Ogień 18 i 19

341 28 13
                                    


18

Torca energicznym krokiem przemierzał labirynty korytarzy i komnat. Coś jest nie tak. Wyczuwał to wyraźnie. Nie opuszczało go irytujące uczucie, że jakiś szczegół zdołał umknąć jego uwadze. W długim, prostym korytarzu jego węch wychwycił niemal niezauważalną, subtelną, niepokojącą woń. Dziwne... Znał tę woń. Bardzo dobrze znał. To była woń śmierci.

Niepokój zaczął przechodzić w irytację. Był już niemal pewien, że coś przeoczył. Że Ziemia zdołała ukryć przed nim ważne informacje. Czuł narastający gniew, tym większy, że wciąż nie wiedział, co przed nim skryto. Skręcił w korytarz zbiegający w dół spiralnymi schodami. Przyspieszył kroku. Irytująca woń śmierci stężała...

Niemal biegł po schodach, gnany gniewnym przeczuciem. Korytarz prowadzący do krypty pokonał szybciej niż zazwyczaj. Krata była zamknięta, ale strażnika nie było na posterunku. Tylko ten zapach, zapach śmierci. Gęsty i drażniący.

Wściekłość narastała w nim jak nabrzmiewający lawą wulkan.

Pchnął furtę. Nie zamknięto jej na klucz. Jedno spojrzenie wystarczyło. Z gardła wydobył się wściekły ryk.

Pomieszczenie było puste.

Torca ze złością uderzył pięścią w posłanie, na którym jeszcze niedawno spoczywał Ogień. Wziął głęboki oddech. Nikt nie wodzi go za nos bezkarnie. Jeśli myślisz, że wywiodłaś mnie w pole, Ziemio, srodze się rozczarujesz. Zacisnął szczęki i wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się uważnie, lustrując teraz wzrokiem wszystkie cienie po kątach. Pod stopą wyczuł nierówność. Pochylił się i podniósł do oczu metalowy nit. Jego piękną twarz wykrzywił okrutny uśmiech.


19

Bruks podał Airo Larkusowi a sam odsunął ciężką zasuwę. Ku zdumieniu pozostałych nie wydała nawet jednego zgrzytu. Stuknęła tylko tak cichutko, że ledwie usłyszeli ten odgłos. Mocarne ramiona szarpnęły ciężkie skrzydło. Mięśnie napięły się i nabrzmiały żyły na skroniach. Ergor naparł na furtę wraz z nim. Uchylili ją na tyle, by można się było przecisnąć przez powstała szparę.

– Idźcie, nie zwlekajcie – ponaglił ich kat.

– Chodź z nami, bracie – powiedział wciąż schrypniętym głosem Ergor, patrząc w poważne oblicze Bruksa. Ów jednak potrząsnął głową.

– Nie, wy idźcie, ja muszę zostać. Nie oglądajcie się za siebie. Spieszcie się, nie macie wiele czasu.

Ergor westchnął ciężko i nic już nie mówiąc uścisnął tylko twardą, wielką dłoń. Przecisnął się przez furtę. Larkus przekazał mu Airo. Sam zatrzymał się, czekając na Evę.

– Dlaczego, Bruks? Dlaczego nam pomagasz? Zostajesz? Wiesz przecież, że on cię zabije! – Głos Evy zadrżał.

– Tak trzeba, Ziemio, tak trzeba. – Blady uśmiech odrobinę rozjaśnił jego poważne, surowe oblicze.

– Eva... – syknął Larkus, nagląc do pośpiechu.

– Idź, Ziemio. Nie martw się o mnie.

Wojownik wyciągnął Evę na zewnątrz i biegiem ruszyli w stronę, gdzie zostawili konie. Kamienna furta zamknęła się za nimi, tak samo cicho, jak się otwarła. I znów nikt, kto nie wiedział o jej istnieniu, nie domyśliłby się, że tam jest.

Larkus w pośpiechu rozcinał koniom pęta.

Ruszyli z miejsca galopem, kierując się na północ, ku owym pełnym kotlin i naturalnych jaskiń wzgórzom, przez które wędrowali kilka dni wcześniej. Musieli gdzieś się przyczaić, tak by Ergor miał czas związać Airo i by mogli ją wreszcie wybudzić z letargu. Nie mieli pojęcia, w jaki sposób Torca utrzymywał ją przy życiu i teraz każda chwila była cenna.

Ogień (Dzieci Żywiołów II) [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now