Ogień 6

402 31 6
                                    




6

Kraina Taar...

W obecnych czasach niewielu podróżnych można było spotkać na drogach. Za to łatwo było natknąć się na Tropicieli lub Łowców. Gościńce i trakty bezsprzecznie pozostawały pod ich nadzorem. Troje młodych ludzi podróżowało więc głównie po bezdrożach. Obaj Wojownicy, Larkus i Ergor, mieli w tym wprawę.

Niejeden raz jeździli do podgórskich miasteczek dla handlu skórami lub wełną. W dni targowe łatwo było się tam wtopić w tłum, nie wzbudzając niepożądanej ciekawości. Teraz jednak nie mieli możliwości, by kryć się w ludzkiej ciżbie.

Z gościńców korzystali głównie kupcy, i tych Łowcy Torci zwykle zostawiali w spokoju. Jednak dwaj młodzi mężczyźni i towarzysząca im kobieta, nie posiadający niczego poza podręcznym bagażem, nie mogli uchodzić za kupców. Nie chcąc ryzykować przypadkowej konfrontacji ze sługami Czarnego Kapłana, unikali więc głównych traktów. Łowcy kontrolowali wnikliwie wszystkich nielicznych podróżnych na szlakach, którzy, tak jak oni, na pierwszy rzut oka nie byli kupcami.

Podróżowali więc, pozostając w ukryciu.

Na początku nie było to trudne, gdyż ich droga wiodła przez tereny porośnięte jodłowymi lasami w okolicach gór i bukowymi na nizinach. Mniej więcej dzień jazdy od Margas przeprawili się przez szeroko rozlewające się brody na Remo, która skręcała na zachodnie, żyzne równiny. Oni podążyli na południe, ku jałowej, skalistej Valibish.

Eva prowadziła ich do Ognia w linii prostej, jak po niewidzialnej nici, reagując za każdym razem, gdy zbaczali z właściwego kierunku. Czasem jednak nie dało się inaczej, szczególnie, kiedy trzeba było ominąć jakąś wieś.

Na szczęście dla nich, południowa część kraju była znacznie słabiej zaludniona niż północ czy zachód. Nie było tu miast. Jedynie rzadko rozrzucone pasterskie osady hodowców owiec. Choć teren był tu otwarty a roślinność rzadsza, ryzyko odkrycia przez szpiegów czy spostrzeżenia przez niewygodne oczy było znacznie mniejsze.

Larkus i Ergor umieli sobie radzić i w tych warunkach. Wychowali się w dzikich górach, bez wygód i gospód na podorędziu. Potrafili zorganizować przyzwoity biwak na noc i zdobyć pożywienie, jeśli zachodziła taka potrzeba, w każdych okolicznościach. Martwili się tylko, jak słabsza od nich Eva poradzi sobie z trudnymi warunkami długiej wędrówki.

Wprawdzie nie skarżyła się na nic, lecz obaj mężczyźni mieli świadomość, iż nienawykłej do konnej jazdy dziewczynie taka podróż musi się dawać we znaki.

Na biwaki wojownicy wybierali miejsca osłonięte od wiatru i przypadkowych, niepowołanych oczu. Nawet w tej bezludnej okolicy, jeżeli decydowali się rozpalić ogień, to nigdy nie był on wielki. Chodziło głównie o żar dla odrobiny ciepła i, czasem, dla upieczenia mięsa jakiegoś upolowanego zwierzęcia. Szczęściem w powietrzu czuć już było wiosnę. I choć noce nadal były dosyć chłodne, to za dnia słońce przygrzewało mocno, radośnie.

Teren znów się zmienił. Wznosił się wyraźnie i teraz znajdowali się na suchej wyżynie, pociętej labiryntami wąwozów, pełnej jaskiń i rozpadlin. Skały, miękki piaskowiec o rdzawym kolorze, miały dziwaczne, fantastyczne kształty rzeźbione przez wiatr i piasek. Trawa była sucha, ostra. Drzew niewiele. Niektóre wyglądem przypominały karłowe sosny, inne yukki z obfitymi pióropuszami twardych, włóknistych liści. Najobficiej rosła tu dzika bawełna, zagnieżdżając się w skalnych rozpadlinach – dobrze sobie radziła na suchych, nieurodzajnych glebach.

W płytkiej kotlince zatrzymali się na kolejny nocleg i zdecydowali rozpalić niewielkie ognisko. Larkus oddalił się, by zebrać więcej drewna dla potrzymania żaru, a Ergor doglądał upolowanego rankiem zwierzęcia podobnego zająca, by ów nad ogniem przyrumienił się odpowiednio ze wszystkich stron.

Ogień (Dzieci Żywiołów II) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz