną ilość razy. Jak podam większy wynik to wygrywam.

Wysoki zabrał swoje rzeczy i poszedł dalej z Peterem i Cody'm

-No rozgość się - Uśmiechnął się Patrick - Przez jakiś czas tutaj sobie pomieszkasz.

Oddaje wam przywilej zmiany narratora, myślę że nowych wprowadzimy trochę później dlatego dalej mamy naszą standardową czwórkę

Peter 

Ellie

Noah 

Bonnie

Zostawiajcie komentarze, pozytywne, negatywne, normalne, śmieszne, smutne i jakie tam jeszcze chcecie. 

Pozdrawiam


Obiekt 071AWhere stories live. Discover now