– Lake! – wrzeszczę i chcę do niej podbiec, ale powstrzymują mnie tata i mój brat. Oczywiście chcę im się wyrwać, ale na marne. – Zostawcie mnie! Lake! – krzyczę mając nadzieję, że otworzy te swoje, piękne oczy. Ale ona nadal leży zakrwawiona na tym pieprzonym ganku. Na lewym poliku uformował się już ogromny krwiak. Krew, która wypływała z jej nosa zdążyła już zaschnąć. Ratownicy mówią coś jeden do drugiego i powierzchownie opatrują jej obrażenia. Kiedy podnoszą jej koszulkę, zamieram. Jak z resztą wszyscy. Na jej brzuchu nie ma ani skrawka normalnego koloru. Pokrywają go ogromne siniaki wypełnione krwią. Z niektórych zadrapań uporczywie sączy się czerwona ciecz. Zakrywam swoje usta dłonią. Mam ochotę upaść na kolana. I prawie to robię. Przed upadkiem powstrzymują mnie tylko silne ramiona taty i mojego brata. Kto jej to zrobił? Zabiję go kurwa. Nie mogę znieść myśli, że ona była sama i bezbronna. Mogłem za nią pobiec. Ale zamiast tego zrobić użerałem się z Ally. Z pieprzoną Ally!

– Co się stało? – pytam patrząc na moich bliskich. – Co się z nią do cholery stało?

– Nie wiemy. – odpowiada tata. – Przyszła tutaj w tym stanie i osunęła się na mnie. Pozwól im jej pomóc. – mówi kiedy kolejny raz próbuję podejść bliżej Lake.

– Czy będzie z nią dobrze? – pyta sanitariuszy mój brat.

Umieszczają właśnie Lake na noszach i wpychają do karetki. Jeden z nich podchodzi do nas.

– Dziewczyna została dotkliwie pobita. – oznajmia. – Jednak jej obrażenia na zagrażają życiu. Zemdlała z powodu zbyt dużej ilości kortyzolu. Wycieńczenie też zrobiło swoje. Teraz zabierzemy ją do szpitala by poszerzyć diagnostykę.

– Gdzie ją zabieracie? – pytam.

– Mount Sinai Hospital. – odpowiada zanim wsiądzie do karetki.

Pojazd rusza, a mnie trochę uspokaja fakt, że nie włączają syren ani kogutów.

Nie czekając na nic ani nikogo wyrywam się z objęć staruszka i Caspra. Chcę jak najszybciej znaleźć się przy mojej Lake, ale coś, a może raczej tata nie pozwala mi na to, trzymając mnie za rękę.

– Gdzie tak się śpieszysz? – pyta tata jakby to było nieoczywiste.

– Właśnie zabrali kobietę, którą kocham do pieprzonego szpitala. – cedzę przez zęby. – Naprawdę musisz się jeszcze dopytywać dokąd mi tak śpieszę? – pytam z sarkazmem.

– Nie o to mi chodziło. – tłumaczy. – Bardziej o to, że w takim stanie na pewno nie pozwolę ci jechać gdziekolwiek. Tak więc pojedziesz ze mną , mamą i swoim bratem. Lily zostanie w domu z Młodym. – zarządza. Powoli zaczyna mnie już denerwować. Stoimy tu i marnujemy cenny w tej chwili czas.

– Świetnie. – mówię. – Czy możemy już jechać?

– Nie wydzieraj się. – beszta mnie mój brat.

– Ciekawe jak ty byś się zachował w mojej sytuacji? – mówię wskazując na niego palcem.

– Wiem doskonale co teraz przeżywasz, ale zachowaj te emocje na później. Teraz liczy się tylko Lake. – mówi równie zły i zatroskany zarazem. – I dlaczego coś mi cały czas podpowiada, że to po części, a nawet w dużej mierze twoja wina? – teraz to on celuje we mnie palcem.

Zamieram.

Ma rację. Spuszczam wzrok. 

– Bo to jest moja wina.

***

Właśnie wybiła północ. Czekanie na szpitalnej poczekalni jest niczym tortura, którą już kiedyś mnie torturowano. Przeżywam jebane deja vu. Wiem tylko, że jak na razie Lake przechodzi serię badań.  Jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, więc jestem minimalnie spokojniejszy.

Love Me Foreverحيث تعيش القصص. اكتشف الآن