Rozdział 10

3.7K 194 10
                                    

    Łzy płynęły po moich policzkach i w duchu przeklinałam się, że pokazałam mu jaka jestem słaba.  Alex cierpliwie czekał, ocierając moje łzy i wydawał się być przygnębiony. Nie mogłam zrozumieć dlaczego był taki smutny i markotny. Jego wzrok utkwiony był we mnie pełen żalu i poczucia winy, ale przecież on nic nie zrobił. Dlaczego tu ze mną siedział? Dlaczego jeszcze nie uciekł?

Jeśli mu teraz wszystko wyśpiewam, ucieknie gdzie pieprz rośnie, ale już na sto procent. Sama bym od siebie uciekła, ale niestety to niemożliwe.
Siedziałam na podłodze po turecku, a naprzeciw mnie siedział przygnębiony chłopak, który jeszcze nie przejrzał na oczy. Nie widzi tego, że jestem inna. Nic nieznacząca i bezużyteczna. Niedługo zrozumie...musi, prawda?

    -  Powiedz coś, proszę...  -  westchnął ze zrezygnowaniem i przymknął oczy.

Nie chciałam go stracić. Nie mogłam.
Także westchnęłam i zaczęłam mój wyćwiczony przed sekundą wykład:

    -  Dziś do szkoły doszedł nowy uczeń.  -  Z trudem wypowiedziałam jedno zdanie, a co dopiero będzie potem?

Spojrzał na mnie wyczekująco i nieznacznie się przybliżył, by lepiej mnie słyszeć.

   - To chłopak. Da..mien. Ja... znałam go z gimnazjum i podstawówki. To mój były chłopak. Zostawił mnie i więcej się nie odezwał.

Po tym wyznaniu wybuchłam płaczem, ale nie z powodu Damiena, tylko dlatego że tak okropnie kłamałam. Damien nie był moim chłopakiem, nie zostawił mnie, tylko ja jego.
Czułam się kropnie, ale przecież nigdy tak nie było, gdy okłamywałam innych. Dlaczego teraz odczuwałam taką pustkę i wyrzuty sumienia?
Czułam, że go zdradziłam.

Przytulił mnie i teraz znowu koszulkę miał mokrą od moich łez. Gładził mnie po plecach, co sprawiało mi przyjemność. Mogłam tak leżeć w jego ramionach wieczność...
Przypadkiem musnął moją nagą skórę, która wystawała spod krótkiej bluzki.
Zadrżałam i poczułam dziwne ciepło, które rozeszło się po moim całym ciele. Zarumieniłam się, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że siedzę mu na kolanach.

Dziewczyno, ogarnij się! Co się z tobą dzieje!?

Jednak on sobie nic z tego nie robił, chyba w ogóle nie zdawał sobie sprawy, jak blisko siebie jesteśmy.
Odsunęłam się od niego, a on pojmując, o co mi chodzi zepchnął mnie z siebie. Delikatnie. Teraz, gdy opuściłam jego ciepłe ciało zrobiło mi się zimno.
Położyłam się do łóżka, a on usiadł w na jego rogu.
Przykryłam się kołdrą i ułożyłam się w miękkiej pościeli.

W jego ramionach było mi wygodniej...

Wpatrywałam się w sufit, bo nie miałam odwagi spojrzeć w jego przeszywające oczy.

    -  Świnia  - warknął, patrząc na mnie.

Zamarłam. Dlaczego mnie tak nazwał?
Przejrzał na oczy szybciej niż sądziłam, ale żeby tak gwałtownie... Tylko, dlaczego coś w klatce piersiowej mnie zabolało? Ukłuło?
Nie, przecież nie mogłam się tym przejąć.
Nie zależało mi na nim, prawda? Prawda?!

    -  Co-o? -  wykrztusiłam, a mój głos na szczęście się nie załamał.

Uśmiechnął się smutno, czym zbił mnie z pantałyku.

    -  Świnia z niego. Jak mógł cię zostawić? Jak mógł opuścić tak mądrą i niezwykłą dziewczynę jak ty?

Zarumieniłam się. Wraz z jego słowami zrobiło mi się cieplej na sercu i poczułam ogromną ulgę. Nie powinnam się do niego zbyt bardzo przywiązywać, bo inaczej gdy odejdzie, zaboli...
Jednak bardzo zdziwiło mnie to, że nazwał mnie mądrą i niezwykłą. Naprawdę taka jestem?

O czym ja myślę. Przecież chciał mnie tylko pocieszyć...

    -  OCH, głupia, głupia. Kiedy ty w końcu to zrozumiesz.

Nie wiedziałam, o co chodziło mojej podświadomości i szczerze mówiąc, nie chciałam tego wiedzieć. Zadałam chłopakowi pytanie, które dręczyło mnie cały dzień:

    -  Dlaczego jesteś smutny?

Ponownie się uśmiechnął i pokazał dwa dołeczki, których chciałam dotknąć. Nie, nie chciałam.

    -   Gdy ty jesteś smutna, ja też. Nic na to nie poradzę. Wiesz...  -   wskazał na sufit  -  ...siła wyższa.

Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale rozśmieszył mnie jego wyraz twarzy i wybuchnęłam śmiechem.

    -  Zrobiłaś to specjalnie? -  zapytał uśmiechając się promiennie tak, że aż zabrakło mi tchu.

    -  Dlaczego niby?  - odparłam, nie rozumiejąc jego toku myślenia.

    -  Pamiętasz? Ty szczęśliwa = Ja szczęśliwy.  -  Wykonał przy tym jakieś skomplikowane ruchy rękami, wymachując nimi niczym wiatraki.

    - Tak, a Ja szczęśliwa + Ty szczęśliwy = psychicznie upośledzeni nastolatkowie.

Zaśmiał się. Muzyka dla moich uszu...

    -   Już niedługo będę cię nazywał małolatą.  -  Uśmiechnął się chytrze.

    -  Jak to?  -  Chyba zrobiłam naprawdę dziwną minę, bo ten wybuchł śmiechem.

     -  Za kilkanaście dni skończę osiemnaście lat, a ty...  -  wskazał na mnie  -  nie będziesz mogła pić na mojej imprezie urodzinowej.

Jęknęłam, a ten ponownie zarechotał.

    -  No wiesz co? Chyba zrobisz dla mnie wyjątek, prawda?

Próbował mówić poważnym tonem, ale mu to nie wychodziło:

    -  Przez cały czas będę cię pilnował.

     -  Ani się obejrzysz, a ja będę już trzymać kieliszek w dłoni  - mruknęłam, uśmiechając się.

     -  Zobaczymy.

Parsknęliśmy śmiechem.

I tak właśnie spędziliśmy połowę dnia, dogryzając sobie i drażniąc się, na przemian wybuchając śmiechem.

Napraw Mnie ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora