21.

4.5K 212 33
                                    

Przeczytajcie rozdział 20! :*
Kocham was i życzę miłej lektury mam nadzieję, że sie wam spodoba :*
Oraz organizuje mały konkurs na okładkę, jeżeli macie chęć możecie wykonać dla mnie okładkę a potem wstawić ją do swojego opowiadania i oznaczyć mnie, potem skopiuje ją dodam tutaj napiszę autora i sami wybierzecie :*
Zapraszam ♡

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

Krzyk Liz rozbrzmiał w całym domu, Luke i ja szybko zerwaliśmy się i wybiegliśmy z kuchni. W korytarzu, stała zapłakana blondynka i mój ojciec, człowiek, którego znienawidziłam i pokochałam na nowo jednak nigdy w życiu nie sądziłam, że zobaczę bo w takim stanie.

Jego kurtka była całkowicie zniszczona, poszarpana, gdzieniegdzie były ślady krwi. Jego twarz, już nie była taka radosna jak zawsze, kiedy naprawiał samochód z Lukeyem, kiedy przychodził do kuchni każdego dnia po pracy i całował w policzek Liz. Teraz była blada, przyszarzała, widać było kilka zmarszczek na czole, podbite oko, które zdążyło już nabrać śliwkowo-zielonego koloru i zapuchnąć tak, że ledwo widać było źrenice. Rozcięta warga, z zaschłą krwią i nos z którego nadal kapała krew na wycieraczkę przy drzwiach. Kiedy lustrowałam wzrokiem jego wygląd, obraz zaczynał mi się zamazywać, a po chwili poczułam jak moje policzki stają się mokre. Otarłam szybko łzy, ale to nic nie dało spływały po mojej twarzy kreśląc nowe ścieżki i szlaki. W mojej głowie kłębiły się tysiące myśli, dlaczego ktoś to zrobił, kto go tak potraktował...

Luke pomógł mu się przebrać, mówił, że Rufus ma posiniaczone żebra i, że lepiej byłoby jechać do szpitala, ale on upierał się przy tym, że mamy zostać w domu. Nie wiedzieliśmy nic, nic C mogło by nam przybliżyć sytuację i okoliczności w jakich to wszystko się stało. Miałam złe przeczucia, ale nie chciałam nikomu tego mówić, czasem lepiej przemilczeć kilka spraw, a potem dopiero martwić innych, nie ma po co robić tego na zapas.

Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłonie, zaczęłam głęboko oddychać. W głowie miałam jedną osobę, która mogłaby to zrobić. ALEX. Tylko on jeden chce zemsty, ale przecież chodzi mu o mnie... Nie o moją rodzinę. Siedziałam z myślą, że jednak to nie on, że to jacyś wandale, albo jeszcze ktoś inny. Poczułam jak miejsce obok mnie na kanapie ugina się, a ktoś delikatnie obejmuje mnie ramienie i przybliża się. Zabrałam swoje dłonie i odwróciłam głowę w tamtą stronę. Koło mnie siedział nie kto inny jak Luke, wtuliłam się w niego, bo wiedziałam, że wszystkie te problemy zaczęły się w momencie mojej przeprowadzki do nich.

-Hej co jest? -Luke powiedział patrząc na mnie swoimi niebieskimi jak ocean oczami.

-Nic... nic takiego pingwinku - zaśmiał się. Uwielbiał kiedy co tak nazwałam, a ja uwielbiałam jego śmiech i dołeczki, które pojawiały się za każdym razem kiedy ukazywał rządek swoich białych ząbków.

-Przecież widzę... -mimo naszej krótkiej znajomości znał mnie lepiej niż mój ojciec, potrafił w ciągu miesiąca, ogarnąć mój tok myślenia, zrozumieć, że potrzebuje bliskości, ciepła i miłości.

-To...to moja wina Luke, to wszystko. To przeze mnie... - poczułam jak po moich policzkach znów spływają łzy, tymi samymi ścieżkami, już nie szukają nowych, nie wychodzą poza ich granicę, dążą tym samym szlakiem aż do końca mojej twarzy. Potem upaść na materiał mojej koszulki lub na moją szyję i dekolt.

-Dlaczego? Dlaczego, tak sądzisz skarbie? -pocałował mnie w czoło i chwycił mój podbródek tak abym na niego spojrzała.

-Bo gdyby nie ja, gdyby nie Alex, Rufusowi nic by nie było, świętowalibyśmy jego urodziny i wszystko byłoby super. - W oczach blondyna pojawiły się iskierki, ale nie płakał, zaczął zbliżać swoją twarz do mojej. Dzieliły nas centymetry, aż w końcu nasze usta się spotkały. Jego malinowe wargi dotknęły moich i obdarzyły je swoim ciepłem. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, niebieskooki uśmiechnął się i odgarnął moje włosy, które spadły mi na czoło za moje ucho i ostatni raz cmoknął w usta.

Kilka minut później usłyszeliśmy głos mamy Lukeya, który wołał nas do kuchni. Wstaliśmy z kanapy i ruszyliśmy w stronę pomieszczenia. Mój ojciec siedział przy stoliku popijając kawę a mama Lukeya obok niego, oparliśmy się o blat kuchenny, blondyn objął mnie w pasie a ja delikatnie się uśmiechnęłam. Czekaliśmy aż wyjaśnią nam o co chodzi.

-Pewnie domyślasz siękto to zrobił? -ojciec spojrzał na mnie a ja przytaknęłam.

-Alex, albo jego ludzie, ale skąd ty o nim wiesz? -zdezorientowana popatrzyłam na niego i oczekiwałam odpowiedzi.

-Znałem bo jeszcze jak był dzieciakiem, przychodził do warsztatu, zawsze bo lubiliśmy, ale kiedy dorastał byly z nim same problemy. Wagarował, nie uczył się, ale bardzo Cię lubił. Kiedy jednak dowiedział się, że nie będziesz już ze mną mieszkać zmienił się, wplątał w gang narkotykowy, a teraz za wszelką cenę próbuje Cię odzyskać. - Zamurowało mnie, nie wiedziałam o tym wszystkim, nie wiedziałam, że byłam u jestem dla niego kimś ważnym.

-Tylko co to ma wspólnego z całą tą sprawą? -Usłyszałam głos Luke'a.

-Alex ma charakter, wie czego chce i dopóki tego nie zyska, będzie o to walczył. A teraz jego "stawką" jest Reneesme... - Chwyciłam dłoń blondyna w, którym, aż wrzało. Próbowałam to uspokoić, ale bez skutku.

-Musimy zgłosić to a policję, Renee to nie rzecz, ale człowiek. -powiedział i chwycił za telefon. Mój ojciec zerwał się i wyrwał mu go z dłoni.

-Nigdzie nie będziesz dzwonił, jest jeszcze jedno. Zagrozili, że jeśli powiadomimy o tym policję, zabiją ją i ciebie. Dlatego opanuj się. - warknął, a ja nie wiedziałam co robić.

Nikt z nas po ostatnich słowach się nie odezwał, poszłam do swojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć, każda próba kończyła się fiaskiem. Wzięłam mój telefon z szafki nocnej i wybrałam numer Lukeya. Napisałam.

Do Luke: Nie mogę zasnąć :(
Od Luke: Ja też... idę do kuchni chcesz coś?

Zaśmiałam się pod nosem i odpisałam.

Do Luke: Kanapkę i żebyś tu przyszedł :*
Od Luke: Kanpka a'la ja i moja boska osoba zaraz będą :))

Odłożyłam urządzenie i usiadłam na łóżku, po chwili drzwi otworzyły się, zapaliłam małą lampkę i spojrzałam w ich stronę.

-Życzyła sobie Pani kanapkę? -powiedział udając francuskiego kelnera.

-Owszem, dziękuję. -odpowiedziałam powstrzymując śmiech, chłopak usiadł na moim łóżku obok mnie i podał mi talerz.

-Będzie dobrze, damy sobie radę. Przecież nawet Liz Hemmings nam pomaga. -powiedział a ja się uśmiechnęłam.

-Liz Hemmings postrach gangsterów. -Luke parsknął śmiechem, a ja uderzyłam go w ramię i pokazałam mu, że ma być cicho. Podniósł dłonie w geście obronnym i odłożył talerz.

-Chyba pójdziemy spać. -powiedział całując mnie w skroń. A ja załapałam jego dłońkiedy chciał wstawać.

-Zostań, przecież już nie musimy się ukrywać. -położył się obok mnie i objął mnie ramieniem. Ponownie całując.

-Luke? -obróciłam się w jego stronę.

-Tak?

-Kocham Cię. -powiedziałam, a on musnął moje usta.

-Ja ciebie też, a teraz już śpij. -mocno wtuliłam się w jego tors i zasnęłam, czując się bezpieczna.

♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

Hej misie jak się podoba?
Taki troszkę inny niż dotychczas ;) mam nadzieję, że jesteście zadowoleni?
Przypominam od jutra zaczynamy maraaaatoooooon !!!
Kto się cieszy ? ✋✋✋✋✋

Kocham was mocno i chce podziękować za tę wszystkie wyświetlenia już jest prawie 50 tysięcy, jesteście wielcy i najlepsi cieszę się że was mam ♡ [ jestem laureatem z konkursu historycznego tak na marginesie :)) ]

Kocham was ❤

~Katie ♡

DESIRE | L. HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz