prolog

1.9K 147 53
                                    


Poranek wydawał się zapowiadać dobrze, słońce przyjemnie przygrzewało, wiatr delikatnie wiał. Tego dnia Louis czekał na list od Jake'a swojego partnera. No może jeszcze nie do końca jego, ponieważ nie zdążyli się połączyć.

Planowali to na pierwszą gorączkę Jake'a, tyle, że tydzień przed tym omega dostał natychmiastowy rozkaz o wyjeździe do Iraku. Nie zostało im nic tylko pożegnać się z obietnicą powrotu i wierności. Nie mogli nic z tym zrobić, żadne krzyki i awantury nie mogły zmienić rozkazu ego przełożonego. Jake wstąpił do wojska zanim dowiedział się, że jest omegą. Dopiero po powrocie z jednej z wypraw dostał pierwszej gorączki. 

Tak oto dwa miesiące od nagłego wyjazdu, Louis siedzi sam w ogrodzie, czekając na jakikolwiek znak życia od partnera. Co jakiś czas głaszcze swoją kotkę, siedzącą na jego kolanach.

To właśnie ona pomaga mu przez to wszystko przejść, uratował ją w dwa dni po wyjeździe JJ i  może to był jakiś znak? Chłopak nie wiedział dlaczego przygarnął malutką rudą kuleczkę z zielonymi ślepiami, bo przecież nigdy nie lubił kotów, a w szczególności nie wyobrażał sobie życia z jednym. Los chciał, że siedzi ze słodką kotką na kolanach, rozmyślając o życiu.

- Matyldziu, nawet nie wiesz jak mi ciężko - spojrzał na zwierzątko, kiedy przeciągało się,  chcąc łapać więcej majowego słońca.

Chwilę później telefon chłopaka zadzwonił. Odebrał połączenie choć na ekranie widniał nieznany mu numer. - Halo?

- Czy mogę prosić Pana Tomlinsona do telefonu? - poważny kobiecy głos rozbrzmiał w słuchawce. Louis mógłby przysiąc że gdzieś już słysząc głos kobiety.

- Przy telefonie, kim Pani jest? - Jake wiele razy przestrzegał go przed, odbieraniem telefonów od nieznajomych, jednak tym razem wydawało mu się, że to coś poważnego. Nie mylił się.

- Witam Panie Tomlinson, jestem Pułkownik Barbra Jefferson, pracuję w Armii Narodowej. Zostałam poproszona aby powiadomić Pana o śmierci Jake'a Clarisson'a. Został postrzelony, zmarł w szpitalu, a ciało zostało spalone. Nie pytaliśmy o zgodę, ponieważ nie miał żadnego małżonka ani bliższej rodziny - kobieta zrobiła krótką pauzę. - Halo? Panie Tomlinson? Jest Pan tam? Halo?

W jednej chwili świat szatyna runął właśnie razem z głupim telefonem z wojska. Jake nie żyje. Obiecał, że wróci, miał wrócić. Łzy same zaczęły spływać po policzkach alfy. Rozłączył się, wstał i poszedł do domu. Napisał Zaynowi co się stało, a następnie podszedł do komody gdzie stało zdjęcie jego partnera. Zabrał je i przycisnął do piersi, cały czas płacząc. Po chwili leżał zwinięty na kanapie, przykryty grubym kocem, który kulili wspólnie na przecenie. Myśląc o okolicznościach załkał bardziej, bo zdał sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczy miłości swojego życia. 

Leżał, płacząc pod kocem, kiedy Maryldzia chciała sprawdzić, co się dzieje. Zaczęła chodzić po niebieskookim i nie dawała mu spokoju dopóki nie pozwolił jej wejść pod koc, aby się przytulić.

Louisa obudziła zimna dłoń na czole. Miał nikłą nadzieję, że kiedy się obudzi, Jake będzie stał nad nim, mówiąc że to tylko głupi żart. Nie był to jednak żart. Nad nim stał Malik, trzymając kopertę ze znaczkiem wojska.

- Myślę, że powinieneś to otworzyć - Podał przyjacielowi kartkę, a sam usiadł na dywanie przy sofie.

Szatyn niechętnie odebrał papier od przyjaciela, ale to musi być jego cotygodniowy list od Jake'a.

"Do Louisa Tomlinsona, mojej największej miłości życia. Twój Jake.

Na froncie dobrze nam idzie. Mike został ranny, postrzelono go w nogę. Bardzo tęsknię i chcę już wracać do domu. Jest nam ciężko ale dajemy radę. W tym tygodniu miałem gorączkę i pomogła mi tutejsza Alfa. Chciałem żebyś wiedział, bo... Louis to może zabrzmieć źle ale... Połączyłem się z nim. Przepraszam i kocham cię.

J."

Louis już nie powstrzymywał płaczu. Podarł list i płakał przytulony do kotki. Zayn nic nie mówił, ale płożył się obok chłopaka, przytulając go i pocieszając. Szeptał mu, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży i, że Jake to tylko zwykły dupek.

Jak wszystko mogło być dobrze skoro, dzisiaj świat alfy rozpadł się na małe kawałeczki? Tak małe, że nie da się ich pozbierać. Nie dość, że osoba którą uważał za najbliższą swojemu sercu nie żyje to jeszcze przed śmiercią zrobił mu coś takiego. Zaradził go z jakąś dziwką. Połączył się z nią i pewnie miał jego dzieci w sobie, bo przestał  brać supersanty. 

Jak on nienawidzi tego człowieka. Boże, jak Louis go nienawidzi. Po pokoju rozległ się stłumiony krzyk i po chwili rozniosły się też pociąganie nosem i lamentowanie. Brunet cały czas był z przyjavcielem, pocieszająco gładząc go po plecach.

Tego dnia wszystko się zmieniło. Wszystko co do tej pory oboje znali, uległo diametralnej zmianie.

Notka od autorki: uff dwa dni myślałam co tu napisać :p
Tak to jest jak najpierw pisze się pierwszy rozdział a potem jeb! Napisze sobie prolog, xd ale jakoś trzeba było was poinformować o co chodzi, nie? :)
Mam nadzieję że jest czytelny :)))

Jak się podoba prolog?

You Only Live Once | Larry Stylinson | A/B/ODonde viven las historias. Descúbrelo ahora