Prolog

1.9K 148 36
                                    

Ostatnie tygodnie nie były najlepszym czasem dla Shouzhora.

Głodował. Demony, pasożytnicze istoty egzystujące w ludzkich umysłach, żywiły się ludzkimi emocjami, bez znaczenia, czy były to uczucia pozytywne, czy negatywne. Smutek, gniew, radość, strach – wszystkie były smaczne, a im intensywniejsze, tym bardziej sycące.

Niestety, żywicielka Shouzhora nie czuła praktycznie nic. Czasem przez ciężkie, ciemne zasłony jej myśli przedostawał się wąski promyk szczęścia lub złości, lecz był drobny i nietrwały, niewystarczający, by zaspokoić głód. Kobieta, na której pasożytował żyła według nudnej, wyczerpującej dla duszy rutyny, a każdy jej dzień był podobny do poprzedniego. Żadnych odskoczni od idealnie rozpisanego planu, żadnej spontaniczności. I żadnych emocji.

Głód był nie do zniesienia i doprowadzał demona do szaleństwa. Czasem Shouzhor miał ochotę wydrzeć się z umysłu swojej żywicielki, złożyć niezapowiedzianą wizytę demonowi wyższej rangi i delikatnie powiedzieć mu, co sądzi o takiej egzystencji. Lecz nie miał siły. Był za słaby. Zbyt głodny.

Ku jego uciesze, ten dzień był inny. Żywicielka poczuła nad ranem entuzjazm, jakby czegoś wyczekiwała, przyprawiony odrobiną słonego stresu. Shouzhor mógł wreszcie wyszarpnąć danie i napełnić swój wygłodniały żołądek. A przynajmniej spróbować go napełnić, albowiem tak niewielka ilość emocji była niewystarczająca. Pomimo wszystko, dla demona lepsza była nawet mała porcja przysmaku niż nic.

Tego dnia niespodziewanie odwiedził go też Siohsa, wyższy demon. Był on kimś, kogo ludzie zwykli nazywać „przełożonym". Szefem.

- Jak mija ci czas, Shouzhorze? - zapytał go ze swoim sztucznym uśmiechem przylepionym do pociągłej twarzy. Siohsa był potężnym demonem żerującym na fanatyku religijnym, którego wypełniała nienawiść. Przy stałym źródle intensywnych emocji demon mógł zachować szczytową formę. Był wysoki, dobrze zbudowany, posiadał rozłożyste skrzydła o kolorze nocnego nieba upstrzonego konstelacjami. Nic dziwnego, że był uważany za jednego z najpotężniejszych wśród nich wszystkich.

- Nie rozumiem koncepcji czasu. Nie jestem tak inteligentny jak ty – westchnął Shouzhor, podkurczając nogi pod klatkę piersiową i przymykając oczy – Lecz jeśli pytasz mnie, jak znoszę głodówkę wśród pustki, która mnie otacza, to muszę przyznać, że nie jest mi dobrze.

- Nieustannie narzekasz, demonie. W tej dekadzie zmieniałeś żywiciela już trzykrotnie. Ja nie czuję się tutaj źle. To przyjazne środowisko. Mało tego, czuję słone podekscytowanie, moje ulubione. Więc czego ci brakuje? Czyżby poprzedni karmiciel aż tak cię rozpieścił?

Shouzhor prychnął i przygryzł dolną wargę.

- To, że teraz jest dobrze, wcale nie oznacza, że wszystkie dni są satysfakcjonujące. Posiłki takie jak dziś trafiają się wyjątkowo rzadko. Ja bezustannie umieram z głodu, Siohsa. Zrozum to i daj mi innego żywiciela!

- Uspokój się, Shouzhorze. Twoja złość niczego nie zmieni, tym bardziej mojego zdania. – Wzrok wyższego demona był chłodny i przeszywający na wylot, obojętny jak zwykle – Czy przypominasz sobie, jak narzekałeś na poprzedniego żywiciela z powodu niezróżnicowania odczuwanych emocji? „Za dużo radości, zbyt mało podirytowania", marudziłeś. Może kilka chwil cierpienia nauczy cię szacunku dla posiłków.

Osłabiony demon był rozzłoszczony. Wiedział, że walka z Siohsą nie miała najmniejszego sensu, ale on nie miał zamiaru wegetować w pustce z wiecznym głodem jako jedynym towarzyszem. Wstał na równe nogi, aby spojrzeć przełożonemu prosto w oczy. Co było, delikatnie mówiąc, dość trudne, zważając na fakt, że drugi demon był od niego wyższy o całą głowę.

- „Kilka chwil" to nie trzy miesiące, Siohsa! - sapnął i podniósł rękę, aby chwycić demona za ramię, lecz ten zacisnął dłoń na jego wychudzonym nadgarstku i wygiął go tak nienaturalnie, że Shouzhor przyklęknął z bólu, jęcząc.

- Nie gryź ręki, która karmi. Dość popularne ludzkie powiedzenie. – Wyższy mężczyzna uśmiechnął się pod nosem – Dojdziemy do porozumienia?

- W życiu. Nie rozumiem czasu, więc muszę istnieć przez wieczność w tej pustce, w samotności. Dla ciebie to pewnie dobrze, ty pochrzaniony introwertyku, ale mi wcale nie jest przyjemnie. Bycie demonem jest do dupy.

W próżni pomiędzy mężczyznami na moment zapadła niekomfortowa cisza, wwiercająca się w uszy i świszcząca w głowie. Shouhzor usiadł ponownie na nieistniejącej ziemi, wyczerpany nieskuteczną, jednostronną kłótnią.

- Co powiesz na bycie człowiekiem? - Siohsa zmrużył oczy w kolejnym z szyderczych uśmiechów.

Przetworzenie zadanemu mu pytania zajęło Shouzhorowi kilka długich sekund.

Słucham?

Demon spojrzał się na własne ciało, gdy poczuł palący ból na skórze. Krwistoczerwone wzory, poprzednio cecha charakterystyczna wyznaczająca jego przynależność do rasy demonów, powoli znikały, dosłownie wypalały się. Dotykając swoich rogów czuł, jak zaczynają się kruszyć i rozpadać. Siohsa nie żartował. Naprawdę zmieniał go w człowieka.

„Żartujesz sobie?", chciał spytać, lecz nie mógł. Głos nie chciał wydostawać się z jego krtani, a rzeczywistość wokół niego milczała, jakby uciszona jakimś tajemnym zaklęciem.

Gdy spróbował podnieść wzrok na Siohsę, wszystko zakryła ciemna mgła.

A potem, po raz pierwszy w swoim nieskończonym życiu, Shouzhor stracił przytomność.


---

Wyszło o wiele mroczniej, niż zamierzałam :']

W każdym razie, witam, drogi Czytelniku. Czeka nas wyboista droga przez najmroczniejsze zakamarki mojego umysłu, w których rodzą się takie potworki, jak to opowiadanie. Piszę je dla własnej przyjemności, ale postanowiłam podzielić się nim ze światem. Bardzo dziękuję za ewentualny feedback.

Do następnego.


Oswajanie demona - podręczny przewodnik [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz