Ogień 4

463 33 4
                                    

4

Margas...

Vertosh, Larkus i Ergor w milczeniu przyglądali się śpiącej dziewczynie.

– Jesteś pewien, Larkus, że mówiła o Torce? – odezwał się wreszcie najstarszy z mężczyzn.

Mówił cicho, tak, by nie obudzić śpiącej.

– Nie wymieniła jego imienia, ale mówiła o Czarnym Kapłanie. – Larkus nerwowo przegarnął czuprynę dłonią. – Vertosh, przybiegła tu w środku nocy, trzęsąc się jak liść. Była tak przerażona, że nie mogła mówić. Przekazywała myśli. W kółko powtarzała, że jakiś „on", „czarny kapłan", że wie o nich i szuka ich. To o kim mogła mówić? Kto, oprócz nas i Torci, może szukać Kapłanek? Zresztą spytajmy ją, niech sama powie.

– Nie, zostaw, niech śpi. – Vertosh powstrzymał jego ramię. – Niech wypocznie. Ona musi jechać, żeby znaleźć Ogień. Będzie potrzebowała dużo sił. Chodźcie teraz na dół. Wszyscy. Ty też, Larkus. Dziewczę zostaw, niech śpi. My musimy się naradzić.

Vertosh kazał przygotować śniadanie. Larkus i Garrosh poszli do kuchni zająć się posiłkiem. Pozostali czekali cierpliwie, zajęli miejsca za stołem i rozmawiali ściszonymi głosami, poważni, skupieni.

Świat wokół, ten znany, który był ponurym miejscem, nie dającym nikomu nadziei na lepsze, zmieniał się na ich oczach.

Jeszcze kilka tygodni temu trwali w przekonaniu, że przeżyją swoje dni w ukryciu, samotni. Powrót między ludzi oznaczałby przecież albo akceptację i podporządkowanie się władzy okrutnika, albo śmierć. Pierwsze nie wchodziło w rachubę, a drugie... Cóż, żyć nawet w odosobnieniu i trudzie to jednak lepsza alternatywa niż być martwym.

Teraz przebudzenie kolejnego już Żywiołu sprawiało, że wszystko ulegało zmianie. Oto oni, wyklęci banici, stawali się Wojownikami już nie tylko dlatego, że wpoił im to przekonanie stary Vertosh. Obecność Kapłanek, najpierw Ziemi, a teraz Ognia, obudziła w nich uśpioną dumę i siłę ojców, dawnych Wojowników. Jeżeli dotąd w duszach tliły się wątpliwości, czy istotnie pojawią się Ogień, Wiatr i Woda, to dzisiejszy ranek rozwiał je.

Żywioły powracają do kraju Taar.

W kuchni Larkus w milczeniu kroił chleb, a twarz ściągnęły mu niepokój i troska, dodając lat.

– Głowa do góry, bracie – zagadnął Garrosh, żeby choć trochę rozładować wiszące w powietrzu napięcie. – Na razie twojej pannie nic nie grozi.

Larkus potrząsnął głową.

– Rzecz w tym, że wcale nie jestem tego pewien – mruknął i westchnął ciężko. – Bezpieczna jest tylko tutaj, a będzie musiała z nami jechać. To nawet dla nas, mężczyzn, nie jest bezpieczne, dla niej tym bardziej. Garrosh... kochaliśmy się – powiedział z miną grzesznika wyznającego najcięższą zbrodnię. – Dzisiejszej nocy, kiedy do mnie przyszła...

Garrosh wyprostował się. Milczał chwilę, uważnie przyglądając się towarzyszowi. Otarł ręce o kaftan, oparł dłoń na ramieniu Larkusa i rzekł z powagą, patrząc mu w twarz:

– Bracie, to Ziemia. Twoja Kapłanka, twoja kobieta. Powiedz, kochasz ją? – zapytał.

– Życie bym za nią oddał – powiedział cicho Larkus.

– A ona?

– Ufa mi... Też chyba kocha, tak mówiła...

– Bracie, ona należy do ciebie, a ty do niej. Nie czuj się winny temu, że ją kochasz... i że kochasz się z nią. – Garrosh zacisnął palce na ramieniu Larkusa. – Ty jesteś Wojownikiem Ziemi. Jej Wojownikiem. Winien jej jesteś tę miłość. Jesteś szczęściarzem, że ją masz, i ciesz się z tego. I nikomu się nie tłumacz, Larkus, nikomu.

Ogień (Dzieci Żywiołów II) [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz