Rozdział 6

98 18 4
                                    

* Alexander

Pamiętam ją dokładnie – tą, która ograbiła moje serce i je splądrowała. Minęło już 1159 lat, a ja wciąż mam wrażenie, że Henriette za chwilę wejdzie do mojej kamiennej sali, usiądzie mi na kolanach, pocałuje i spyta, kiedy wreszcie znajdę dla niej trochę wolnego czasu...

Z zamyślenia wyrywa mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Podnoszę głowę i patrzę na Marcusa. Kłania mi się ze wzrokiem wbitym w podłogę.

– Panie, przyszły wieści z Hospitalu – odzywa się. – Eve Leighton jest gotowa do przejścia.

Z jednej strony czekałem na tę nowinę, a z drugiej... Eh... Jak ja jej spojrzę w oczy? Czy chcę to robić? Czy mam ochotę tłumaczyć to, co uczyniłem?

Mogłem ją uratować.

A jednak tego nie zrobiłem...

– Dziękuję, Marcusie. Możesz już iść – odpowiadam.

Ghoster wychodzi, a ja wstaję z mojego kamiennego tronu. Mój dom jest niemalże pusty. Po raz kolejny oglądam szare, zimne ściany i ciężko wzdycham.

Czas na mnie.

* Eve

Chcecie dobrą radę? Nigdy nie pozwólcie, żeby ktoś wam łamał kręgosłup! To doświadczenie było gorsze od samej śmierci.

– To niezbędne do poprawnej rekonwalescencji – powtarzał silnie zbudowany mężczyzna o szerokich barkach i wielkich dłoniach, chodząc po moich plecach.

Po kilku godzinach cierpienia, straciłam rachubę czasu. Popadłam w pewniej rodzaj apatii. Myślałam o Cassie, o Ianie i rodzicach. Czy już odbył się mój pogrzeb? Czy już oficjalnie rzucono mi kilka marnych kwiatów na trumnę i usypano grób?

Siedzę na łóżku wyprostowana jak struna i gapię się w czarne niebo za oknem. Już nigdy więcej nie zobaczę słońca.

Nagle drzwi się otwierają i do pomieszczenia wpada Alexander. Na jego widok, momentalnie staję na nogi.

Chyba jeszcze nigdy nie budził we mnie takiej grozy... Twarz ma bladą; nie malują się na niej żadne emocje. Wygląda na groźnego i potężnego, ale zmęczonego. Nie potrafię go rozszyfrować – wydaje się być dwiema osobami w jednym ciele.

– Nadszedł twój czas na przejście przez Ostatni Most – te słowa, jako pierwsze padają z jego ust.

Rozglądam się wokół siebie, jakbym miała tu coś, co mogę ze sobą zabrać. A tak nie jest.

Ostrożnie zbliżam się do Alexandra. Przytrzymuje mi drzwi i wychodzimy na zewnątrz.

W Mieście panuje dziwny klimat – czasem jest niesłychanie ciepło, a czasem bardzo zimno. Ciężko nadążyć za ciągłymi zmianami pogody.

Cicho stąpam za mężczyzną. Co jakiś czas zerka na mnie, jakby chciał się upewnić, że nigdzie nie uciekłam.

– Aurellia mówiła, że chciałabyś odwiedzić rodzinę – odzywa się Alexander, zerkając na mnie przez ramię.

– To prawda – potwierdzam. – Podobno tylko ty możesz mnie tam zabrać.

– To prawda – używa moich słów.

Czekam, aż coś doda, ale on milczy jak grób. O tak, słowo grób idealnie do niego pasuje.

Dochodzimy do ogromnego, długiego mostu. Pod nim rozciąga się bezkresna przepaść. Aż strach pomyśleć, dlaczego dochodzi stamtąd smród rozkładającego się ciała...

Can I stay?Where stories live. Discover now