Część 2

2.6K 401 62
                                    

Dryfuję po oceanie nieświadomości, choć jestem do głębi świadomy. Czuję otaczającą mnie ciemność niemal tak, jak gdyby była czymś namacalnym. Dotykam jej palcami, których nie mam, badając kształt, którego nie posiada. Spoglądam w nią oczami, które nie widzą, przeglądając na wskroś czerń nie do przejrzenia. Jest, a jakby jej nie było. Otula chłodnym ciepłem moje nie-ciało, szeptem krzycząc do mych nie-uszu.

Zapadam się. Czuję mokry, mroźny dotyk, a jednak przeszywa mnie gorąco. Wpatruję się w ciemność, której nie ma, choć jest i wsłuchuję się w słowa, które wypowiada, choć nie ma ust. Zapewnia mnie, że nic mi nie grozi, każe się poddać sile płynącej z nikąd i zewsząd, otaczającej mą nieświadomą świadomość nieistniejącym ramieniem.

Pochłania mnie woda. Jest łagodna w swej gwałtowności i bezpieczna mimo niebezpieczeństw. Zamykam oczy, które nie widzą, i których nie mam, i pozwalam jej połknąć me jestestwo w całości.

Nastaje nicość.

A potem rozpoczyna się wszystko.

Biorę łapczywy haust powietrza, budząc się i otwierając oczy, które są tak samo prawdziwe, jak ja jestem. Czuję obezwładniający ból, pieczenie w gardle, jakbym wciąż tkwił pod wodą i topił się. Panika wewnątrz mojej duszy narasta, gdy atakują mnie obrazy świata zewnętrznego, barwy i dźwięki. Drapię swoją twarz palcami, które teraz posiadam, nie wiedząc, co się ze mną dzieje, chcąc się pozbyć swędzenia, czającego się gdzieś w głębi oczodołów.

— Hej! Hej, już dobrze! Uspokój się — mówi ktoś, zaciskając dłonie na moich nadgarstkach. Powoli odciąga me ręce, a ja staram się skupić wzrok na tej osobie. To kobieta z mysimi włosami i okularami na prostym nosie. Spogląda na mnie szeroko otwartymi oczami o tęczówkach nie przypominających żadnej konkretnej barwy; są jak zieleń wymieszania z brązem. — Przebudzenie zawsze jest najgorsze. Możesz czuć lekki ból głowy, który ustanie, gdy wszystkie wspomnienia znajdą swoje miejsce.

— J-jakie wspomnienia? Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś? — Wzdrygam się, słysząc swój głos. Jest zachrypnięty, a jednocześnie mocny. Do tej pory nie miałem głosu. Nie miałem nawet ust, którymi mogłyby wypływać słowa, ani języka, który by te słowa układał. Lecz teraz... teraz mam obie te rzeczy.

— Twoje wspomnienia — odpowiada kobieta, uśmiechając się pogodnie. Ten uśmiech nadaje jej twarzy wesołości. — Jestem Autorką, a ty moim Bohaterem.

Nie rozumiem ani słowa. Jakim bohaterem? Nie jestem żadnym bohaterem, nie znam tej kobiety i chcę jak najszybciej wrócić do swojej nieświadomej świadomości.

— Zaraz wszystko stanie się jasne — mówi.

Mój wzrok sam kieruje się w stronę tego, co znajduje się za Autorką. Dostrzegam ogromne kartonowe pudło, przed którym leży stos popękanej ceramiki. Marszczę brwi, przyglądając się brązowym odłamkom porcelany. Mają różne kształty, niektóre są kanciaste, inne zaokrąglone, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby zebrać je i odpowiednio dopasować, przybrałyby formę człowieka. Naraz dopada mnie panika. Powietrze szybko dostaje się do moich płuc i jeszcze szybciej je opuszcza, moim ciałem wstrząsają spazmy błagalnych oddechów. To mój kształt, to moja ceramika, to moje pudło.

Nie, nie, nie.

Podnoszę dłonie, które mam. Skąd się wzięły? Nigdy nie miałem dłoni. Chcę się ich pozbyć, chcę znów trafić do oceanu nieświadomości, chcę otulić się ciemnością, która jest, lecz jakby jej nie było. Gdzie to wszystko się podziało?

— Uspokój się. To szok, zaraz ci przejdzie — mówi Autorka. — Skup się na swoich wspomnieniach.

Wspomnieniach? Ja nie mam wspomnień!

— Jak masz na imię? — pyta nagle kobieta, dotykając mnie. Czuję jej chłodną skórę na swojej, i jest to niemal naturalne. A przecież nigdy wcześniej nie miałem skóry.

— Tomek — odpowiadam i niemal od razu zastygam w bezruchu. Skąd to wiem? To nieprawda. Ja nie mam imienia.

— Bardzo dobrze. — Autorka uśmiecha się. — Ile masz lat?

— Właśnie skończyłem piętnaście. — Moje odpowiedzi są mechaniczne. Nie muszę się nad nimi zastanawiać, co jednocześnie mnie raduje i smuci. Nie mam pewności, skąd to wszystko wiem, ale gdy zastanawiam się głębiej, w mojej głowie pojawiają się obrazy, postacie, twarze, głosy, litery... Wspomnienia. — Co...

I wtedy dociera do mnie wszystko. Nie jestem bohaterem, jestem Bohaterem. Nie byle jakim, mam misję do wykonania. Moja siostra zaginęła i muszę ją odnaleźć. A ona, Autorka, dopilnuje, żebym to zrobił. Dała mi życie, wyciągnęła mnie z ciemności, której nie ma, choć jest, dzięki niej wynurzyłem się z oceanu świadomej nieświadomości.

— Chyba wreszcie zrozumiałeś — mówi kobieta. Spogląda na mnie łagodnie.

— Tak — odpowiadam powoli, przenosząc na nią wzrok. Wiem, kim jestem i co się stało. Wiem, co wydarzy się za moment. Ale nie boję się: Autorka jest pewna tego, co robi. Wierzę jej, co jest dziwne, bo przecież dopiero co ją poznałem. Jednak ufam, że nie zostawi mnie i pomoże mi przejść wszystkie próby. W końcu to ona mnie wymyśliła. I zapewne doskonale orientuje się w świecie, z którego pochodzę, w świecie, który sama stworzyła. To jej opowieść, a ja jestem jej Bohaterem.

— Możemy zaczynać.

— Z chęcią, ale zanim przejdziemy dalej, musisz jeszcze kogoś poznać...

— Kogo? — Marszczę brwi.

Kobieta uśmiecha się, wkłada prawą rękę do kieszeni szarej bluzy i wyjmuje z niej czarne, eleganckie pióro ze złotą stalówką. Jest piękne i idealnie leży w jej dłoni. To jej Atrybut. Jest jak zaczarowana różdżka Autorki, to dzięki niemu Bohaterowie ożywają, a ich historie stają się prawdziwe.

Patrzę na pióro z niemym zachwytem. Wręcz nie mogę się doczekać, kiedy w końcu mnie nim dotknie. Wtedy przeniosę się do swojego świata. Wtedy, rozpocznie się moja opowieść.

Autorka kieruje na mnie złotą stalówkę i odpowiada na moje wcześniej zadane pytanie, uśmiechając się przy tym szeroko:

— Narratora.

sTworzenie: BohaterWhere stories live. Discover now