6. „Pod gołym baranem"

200 26 33
                                    

- Zrzucić kotwicę! - Usłyszeli krzyk pierwszego oficera.

Kapitan nie opuścił swojej kajuty od feralnego przemówienia. Wszyscy ciekawi byli, jak rozwiąże się cała sytuacja i czy złodziej zostanie wykryty i schwytany przed strażników.

Uwagę Lian, choć nadal zaniepokojonej wydarzeniem sprzed dwóch godzin, przykłuł główny port na Abalas i zarazem jedyne duże miasto wyspy. Pierwszym, co rzuciło się jej w oczy, był czerwony domek. Niewielka, murowana kamieniczka z ozdobnymi, żółtymi, gipsowymi fasadami wyłaniająca się spośród drzew zdecydowanie przyciągała uwagę. Tylko... w centrum jakiego miasta rosną sady? Owszem, co kilkadziesiąt metrów wznosił się kolejny budynek, a zza ściany drzew wyglądały nieśmiało następne, ale zazwyczaj miasta miały gęstszą zabudowę. Cóż to miało znaczyć? Czyżby zbłądzili i trafili do jakiejś wsi?

Spojrzała w bok, szukając Tennera. On także z niemałym zdziwieniem przypatrywał się wyspie, przy której właśnie został zakotwiczony „Postrach oceanu".

- Na Abalas ludzie cenią sobie spokój i prywatność. - Do uszu Lianai dotarł rozbawiony głos Carlin, która od dłuższej chwili obserwowała dwójkę przyjaciół. - Dodatkowo mnisi nauczyli mieszkańców wyspy uprawiać ziemię tak, by wydawała obfity plon. Stąd wyspa, choć niewielka, rozprowadza swoje przepyszne owoce po całym Azarze - wyjaśniła. - Dlatego niemal przy każdym domu rosną wysokie drzewa, a wielu mieszkańców ma też swoje pola na odleglejszych krańcach Abalas.

- Skąd to wszystko wiesz? - zapytała podejrzliwie Li.

- Bywało się tu i ówdzie - mrugnęła do niej porozumiewawczo.

Lian podeszła do burty i oparła o nią łokcie. Ona nigdy nie podróżowała. Całe życie niańczyła młodsze rodzeństwo, pomagała matce. Teraz... teraz zaczęto szukać dla niej męża.

„I wkrótce sama stanę się taką mamą z gromadką dzieci" - pomyślała z lekkim smutkiem. Nie to, że nie chciała takiego losu. Wiedziała, że takie jest życie, jednak młodzieńcze serce zawsze ciągnie do przygód, podróży... Niestety większość ludzi nigdy nie zaznała takich luksusów. Jedynie najbogatsi mieli pieniądze, by zwiedzić całe cesarstwo.

Z rozmyślenia wyrwał ją trzask drzwi kapitańskiej kajuty. Wyszedł zza nich dowódca statku z iście marsowym obliczem. Nie patrząc na przyglądających mu się pasażerów, skierował swoje kroki ku rozłożonemu przed chwilą trapowi.

- Zaraz, zaraz. - Słowa kobiety, która wcześniej przypomniała mu o panującym w cesarstwie prawie, zatrzymały go w miejscu. - A gdzież pan się wybiera?

- Po strażników, który dokonaliby rewizji i znaleźli złodzieja - odrzekł niechętnie, przystając na moment.

- Ależ pan nie może. Jest pan podejrzany o ukrycie swojej rasy, więc nie możemy pana tak po prostu wypuścić. Ktoś inny sprowadzi strażników. - Przesunęła spojrzeniem po zebranych. - Czy ktoś z państwa zna tę wyspę? - Carlin odważnie uniosła dłoń, a z nią kilka innych osób. - A czy celem podróży było to miejsce, czy stały ląd? - Teraz zgłosili się ci, którzy planowali dalszą podróż. Były to trzy osoby, w tym gadatliwa współlokatorka Li, które ostatecznie zeszły ze statku. W tym czasie kapitan niemal kipiał ze złości, jednak nie mógł nic poradzić.

- Nie uważasz, że to wszystko jest bez sensu? - spytała Lianai Tennera, gdy odeszli trochę na bok. - Przecież złodziej mógł już dawno pozbyć się łupu. Chyba że jest skończonym kretynem. Ale nie sądzę.

- Masz zupełną rację. To będzie jakaś farsa. Każdy normalny człowiek wyrzuciłby to, nie chcąc się narażać. Albo podrzuciłby komuś innemu - zgodził się z przyjaciółką. - A jak niby odnaleźliby tę biżuterię? Trzeba by być głupim, żeby trzymać je w szkatułce należącej do tamtej kobiety. Schowanie kilku pierścionków to nie żadna sztuka.

Gatiu. Owoc życia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz