7. Nie zawracajcie nam głowy!

180 27 59
                                    

Dedyk dla nobody_else_sees, żeby jej się lepiej uczyło tej Euroazji :P
(Dodam jak wlyze na kompa).

-***-

Wieczorem, po posiłku, który okazał się być zupełnie znośny, leżeli w swoim pokoju na niezbyt wygodnych, wypchanych sztywną słomą, siennikach. Wyższe piętra gospody nie były tak czyste jak parter. Wręcz obskurne. Ku swemu niezadowoleniu odkryli pluskwy w pościeli, a na ścianach zagnieździły się robaki, których nazw nawet nie znali. I, szczerze mówiąc, poznać nawet nie chcieli.

- Dobrze, że to tylko jedna noc - powiedziała Li.

- Nigdy nie wiadomo. - Tenner nie był aż tak optymistyczny.

- Opowiesz mi teraz tę legendę o werikantach? - Obróciła głowę w jego stronę.

- To nie jest długa historia. - Zamilkł na chwilę, by wszystko sobie przypomnieć, po czym zaczął: - A więc tak... Dawno temu, ponoć zaledwie sto czy dwieście lat po rozpoczęciu Ery Gwiazdy, do Azaru przyleciały pierwsze werikanty. Mówią, że zza oceanu, musiały więc przebyć wiele setek mil. Dotarły tutaj, na południe kontynentu. Najwięcej trafiło właśnie na wyspy sąsiadujące z Abalas. Po tej przeprawie padły bez życia u stóp drzew. Niewiele brakowało, by wszystkie umarły z wyczerpania. Jednak wtedy Ijar, nie mogąc patrzeć na śmierć tak pięknych ptaków, sprawił, że na wyspach wyrosły wielkie, kolorowe kwiaty - qualie. Werikanty spijały z nich nektar, który okazał się mieć niezwykłe, uzdrawiające właściwości. Swoją drogą, teraz także my z tego korzystamy. Jednak dla ptaków nektar był zbyt ważny. - Przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddech. Lianai, zaciekawiona historią, ruchem ręki pogoniła chłopaka. - Pokochały go, ponieważ ożywiał kolory ich piór i czynił je piękniejszymi. Sama widziałaś te cudne barwy. - Dziewczyna z westchnieniem przypomniała sobie niesamowite kolory, pięknieksze i żywsze od najdroższych aksamitów, które bogatsi mieszkańcy nabywali na targu w Daer-Tek. - Dlatego musiały go pić dość często, a wkrótce stał się jednym z ich podstawowych pożywień. Oddalone od niego marniały, ponieważ darów Ijara nie powinniśmy odrzucać. Qualie zostały dane werikantom, bez nich nie przeżyłyby swej długiej wędrówki, więc i teraz niezwykle trudno je ich pozbawić. Myślę, że one powinny tu zostać - podsumował. - Tu Wielki Pan pozwolił im osiąść, gdyby potrzebne były na północy, wysłałby je choćby do Patiosu czwartego.

- Czyli morał z tego taki, żeby każde stworzenie mieszkało tam, gdzie ma najlepsze warunki? - spytała Lian.

- Nauczyciel natury zgodziłby się z tobą, ale ten od filozofii tłumaczył nam, że chodzi tu również o nielekceważenie praw Ijara. Każdy ma swoje miejsce i swój cel. Jeśli miniesz się z celem, cóż... nie czeka cię szczęśliwe życie. - Tenner zmarszczył brwi, przypominając sobie słowa akana.

Nazywanie człowieka akanem było formą grzecznościową, jednak zarezerwowaną jedynie dla osób pochodzenia szlacheckiego lub właśnie dobrze wykształconych, którzy ukończyli co najmniej Uczelnię Patiosu. Każdy z czterech regionów miał swoją, a w stolicy mieściła się dodatkowo Uczelnia Cesarska, jednak niewielu było stać na tak prestiżowe wykształcenie.

- To naprawdę ciekawe. Dlaczego dotąd tak niewiele mi o tym opowiada-ałeś? - ziewnęła szeroko, zasłaniając usta dłonią.

- Jakoś nie było okazji. Ale postaram się poprawić. - Zobaczyła uśmiech na jego twarzy mimo ciemności. - Dobranoc, Lina.

- Słodkich słów, Teni - odpowiedziała na wpół już śpiąc.

- Teni? - Parsknął śmiechem. - Nie słyszałem tego od dobrych dziesięciu lat.

- Więc czas najwyższy wrócić do starych przezwisk - stwierdziła, również rozbawiona tym, że po tak długim czasie przypomniała sobie o zdrobnieniu imienia Tenner.

Gatiu. Owoc życia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz