2. With the lights out it's less dangerous

1K 78 7
                                    

Po lekcjach wyszłam ze szkoły i skierowałam swe kroki w stronę przystanku. Wpięłam słuchawki do telefonu, wsadziłam je w uszy i puściłam na full "Highway to Hell" ACDC. Wiedziałam, że ludzie stojący obok też to słyszą, i dziwnie się na mnie patrzą. Miałam ich w dupie.
Gdy dotarłam do domu wsadziłam do odtwarzacza płytę z wykonaną przeze mnie składanką. Na całe mieszkanie rozbrzmiało "Can you feel my heart" Bring Me The Horizon. Wiedziałam że zaraz sąsiedzi przyjdą się poskarżyć ale chciałam skorzystać z tej krótkiej chwili głośnej muzyki. Rzuciłam się na moje wielkie łóżko. Zajmowało prawie cały pokój. Oprócz niego przy białych ścianach stało biurko, szafa i mój skarb - gramofon. Czyli minimalistycznie. Wszystkie meble, zasłony i inne dodatki były czarne. Ściany ozdobiłam pisząc na nich markerem cytaty z piosenek. Postanowiłam jednak tym razem uniknąć konfrontacji z zezłoszczonymi mieszkańcami bloku i podśpiewując tekst pod nosem poszłam przyciszyć "ten szatański jazgot". Odpaliłam laptopa i weszłam na Facebooka. Miałam chyba milion zaproszeń do znajomych. Kim. Rozalia. Larissa. Alexy. Armin. Iris. Lysander. Melania. Nataniel. Violetta.
Cała klasa. Wróć, prawie cała. Brakowało jednej osoby.
Kastiel.
Nie powiem, zaintrygował mnie. Przyjęłam zaproszenia, w końcu muszę udawać miłą.
Przebrałam się w moje rozciągnięte krótkie dresy (na tyłku mają różowy brokatowy napis PRINCESS) a włosy spięłam w niedbałego koka. Założyłam fartuszek w serduszka z napisem "Najlepsza córka na świecie" i kręcąc pupą w takt muzyki lecącej z odtwarzacza zabrałam się do gotowania. Podsmażyłam mięso, w międzyczasie wstawiłam wodę na makaron. Wlałam sos na patelnię i wsypałam po trochu chyba wszystkich przypraw, jakie miałam w domu, nie szczędząc przy tym ostrej papryki. Odcedziłam makaron i zestawiłam sos. Nałożyłam sobie porządną porcję spaghetti i razem z talerzem i szklanką soku powędrowałam na kanapę w salonie. Chwyciłam pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Trafiłam na kabaret. Odrzuciłam pilota i zaczęłam jeść mój pyszny obiad.
Wstawiłam naczynia do zmywarki, odwiesiłam na wieszak fartuszek, wyłączyłam muzykę i wzięłam się za odrabianie lekcji. W końcu chcę jakoś sensownie żyć w tej szkole.
Spakowałam się na następny dzień i zajrzałam do kuchni. Tak jak myślałam, nie ma podstawowych rzeczy. Przebrałam się, wzięłam bluzę, portfel, telefon, kluczę i paczkę fajek (tak wiem, jestem taka rebel). Jeszcze raz zrobiłam szybko listę w głowie i wyruszyłam do sklepu. Widziałam gdzieś niedaleko market. Po drodze odpaliłam papierosa (+10 dla szpanu, +20 dla raka). Weszłam do sklepu wyrzucając peta do kosza przy wejściu. Chwyciłam koszyk i zaczęłam ładować do niego mleko, chleb, cukier i inne tego typu pierdoły. Upewniłam się że mam ze sobą dowód osobisty i wzięłam Redd'sa. Przy płaceniu kasjer spojrzał na mnie podejrzliwie, ale tylko mruknął pod nosem prośbę o okazanie dowodu. Podałam mu dokument i zajęłam się pakowaniem zakupów do plastikowej siatki. Zapłaciłam, facet oddał mi kawałek plastiku i wyszłam ze sklepu. Po drodze mignęły mi czyjeś czerwone włosy. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Kastiel, ale potem stwierdziłam, że w tym mieście może być dużo chłopców z taką czupryną. Tak, na pewno.
W domu nie miałam już na nic siły. Wzięłam szybki prysznic myjąc się moim ulubionym jagodowym żelem. Przebrałam się w piżamę typu pajacyk koloru czarnego z motywem szkieletu i wskoczyłam do łóżka. Zaplątałam się w kołdrę i zasnęłam.

Obudziłam się 10 minut przed budzikiem. Dziwne. Postanowiłam od razu wstać i się ogarnąć. Otworzyłam szafę w celu wybrania outfitu. Postanowiłam ubrać się w czarną koszulę z ćwiekami na kołnierzyku, czarną rozkloszowaną spódnicę, czarne zakolanówki i czarne szpilki. Poszłam do łazienki i spięłam włosy. Wzięłam pobudzający prysznic i włożyłam komplet czarnej bielizny. Otworzyłam szafkę z kosmetykami. Zastosowałam minimalną ilość rozjaśniającego korektora pod oczy. Podkreśliłam rzęsy tuszem i narysowałem eyelinerem kreskę na powiece. Poszłam do kuchni i włączyłam radio. Akurat leciały wiadomości. Wyciągnęłam z lodówki jajka, szynkę, cebulę i żółty ser. Na śniadanie zrobiłam jajecznicę. Dzięki dodatkowym 10 minutom miałam na luzie czas na wszystko. Po posiłku wstawiłam naczynia do zmywarki. Wróciłam do pokoju i ubrałam pozostałe ubrania, bo dalej byłam w samej bieliźnie. Ostrożnie, żeby nie pobrudzić bluzki, umyłam zęby. Musnęłam usta jasnoróżową szminką. Włosy trochę podkręciłam lokówką i poskromiłam czarną opaską w czaszki.
Wzięłam plecak, klucze i telefon, upewniłem się, że zamknęłam mieszkanie i zjechałam windą na parter. Przy wyjściu z bloku zobaczyłam Kastiela. Nie miałam wątpliwości, że to on. Ta sama koszulka Winged Skull, te same czerwone włosy. Przypomniało mi się jednak, że zaraz ucieknie mi autobus. Przyspieszyłam kroku. Po dotarciu na przystanek od razu wskoczyłam do pojazdu i usiadłam na twardym siedzeniu. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zaczęłam sprawdzać Facebooka.
-Wolne?
-Co? Tak, proszę... - odpowiedziałam przelotnie spoglądając na właściciela głosu. Serce zaczęło mi szybciej bić. To był Kastiel. Ej, Chelle, ogarnij się, nie znasz go. Boże. Czerwonowłosy przyjął nonszalancką pozę i zaczął się na mnie gapić. Co jakiś czas przenosiłam wzrok znad telefonu na niego i stwierdziłam, ze patrzy się na mnie cały czas. W końcu nie wytrzymałam.
-Mam coś na twarzy?
-Lubię obserwować piękne dziewczyny - uśmiechnął się szyderczo i wyskoczył z autobusu, bo akurat się zatrzymał. Zebrałam szczękę z podłogi i też szybko wyszłam, ale chłopaka już nigdzie nie było. Zdezorientowana weszłam do gmachu liceum. Ruszyłam do klasy. Było już sporo osób. Zaraz za mną weszła Larissa. Prawie jej nie poznałam. Miała delikatny makijaż i zwiewną sukienkę, a końcówki włosów jakimś cudem od wczoraj zmieniły kolor na róż. Totalna zmiana image'u.

Black Roses [Słodki Flirt]Where stories live. Discover now